121269.fb2 Bohun - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 50

Bohun - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 50

Garłacz... – ciężka broń palna z XVII wieku, charakterystyczna dzięki rozszerzającej się lejkowato lufie. Z garłacza strzelano siekańcami, czyli pociętą kulą, gwoździami, a nawet tłuczonym szkłem. Była to zatem broń o krótkim zasięgu, ale dużym rozrzucie i sile rażenia – odpowiednik dzisiejszej śrutówki.

Oblężenia pułkownika Kopystyńskiego... – w 1648 roku Przemyśl oblężony został przez kozackiego pułkownika Kopystyńskiego, którego pokonał i tym samym uwolnił miasto od oblężenia Karol Korniak z Sośnicy.

...zabawiano w Wirtshaus... – czyli w gospodę. Była to zabawa bardzo popularna na dworze królewskim i dworach magnackich. Jej uczestnicy losowali pomiędzy siebie role i w zależności od nich przebierali się za gospodarzy, kupców, Maurów, żołnierzy, służących, pasterzy. Gospodarz zobowiązany był do zorganizowania i opłacenia uczty, kupiec do zaopatrzenia sklepu, w którym uczestnicy zabawy mogli nabyć różne towary, płacąc za nie fikcyjnymi pieniędzmi. Zabawa taka bywała kosztowna, bo przecież w myśl staropolskiego „zastaw się, a postaw się”, kupiec musiał z własnych funduszy nakupić drogich materii i towarów, a gospodarz przygotować wielką ucztę. Nic zatem dziwnego, że taki na przykład Jeremi Wiśniowiecki nie cierpiał tego typu zabaw, w których jednak, chcąc być bliżej polityki i dworu królewskiego, uczestniczyć musiał.

Nie zdrowaś Ludwiko francuska Maryjo... – przyśpiewka śpiewana po karczmach i gospodach w czasach panowania Jana Kazimierza i traktująca o królowej, czyli Ludwice Marii Gonzadze de Nevers, która usiłowała dławić w Polsce demokrację szlachecką.

Rozdział III

Marcin Kalinowski – mianowanie w 1646 roku Kalinowskiego hetmanem polnym koronnym było największym z gwoździ, które wbił do trumny Rzeczypospolitej kanclerz Jerzy Ossoliński. Kalinowski, pomimo iż od roku 1620 sługiwał wojskowo, nie miał poważania pod chorągwiami ani dużych doświadczeń bojowych, a bardziej niż hetmana znano go jako pysznego i bezwzględnego magnata. W czasie gdy dowodził armią koronną, nie liczył się z niczyim zdaniem, potrafił lżyć i wyzywać żołnierzy, utrącać najlepsze wojenne plany, niszczyć wszelakie przejawy samodzielności u podwładnych. Już w 1651 roku, w trakcie kampanii na Podolu, doszło do zwad i awantur między Kalinowskim, a towarzyszącym mu wojewodą bracławskim Stanisławem Lanckorońskim. Najpierw dowódcy pokłócili się o buławę pozostałą po zabitym dowódcy Kozaków – Danile Neczaju, potem zaś, kiedy w Szarogrodzie Lanckoroński skrytykował Kalinowskiego, hetman pokazał mu na oczach całego wojska dorodną „figę”, która w owych czasach uchodziła za wielce obraźliwy gest. Pod koniec 1651 roku doszło do jeszcze gorszych scen, kiedy to Kalinowski ubliżał oficerom z pułku Mikołaja Potockiego. Dodajmy do tego fakt, iż hetman polny był krótkowidzem i jak podają źródła historyczne „na staje dobrze nie widział”, nie potrafił przygotowywać rozsądnych planów kampanii i bez mrugnięcia okiem wysyłał żołnierzy na śmierć. Dla dziejów Rzeczypospolitej okazało się rzeczą straszną, iż w 1648 roku, w chwili największej próby i zagrożenia państwa, na czele armii koronnej stanęli magnaci niemający dużego doświadczenia wojskowego (jak dowódcy wojskowi spod Piławiec – „pierzyna, łacina i dziecina”) lub hetmani z nadania, którzy buławy zawdzięczali przede wszystkim polityce, a nie wygranym bitwom. Był to precedens, gdyż poprzedni wodzowie koronni – Jan Zamoyski, Stanisław Żółkiewski i Stanisław Koniecpolski dochodzili do urzędów poprzez długotrwałą służbę wojskową, a gdy otrzymywali buławę byli już znanymi i cenionymi dowódcami. Tymczasem, aby dowodzić XVII-wieczną armią polską, nie wystarczała pycha i splendor magnacki. Poza umiejętnościami radzenia sobie w polu, hetman winien być lwem i Jezusem Chrystusem w jednej osobie. Wojsko koronne, podobnie jak każda armia europejska w owym okresie, składało się bowiem ze szlacheckich awanturników, zabijaków i zawalidrogów. Dlatego utrzymać je w ryzach mógł tylko hetman, który z jednej strony wymagał bezwzględnego posłuszeństwa od żołnierzy i był gotów egzekwować je za pomocą szubienicy oraz katowskiego miecza, z drugiej kochał swych żołnierzy, nie pozwalał ich krzywdzić, a straty i rany gotów był wynagradzać z własnej szkatuły. Kalinowski nie potrafił ani jednego, ani drugiego.

Były to konie z upiętymi ogonami, z trefioną grzywą... – do dziś nie wiadomo do końca, czy konie hodowane w Rzeczypospolitej w XVI-XVIII wieku były osobną rasą wierzchowców, czy też wielką grupą mieszańców, łączących cechy koni wschodnich (tureckich i tatarskich) ze sprowadzanymi z zachodu. Rumak polski był nieco wolniejszy od araba, ale w zamian za to masywniejszy, bardziej odporny na trud i niewygody. Niestety, dzisiaj nie pozostało po nim śladu. Hodowla koni polskich upadła pod koniec XVIII wieku, a wierzchowce, na których dzisiaj pojeździć sobie można w stadninach, nie mają nic wspólnego z końmi, na których szarżowała husaria. Spośród istniejących obecnie wierzchowców najbardziej podobny do dawnych polskich rumaków jest koń małopolski hodowany jeszcze w kilku stadninach na terenie naszego kraju.

Wszak jopula Rogera de Nimiere wyglądała jak stary, mało strojny żupan... – wbrew temu, co można by sądzić, narodowy strój polski – szlachecki żupan i delia – nie wywodzą się od strojów tureckich i tatarskich, lecz od jopuli, która była ubiorem rycerstwa europejskiego w drugiej połowie XV wieku. Kto nie wierzy, tedy niechaj obejrzy sobie obrazy francuskie z opisywanego stulecia, gdzie jopule i kaftany rycerstwa przypominają z grubsza późniejsze polskie żupany. Taka moda panowała wówczas w całej Europie wśród szlachetnie urodzonych. Jednak pod koniec XV wieku wraz z odejściem w niebyt rycerstwa zaczęła się zmieniać moda na zachodzie, podczas gdy w Polsce, w związku z faktem, iż szlachta pozostała u szczytu potęgi, przetrwała, aby w następnym stuleciu ulec wyraźnym wpływom orientalnym. Tak samo staropolskie podgalanie głowy było średniowiecznym zwyczajem rycerskim i spotykało się je nawet u dawnych Normanów. Każdy Francuz, Niemiec czy Anglik, który dziś dziwuje się fryzurom panów braci przedstawionych na starych portretach i dowodzi, że są to jacyś barbarzyńcy, to dureń i kiep, gdyż tak samo podgalali sobie głowy jego przodkowie już w X-XI wieku. Podgalanie głów pozostało w zwyczaju u szlachty polskiej, bowiem kontynuowała ona rycerskie obyczaje jeszcze w XVI, XVII i XVIII wieku.

Józef Ciekliński – marszałek konfederacji wojskowej, zawiązanej przez nieopłaconych żołnierzy w roku 1612, w Rohaczewie. Ciekliński wypowiedział posłuszeństwo królowi, wycofał część wojska z Moskwy, żołnierze pozostali jednak na służbie Rzeczypospolitej i deklarowali, iż w razie konieczności będą bronić jej granic. Kiedy orda wpadła na Podole, pomogli odeprzeć najazd Tatarów. Jednocześnie Ciekliński przystąpił do egzekwowania zaległych podatków, ceł i myta; czując poparcie kilku tysięcy szabel, kontrolował dzierżawców, starostów i urzędników królewskich i w ciągu dwóch lat trwania konfederacji pokazał, jak winien działać aparat skarbowo-wojskowy Rzeczypospolitej. Ma się rozumieć, iż zamysły te nie zostały przychylnie przyjęte przez szlachtę. A ponieważ konfederaci wojskowi nie byli apostołami trzeźwości oraz porządku i poza sumiennym pobieraniem podatków nakładali kontrybucje na miasta, grabili prywatne dobra szlacheckie, a mieszczanom i łyczkom wkręcali palce w kurki od muszkietów, wielu z nich skazano na banicję, a nawet ścięto i powbijano na pale za rabunki i gwałty. W 1613 roku marszałek został skazany na banicję. Ciekliński ukrywał się w Karpatach aż do listopada 1616 roku, kiedy to Żółkiewski wystarał się o glejt ochronny dla niego.

Pan Baranowski... – Jan Baranowski, stolnik bracławski był jednym z ostatnich sług Jeremiego Wiśniowieckiego, który na początku powstania Chmielnickiego zmobilizował około 5-6 tysięcy ludzi. Niestety, ponieważ dobra Jaremy zostały zajęte i zniszczone przez Kozaków, w miarę upływu czasu jego siły topniały, a znaczna część chorągwi przeszła na żołd państwowy. W roku 1651 pod Beresteczkiem miał tylko kilka chorągwii, a dwa miesiące później wymienia w swoim testamencie zaledwie trzy roty: husarską Sługockiego, oraz chorągwie Jana Baranowskiego i Jana Wolskiego. W oddziałach tych służyła szlachta pochodząca z Ukrainy – przede wszystkim z Zadnieprza. Byli to ludzie, którzy pozostawili tam swoje folwarki, majętności i dzierżawy, mieli więc osobiste porachunki z Kozakami i nigdy nie dawali im pardonu.

Pan Zygmunt Przyjemski – to jeden z najwybitniejszych oficerów wojsk cudzoziemskiego autoramentu w połowie XVII wieku. Zygmunt Przyjemski herbu Rawicz był synem podkomorzego halickiego i od wczesnych lat służył wojskowo w armii szwedzkiej, pod księciem Bernardem Weimarskim, brał też udział w oblężeniu Orleanu. W 1646 roku przeszedł na służbę francuską i werbował w Polsce piechotę dla Ludwika XIV, a także dla Władysława IV Wazy. Po wybuchu powstania Chmielnickiego dał się poznać jako doświadczony i sprawny oficer. Walczył pod Zbarażem w 1649 roku, gdzie dowodził obroną jednego z odcinków wałów (między Firlejem a Rozrażewskim). 4 lutego 1650 roku został starszym nad armatą koronną, czyli, jak powiadano, generałem artylerii koronnej. Zasługą Przyjemskiego było wprowadzenie do regimentów piechoty cudzoziemskiego autoramentu lekkich dział polowych (regimentowych) o wagomiarze trzech lub czterech funtów. Przyjemski wprowadził także zespolone z kulą ładunki prochowe, dzięki którym w trakcie nabijania muszkietów przez piechotę, wspomniane działa regimentowe mogły oddać trzy strzały.

W 1651 roku pod Beresteczkiem dowodził artylerią „polską, jego dziełem był także szyk wojsk polskich trzeciego dnia bitwy, dzięki któremu armia koronna odparła wszystkie ataki Kozaków i Tatarów. W krytycznym momencie bitwy to właśnie działa Przyjemskiego ostrzelały poczet chana, który w popłochu opuścił pole bitwy. W tym samym roku uszykował do bitwy wojska polskie pod Białą Cerkwią, a po zakończeniu kampanii pozostawał przy boku hetmana polnego.

Gdyby Przyjemski został hetmanem polnym w miejsce Kalinowskiego, prawdopodobnie nie tylko nie doszłoby do rzezi pod Batohem, ale być może byłby w stanie uśmierzyć powstanie kozackie i rozbić bez trudu połączone siły Zaporożców i Tatarów. Przyjemski jednak naraził się bardzo Kalinowskiemu, gdyż krytykował (nie bez racji) wszystkie decyzje hetmana. Przede wszystkim był wrogiem marszu na Batoh; uważał także, że hetman wybrał zbyt duże miejsce na obóz. Już w trakcie bitwy proponował Kalinowskiemu, aby wraz z jazdą przebijał się do Kamieńca lub na północ, sam zaś miał pozostać w zmniejszonym obozie wraz z piechotą cudzoziemskiego autoramentu i dać odpór Kozakom. Plan ten został jednak odrzucony przez hetmana, który zazdrościł Przyjemskiemu sławy i poważania u żołnierzy.

O Donnę Rozandę... – kiedy nie wiadomo o co chodzi, to zwykle chodzi o kobietę. Tak było i w przypadku kampanii 1652 roku, gdyż głównym celem Chmielnickiego stało się zdobycie ręki córki hospodara mołdawskiego dla syna Tymofieja. Chmielnicki próbował w ten sposób uzależnić od siebie Mołdawię, aby wzmocnić swoje siły przed nową wojną z Rzeczpospolitą.

Na wieść o planowanym małżeństwie młodego Chmielnickiego z Donną Rozandą, w Rzeczypospolitej zawrzało, gdyż konkurentami starającymi się o jej rękę było kilku polskich magnatów – między innymi Piotr Potocki, a być może także Marcin Kalinowski. Aby zaś dodać owym wydarzeniom pikanterii, należy wspomnieć, że gdyby kozacki watażka Tymoszko Chmielnicki został mężem Rozandy, stałby się szwagrem... Janusza Radziwiłła, potężnego litewskiego magnata (i późniejszego zdrajcy z okresu Potopu), który z kolei żonaty był ze starszą córką Lupula. Nic zatem dziwnego, że magnateria polska i litewska była zdecydowanie przeciwna temu mariażowi.

Przeciwny temu małżeństwu był, ma się rozumieć, sam hospodar Lupul, który słał alarmujące listy do Jana Kazimierza i Marcina Kalinowskiego – temu ostatniemu obiecał zresztą rękę Rozandy. Między innymi z tego właśnie powodu hetman polny postanowił udać się pod Batoh i przeszkodzić Chmielnickiemu, który urządził mu tam zaiste krwawe swaty.

Panięta obiecały potężne przystawić chorągwie, po wszystkich zamkach magnatów szykowano się w pole. Miała to być jakaś romantyczna wyprawa, na którą cała niemal młódź rycerska dała sobie hasło: bronić pięknej księżniczki i nie dopuścić, aby z pominięciem Potockich, Wiśniowieckich, Kalinowskich, w ręce dzikiego, nieokrzesanego Kozaka się dostała – pisał o wyprawie batowskiej Ludwik Kubala w XIX wieku. Takie sformułowanie jest oczywiście wierutną bzdurą, gdyż żołnierze i rotmistrzowie z wojska koronnego nie byli szlachetnymi Parsifalami czy innymi paladynami z rycerskich opowieści, a i hetmanowi Kalinowskiemu daleko było do króla Artura. Powodem klęski pod Batohem nie była romantyka, daleka zdecydowanie umysłom XVII-wiecznych szlachciców, lecz jakże dobrze znane nam z obecnej Polski cechy takie jak: głupota, chciwość, magnacka pycha i samowola, a przede wszystkim niedowład aparatu skarbowo-wojskowego dawnej Rzeczypospolitej, który nie był w stanie zapłacić w terminie żołdu armii koronnej.

Po wygranej bitwie pod Batohem Chmielnicki zawitał do Lupula, a 30 sierpnia 1652 roku urządził Tymoszce huczne wesele, na którym Kozacy popili się niemal na śmierć gorzałką. Hospodar Lupul wydawał się zgoła niepocieszony, nie należy jednak litować się zbyt szczerze nad jego losem, był to bowiem nikczemny człowiek, wyzuty ze wszelakich skrupułów, nade wszystko zaś pozbawiony w zupełności cechy zwanej sumieniem. Na jego obronę trzeba jednak dodać, iż w XVII wieku wszyscy w zasadzie hospodarowie mołdawscy i wołoscy byli łotrami, nikczemnikami, szelmami i okrutnymi tyranami, którzy nie przebierali w środkach. Niestety, prawdziwy człowiek renesansu, zacny, uczony i dobrotliwy, jak chociażby Jego Królewska Mość Zygmunt II August, niedługo usiedziałby na mołdawskim stolcu. Lupul zmieniał stronnictwa, opowiadał się to po stronie Rzeczypospolitej, to po stronie Kozaków, a w sekrecie bił w swojej mennicy w Suczawie fałszywe monety większości krajów europejskich. Do dziś numizmatycy opowiadają czasem, że wiele z XVII-wiecznych talarów, które przetrwały do naszych czasów, to falsyfikaty z Lupulowej mennicy.

Pożycie małżeńskie Tymofieja Chmielnickiego z Rozandą nie układało się pomyślnie. Najpierw (prawdopodobnie w noc poślubną, gdyż co do tego nie ma zbyt dobrych wiadomości) syn Chmielnickiego odkrył, że jego żona nie jest dziewicą. I rzeczywiście, Rozanda straciła cnotę z wielkim wezyrem tureckim, gdy jako zakładniczka przebywała w Stambule i chciała wydostać się na wolność. Tymofiej wziął to sobie do serca, nie mógł odżałować, że nie trafił na prawicę (a co on – Syn Boży, aby na prawicy siedzieć?), po pijanemu bijał swoją żonę nawet wówczas, gdy była brzemienna. Rok później, kiedy Tymofiej zginął w czasie oblężenia Suczawy przez wojska wołoskie, siedmiogrodzkie i polskie, Rozanda poślubiła dowodzącego Kozakami Mikołaja Fedorowicza. Po kapitulacji udała się do Czehrynia, skąd powróciła dopiero po śmierci Chmielnickiego w 1657 roku. Trzy lata później została zamordowana przez rozbójników, którzy liczyli na to, że znajdą przy niej legendarny skarb Lupula. Skarb ten zaś faktycznie istniał i ponoć znajdował się w Suczawie. Niestety, po jej zdobyciu Polacy, Wołosi i Węgrzy nie znaleźli jednak zbyt dużo złota. A to dlatego, że Lupul z właściwą sobie zapobiegliwością trzymał kosztowności w bankach gdańskich i weneckich.

Rozdział IV

Czarna Rada – rada zwoływana przez Kozaków bez pozwolenia i obecności starszyzny. Zwykle zwiastowała ona drastyczne zmiany personalne wśród zaporoskich dowódców, jako że obalano wówczas pułkowników, atamanów i hetmanów. A nader rzadko zdarzało się, aby obalonego w taki sposób atamana czekał inny los, niż podróż na dno Dniepru z kamieniem u szyi, katowski topór, pal lub szubienica, względnie rozsiekanie na szablach mołojców. No, chyba że w opresji delikwent zawierzył rączości swych nóg i w porę zdołał ujść z kozackiego obozu.

...wielu mołojców z korsuńskiego pułku poszło na strawę dla kruków i wron... – starożytnym zwyczajem kozackiego narodu działo się tak, że po każdym kolejnym starciu z Lachami i zawarciu ugody, która niczego nie rozwiązywała, Chmielnicki musiał nastawać na zdrowie i szyje swoich braci Kozaków – czyli, mówiąc krótko – rozprawiać się z licznymi buntami czerni, atamanów i mołojców, którzy chcieli pozbawić go władzy. Już w 1650 roku, po ugodzie Zborowskiej Chmielnicki walczyć musiał z buntami Neczaja, Hudolija i Szumiejki, a w 1648 roku otruć niezwykle popularnego przywódcę czerni, Maksyma Krzywonosa. W 1652 roku przeciwko Chmielowi zbuntował się między innymi pułkownik korsuński Łukian Mozyra i mirgorodzki Matwiej Hładki, którzy rozstrzelani zostali w kwietniu lub w maju.

Kamienny Zaton – w 1648 roku pod Kamiennym Zatonem doszło do zdrady Kozaków regestrowych, którzy przeszli na stronę powstańców Chmielnickiego. Zaporożcy zwołali tam Czarną Radę, na której skazali na śmierć i zamordowali wiernych Rzeczypospolitej pułkowników kozackich, a w ich liczbie pułkownika czehryńskiego Iwana Barabasza – najwierniejszego z wiernych Koronie Polskiej Kozaków.

Nie było bezpiecznie wspominać o losie owej Heleny... – w 1651 roku Chmielnicki doczekał się rogów, które przyprawiła mu... Helena, owa nieznana z nazwiska piękność stepowa, o którą Bohdan Zenobi pokłócił się kilka lat wcześniej z podstarościm czehryńskim Danielem Czaplińskim. Niestety, okazała się ona w zupełności godna owej sławnej Heleny, winnej rozpętania wojny trojańskiej, dopuściła się bowiem amorów z pewnym Kozakiem. Nie wiadomo, czy przypominał on urodą sławetnego Parysa, pisali jednak o nim, iż fach miał całkiem rozumny – był zegarmistrzem, a przy okazji ochmistrzem hetmana. Helena nie tylko używała sobie z nim w łożnicy, gdy Chmiel wojował z Lachami, ale nawet ukradła z piwnic pod Subotowem baryłkę z czerwonymi złotymi. Kiedy Chmielnicki nie mógł się jej doliczyć, kazał, jak podaje Stanisław Oświęcim, tak długo „tyranizować” ochmistrza, aż pomieniony zegarmistrz przyznał się nie tylko do kradzieży, ale i romansu z Heleną. Dowiedziawszy się o tak podstępnej zdradzie, Chmielnicki nakazał rozebrać kochanków do naga, ułożyć w miłosnej pozycji, związać i razem powiesić. Nie trzeba też dodawać, że po tym wszystkim nader często szukał pocieszenia w gorzałce.

Iwan Wyhowski – zruszczony szlachcic, wywodzący się ze starej, polskiej rodziny szlacheckiej, która pieczętowała się herbem Abdank i w XVII wieku przeszła na prawosławie. Od 1626 roku był pisarzem w kancelarii w Łucku, a w 1640 przewodniczącym sądu w Kijowie. Nie wiadomo z jakiego powodu został skazany na karę gardła i musiał uciekać pod opiekę hetmana wielkiego koronnego Mikołaja Potockiego. W 1648 roku Wyhowski brał udział w wyprawie do Żółtych Wód, gdzie dostał się do niewoli tatarskiej, z której wykupili go Kozacy za starą kobyłę. Szybko wkradł się w łaski Chmielnickiego i został pisarzem generalnym wojska zaporoskiego. Wyhowski jako pierwszy dostrzegł niebezpieczeństwo uzależnienia Ukrainy od Moskwy, a gdy został hetmanem zaporoskim podpisał w 1658 roku ugodę hadziacką, na mocy której Ukraina miała stanowić trzeci człon Rzeczypospolitej obok Korony i Litwy. W kolejnych latach losy Wyhowskiego były równie zmienne co pogoda na stepie. W 1659 roku pobił pod Konotopem armię moskiewską, chcącą przekreślić unię hadziacką i na powrót podporządkować Ukrainę Rosji, a już w 1660 musiał uciekać, bo odmieniły się humory Kozaków. W tym samym roku wrócił z wojskami Rzeczypospolitej, a w 1664 został oskarżony o zdradę przez hetmana Pawła Teterę i rozstrzelany.

Waszej miłości, wielkiemu gosudarowi... – wspominane listy Chmielnickiego do cara stanowią kompilację prawdziwych pism kozackiego hetmana, wysłanych w 1652 roku do moskiewskiego tyrana z prośbą o przyjęcie Ukrainy pod panowanie Moskwy, a także kilku innych listów – m.in. do hetmana wielkiego koronnego Mikołaja Potockiego, gdzie Chmielnicki mianuje się „najuniżeńszym podnóżkiem Waszej Miłości”. Ciekawe, że gdy pod Korsuniem wziął Potockiego do niewoli, rzekł mu, że jeśli hetman nie będzie się napijał, zrobi go w swoich dobrach podstarościm. Aby zaś w umyśle czytelnika nie powstało domniemanie, że klęska pod Korsuniem 26 maja 1648 roku była ogromną nikczemnością Kozaków i Tatarów, którzy podstępnie wygubili rycerstwo spod kresowych stanic, tedy informuję, że według niektórych pamiętnikarzy, hetman Mikołaj Potocki jako prawdziwy rycerz Chrystusowy, był pod Korsuniem kompletnie pijany i bez ubezpieczenia wpakował armię koronną w jar, gdzie czekali w zasadzce Kozacy Krzywonosa. Drugiego z hetmanów – Kalinowskiego – nie bardzo chcieli się słuchać żołnierze, z przyczyn, o których pisałem wcześniej.

Tam na zboczu doliny, koło dwóch topoli kozackich... – to oczywiście słowa dumy Śmierć Kozaka w Dolinie Kodomskiej (przeł. Mirosław Kasjan), w wariancie śpiewanym przez Iwana Striczkę.

W niedzielę świętą to nie orły siwe zakrzyczały... – początek dumy Płacz niewolników na galerze bisurmańskiej (przeł. Mirosław Kasjan), zanotowanej na początku XIX wieku.

Raz w niedzielę bardzo rano raniusieńko... – to duma Sokół i sokole śpiewana przez Ostapa Weresaja, zapisana w roku 1873 (przeł. Mirosław Kasjan).

Daniel Czapliński (Czaplicki) – to legendarny, opisany już przez Sienkiewicza podstarości czehryński, który odebrał Chmielnickiemu Subotów, wielokrotnie nasyłał na niego swoich Tatarów i sługi, zbił syna Chmielnickiego niemal na śmierć, odebrał mu też i poślubił sławetną Helenę, w której podkochiwał się stary Kozak (a która później puściła się z zegarmistrzem). Czapliński przedstawiony został przez Henryka Sienkiewicza w Ogniem i mieczem jako tchórz i podlec, którego Skrzetuski wyrzuca z karczmy wprost do kałuży. Tymczasem po wybuchu powstania Chmielnickiego Czapliński wstąpił do armii koronnej. Był on pierwszym posłańcem, który wydostał się w 1649 roku z oblężonego Zbaraża, a co ciekawe – przyprowadził nawet do króla jeńca, którego pojmał w trakcie swojej wyprawy.

Hej, muszę już widać bez bandury ginąć... – to duma Śmierć Kozaka bandurzysty (przeł. Mirosław Kasjan) zanotowana po raz pierwszy w 1926 roku od kobziarza Demiana Symonenki ze wsi Stilno pod Czernihowem. Dumę tę przejął on jednak z repertuaru innego kobziarza – Michała Krawczenki.

Rozdział V

Husarze i pancerni wpadli do wnętrza taboru... – wydarzenia przedstawione na kartach powieści są całkowicie fikcyjne, gdyż nie sposób jest ustalić jak naprawdę wyglądały starcia kozacko-polskie pod Batohem. Wiadomo tylko, że tego dnia (1 czerwca 1652 roku) miały miejsce walki jazdy polskiej z Tatarami, które skończyły się porażką.

De facto opis ataku na kozacki tabor jest opisem starcia, które rozgrywało się 13 czerwca 1638 roku pod Żołninem, kiedy to kozacki wódz Ostrzanin wciągnął w zasadzkę wojska kniazia Jaremy. Wiśniowiecki przebił się wówczas ze swoimi chorągwiami przez kilka rzędów wozów, ustawionych w zakolu Suły. Jednak gdy rzucił się w pościg za uciekinierami, pozostała w taborze część Kozaków zdołała zestawić wozy, odcinając wojsko księcia od głównych sił polskich. Jeremi Wiśniowiecki szarżował trzykrotnie, zanim udało mu się przebić do swoich.

Tu trzy są spisy... – to oczywiście polski herb Jelita, nadany wedle legendy Florianowi Szaremu na polu bitwy pod Płowcami przez króla Władysława Łokietka. Według legendy rycerz raniony był trzema kopiami i leżał, trzymając się za wypływające z brzucha jelita – na pamiątkę dostał herb ze skrzyżowanymi trzema kopiami.

Zaraz widać, że ladacznicy to sygnet... – jest to polski herb Gozdawa wyobrażający białą lilię w czerwonym polu. Herb pochodzi z czasów Władysława Hermana.

Picza niewieścia... – to oczywiście Nałęcz, który przedstawia białą chustę zawiązaną w koło na czerwonym polu.

Trzy kutasy... – to, rzecz jasna, herb Godziemba przedstawiający w czerwonym polu sosnę o trzech konarach i pięciu korzeniach.

Panna na niedźwiedziu... – to oczywiście herb Rawicz, na którym zobaczyć możemy dziewczynę w czerwonej (lub srebrnej) sukni, z rękoma uniesionymi, dosiadającą czarnego niedźwiedzia kroczącego w polu złotym (błękitnym lub czerwonym).

Rozdział VI

ICR – inicjały króla Jana Kazimierza: Ioannes Casimirus Rex, które jednak często odczytywano jako: Initias Calamitatis Regni – łaciński zwrot, tłumaczony jako: początek nieszczęść królestwa. Miało to związek z faktem, iż króla Jana Kazimierza uważano za głównego sprawcę nieszczęść Rzeczypospolitej.

Rozdział VII

Szybko zajęły się ogniem wozy taborowe... – obronę obozu pod Batohem utrudnił znacznie pożar, który szybko rozprzestrzenił się wewnątrz taboru. Płomienie oddzieliły jazdę polską Sobieskiego od piechoty cudzoziemskiej Przyjemskiego i Grodzickiego.

Wyrezaj wszystkich... – Chmielnicki po Batohu nakazał wymordować wszystkich jeńców, którzy znajdowali się w rękach Tatarów. Ordyńcy nie chcieli się na to zgodzić (nie łudźmy się – bynajmniej nie z litości nad Polakami i Rusinami, ale dlatego, iż za martwych Polaków nie byłoby zbyt dużego okupu), a wówczas Bohdan Zenobi wykupił ich za 50 tysięcy talarów, po czym nakazał zgładzić. Kiedy Tatarzy nie chcieli tego zrobić, Chmielnicki zapłacił najdzikszej ordzie nohajskiej za wymordowanie żołnierzy armii koronnej. Chodziły także słuchy, że kozacki hetman obiecał oddać w zamian za to Tatarom Kamieniec Podolski. Aż dziw bierze, że dowodzący ordą Nuradyn Sołtan dał się tak oszukać – Kamieniec był niezdobytą twierdzą i równie dobrze Chmielnicki mógłby ofiarować mu Niderlandy.

Dostępny materiał źródłowy nie pozwala ustalić jak wyglądała rzeź – czy Kozacy i Tatarzy poszukiwali w ciągu trzech dni jeńców w taborach tatarskich, czy też spędzono wszystkich razem na majdan, otoczono i wysieczono. Z XVII wieku ocalało kilka różnych wersji tej historii i nie sposób ustalić, która jest właściwa.

Do dziś historycy zadają sobie pytania, dlaczego Chmielnicki wymordował wziętych do niewoli oficerów i żołnierzy armii koronnej. Historycy prześcigają się w domysłach, czy była to zemsta za Beresteczko, czy też za wspominaną już Sołonicę. Podejrzewano także, iż Kozacy obawiali się, że orda wróci z jeńcami na Krym i nie weźmie udziału w wyprawie do Mołdawii, lub że Chmielnicki chciał pomścić w ten sposób rzezie Lipowego i Rabuch, dokonane na Zadnieprzu przez wojska koronne. Wydaje się jednak, że kozacki hetman chciał przede wszystkim unicestwić własne złudzenia co do dalszych losów Ukrainy u boku Litwy i Korony. Nie mogąc pobić Rzeczypospolitej ani osiągnąć porozumienia, nie wiedząc do czego zmierzać w rokowaniach, nie będąc w stanie podjąć decyzji, czy próbować związać losy Kozaków z Koroną, czy też szukać innego protektora, postanowił raz na zawsze przekreślić możliwość pokojowego rozwiązania z Polakami. Batoh, pod którym zginął kwiat rycerstwa polskiego, a wśród niego bohaterowie tej powieści: Marek Sobieski, Zygmunt Przyjemski, Jan Odrzywolski i wielu, wielu innych, pobudził wszystkich wrogów Rzeczypospolitej do działania na jej szkodę. A najgorsze, że po Batohu Moskwa zorientowała się, że niezwyciężona do tej pory armia koronna może zostać zniszczona. Bezpośrednią konsekwencją tego faktu stała się decyzja o przyłączeniu Ukrainy do krwawego imperium carów.