121269.fb2
Do uważnego Czytelnika ku pokrzepieniu serca przestroga
„Bohun”, choć jest powieścią opartą na przekazach historycznych, pamiętnikach, listach i książkach, nie pretenduje do miana podręcznika historii. Opowieść o pułkowniku kalnickim, jego bandurzyście Tarasie, niedoszłym królu Rzeczypospolitej Marku Sobieskim i Bertrandzie de Dantez nie mówi o tym, jak było, lecz jak być mogło; nie wszystkie opisane na kartach tej książki wydarzenia są prawdą historyczną. Klęska pod Batohem, jedna z najstraszniejszych w dziejach Rzeczypospolitej, jest jedną wielką zagadką, ogromną niewiadomą, nad którą ciąży zmowa milczenia historyków i pamiętnikarzy. O Batohu nie pisano nic. Z XVII wieku zachowały się zaledwie strzępy relacji, resztki wspomnień i listów. Nie wspominali o tej bitwie współcześni jej polscy pamiętnikarze, nie pisali o krwawych wydarzeniach ich świadkowie, a nawet Kozacy, choć było to przecież największe zaporoskie zwycięstwo. Aż do chwili pełnego odzyskania przez Polskę i Ukrainę niepodległości, rzadko wspominali o niej historycy, zagłuszani przez komunistyczną, a wcześniej carską cenzurę. „Bohun” nie powstałby, gdyby nie cenna książka Wojciecha Jacka Długołęckiego Batoh 1652, która w przystępny sposób stara się wytłumaczyć to, co być może wydarzyło się 1 i 2 czerwca 1652 roku w obozie wojsk koronnych pod Batohem. Jednak nawet ona nie odsłania nam tajemnic historii w sposób oczywisty, gdyż ich w rzeczywistości odsłonić się nie da, a jedyne co może uczynić historyk, to stawianie ryzykownych hipotez, opierających się na strzępach dawnych listów, relacji i przekazów. Podejmując się wszakże próby przełamania milczenia, autor winien jest Czytelnikowi wyjaśnienia. Wytłumaczenia czy postacie i wydarzenia przedstawione na kartach tej książki są autentyczne. Czy naprawdę w obozie koronnym wybuchł bunt? Czy skonfederowane wojsko zawarło ugodę ze zbuntowanymi Kozakami? Czy Jan Kazimierz skazał na śmierć armię koronną, posługując się Kalinowskim?
W chwili obecnej nie mamy dowodów na to, że tak było. Nie znamy żadnego listu ani pamiętnika, który potwierdzałby taki rozwój wydarzeń, jaki przedstawiono w powieści. Jednak wizja zdarzeń zaprezentowana w „Bohunie” opiera się na poszlakach, na wątłych wzmiankach w listach i pamiętnikach, które mówią o bardzo dziwnych i niepokojących wydarzeniach, które miały miejsce 1 i 2 czerwca 1652 roku w obozie wojsk koronnych, choć oczywiście nie można stwierdzić z pewnością, iż przedstawiają one prawdziwą wersję wydarzeń, gdyż często przekazy owe zawierają sprzeczne informacje.
Czy zatem w obozie koronnym doszło do buntu chorągwi koronnych? W świetle skąpych relacji polskich zebranych przez Długołęckiego jest niemal pewne, że tuż przed rozpoczęciem bitwy większość jazdy polskiej wypowiedziała hetmanowi posłuszeństwo i opuściła obóz, zakładając własny tabor na błoniu, przed obozem wojsk koronnych. Być może w trakcie walk z Tatarami 2 czerwca zbuntowani żołnierze porzucili obozowisko, po czym zaczęli uciekać, aby przebić się przez otaczający obóz pierścień Kozaków i Tatarów. Do dziś nie wiadomo kto tak naprawdę stał za tym buntem, czy uczestniczyła w nim większość oficerów wojsk koronnych, czy też poparli go tylko nieliczni. W Annales Stanisława Temberskiego zachowały się nazwiska przywódców zbuntowanych chorągwi – byli to zatem Ludwik Niezabitowski Jerzy Bałłaban, Seweryn Kaliński i Mikołaj Kossakowski, a nie Przyjemski, Sobieski i Odrzywolski. Już jednak relacja Dłużewskiego całkowicie temu przeczy, gdyż jej autor twierdzi, iż wspomniani rotmistrzowie do samego końca przebywali przy hetmanie. Nie jesteśmy zatem w stanie stwierdzić, kto tak naprawdę wziął udział w buncie.
W świetle źródeł historycznych pewne jest także, iż drugiego dnia bitwy doszło w obozie do walki pomiędzy oddziałami jazdy polskiej, a piechotą niemiecką. Gdy bowiem doszło do buntu większości oddziałów jazdy polskiej narodowego autoramentu (chorągwi husarskich oraz pancernych), Marcin Kalinowski wyprowadził z obozu piechotę cudzoziemską i nakazał jej otworzyć ogień do wojsk polskich. Hetman schronił się także w szeregi cudzoziemców, obawiając się, iż zostanie po prostu rozsiekany przez własnych żołnierzy. Być może wówczas doszło do regularnych walk pomiędzy piechotą, a jazdą, po czym nastąpił atak Kozaków i Tatarów, który zakończył się zdobyciem przez nich obozu. Wiadomo też, że z nieznanych powodów Kalinowski opuścił stanowisko dowodzenia po wschodniej stronie obozu, być może nie dowodził w czasie bitwy, a ostatnimi dowódcami tego odcinka byli Sobieski i Odrzywolski, podczas gdy zachodniej strony bronił Przyjemski z piechotą cudzoziemskiego autoramentu. Obóz dałby się jeszcze obronić, gdyby nie wybuchł w nim pożar, który odgrodził piechotę od jazdy. W takich warunkach obrona obozu nie trwała długo, choć wedle niektórych przekazów piechota Przyjemskiego broniła się do rana następnego dnia.
Czy przed bitwą pod Batohem skonfederowane chorągwie zawarły ugodę z Kozakami?
Znów żadne ze źródeł historycznych nie wspomina o jakichkolwiek kontaktach z Zaporożcami. Wydaje się to raczej niemożliwe, choć istnieją poszlaki wskazujące na to, iż pod Batohem wydarzyło się coś dziwnego. Oto w obozie polskim pozostawiono miejsce dla... kozackiego pułku humańskiego, który miał bić się z Chmielnickim u boku Polaków! Rzecz wydaje się wprost niewiarygodna, jednak jest potwierdzona w licznych źródłach. O udziale w bitwie pułku wspomina Krótki Latopis o wojnach Polaków z Kozakami, Wespazjan Kochowski w Historii Panowania Jana Kazimierza, a także... Marek Sobieski w liście z 30 maja, który podaje, że pułk humański zdradził i sprzedał się do Kozaków. Niestety, tajemnicę tego dziwnego wydarzenia zabrali ze sobą do grobu bohaterowie i ofiary bitwy pod Batohem.
Czy rzeczywiście w 1652 roku mogło dojść do rozłamu i buntu części pułkowników kozackich, zakończonego podpisaniem ugody z Rzeczpospolitą? Trudno udzielić na to jednoznacznej odpowiedzi. Na przełomie 1651 i 1652 roku na Ukrainie wybuchło kilka buntów przeciwko Chmielnickiemu. Jednym z buntowników był Bohun; namawiał nawet Tatarów, aby udzielili mu pomocy przeciwko Chmielnickiemu, który z kolei zwrócił się o pomoc do... Marcina Kalinowskiego i przebywających na Ukrainie chorągwi polskich. W styczniu zaś kozacki hetman posłał do Moskwy poselstwo pułkownika połtawskiego Iwana Iskry z zapytaniem, czy car udzieli mu pomocy w walce z Rzeczpospolitą. Tymczasem na Kremlu gotowy był już plan zagarnięcia Ukrainy i wymuszenia na Kozakach zgody na unię z Moskwą; nie został on jednak wprowadzony w życie, gdyż Beresteczko nauczyło cara ostrożności. Niemniej jednak działania Chmielnickiego mogły nie podobać się Bohunowi, który nie był zwolennikiem uzależnienia Ukrainy od Kremla. Kwestią dyskusyjną jest, czy byłby w stanie zaakceptować kompromis z Rzeczpospolitą, gdyż do tej pory pułkownik kalnicki znany był raczej jako zwolennik niezależnej Ukrainy. Mamy jednak kolejne poszlaki, tym razem z roku 1654, świadczące o tym, iż Bohun odniósł się wrogo do unii perejasławskiej, podporządkowującej kozaczyznę carowi. Pułkownik ponoć rozważał wówczas możliwość przejścia na stronę polską, gdyż z dwojga złego wolał Rzeczpospolitą, a nie Moskwę.
Innym problemem jest to, czy w 1652 roku możliwe było zawarcie jakiejkolwiek sensownej ugody z Kozakami? Niestety, historycy polscy i ukraińscy do dziś nie rozstrzygnęli tej kwestii. Nie ma co jednak roztrząsać tego zagadnienia; wystarczy bowiem przekonać się, jak potoczyła się dalsza historia Rzeczypospolitej i Kozaczyzny. Najpierw Ukraina została podzielona, a całe Zadnieprze i Zaporoże dostało się pod władzę Moskwy. Potem Rzeczpospolita, pozbawiona części terenów dawnej Rusi Kijowskiej, została znacznie osłabiona, co w połączeniu z kryzysem państwa w XVIII wieku doprowadziło do całkowitego unicestwienia szlacheckiego państwa. Ciekawe zaś, że gdyby Rzeczpospolita próbowała w przyszłości odzyskać pozycję mocarstwa i dać zdecydowany odpór Rosji, musiałaby i tak wydrzeć carom Zadnieprze – a więc w jakiś zasadniczy sposób rozstrzygnąć kwestię Ukrainy. Pod koniec XVIII wieku byłoby to zapewne dużo łatwiejsze, niż sto lat wcześniej, gdyż Rzeczpospolita, jako jedno z nielicznych państw europejskich, weszła na drogę demokratycznych przemian i wprowadziła w życie pierwszą w Europie, a drugą po amerykańskiej konstytucję.
Niezależnie zatem, czy kogoś to złości, czy irytuje, historia pokazała, iż w XVII i XVIII wieku Rzeczpospolita i Ukraina nie były w stanie istnieć jako osobne państwa, gdyż taki stan osłabiał ich potencjał i prowadził do ich unicestwienia oraz podporządkowania zaborczym sąsiadom. Mówiąc krótko, brak ugody polsko-kozackiej i wykrwawianie swoich sił w walkach oznaczały totalną katastrofę pospołu dla Ukrainy i Rzeczypospolitej.
Czy zatem nadanie szlachectwa Kozakom rozwiązałoby ten problem? I czy byłoby ono możliwe w XVII wieku?
Znając mentalność szlachty polskiej, można uznać, iż z wielką niechęcią zgodziłaby się na takie rozwiązanie. Żadna z ugód podpisanych z Kozakami nie szła aż tak daleko, z wyjątkiem ugody hadziackiej, która wszakże obiecywała nobilitację starszyźnie zaporoskiej oraz kilkuset najbardziej zasłużonym Kozakom z każdego pułku. Szlachta polska i litewska zazdrośnie strzegła swoich przywilejów i raczej nie zgodziłaby się na uszlachcenie kilkunastu tysięcy mołojców. Jednak zastanawiając się nad tym problemem, który być może rozwiązałby konflikt polsko-kozacki, nie mogłem odmówić sobie porównania ugód z Kozakami, a zwłaszcza ugody hadziackiej z aktami unii polsko-litewskich, a przede wszystkim z postanowieniami zapadłymi w Horodle w 1413 roku. Na mocy tej unii polskie rody szlacheckie przyjęły i nadały swoje herby czterdziestu siedmiu rodom bojarów litewskich. Mnie zaś wielce nurtowało pytanie, czy litewscy bojarzy w roku 1414 różnili się aż tak bardzo od Kozaków zaporoskich w połowie XVII stulecia, że nadanie im szlachectwa było całkowicie niemożliwe? Dopuszczenie do polskich herbów Litwinów, którzy dopiero w 1385 roku przyjęli chrześcijaństwo, było decyzją dość niezwykłą jak na Europę u schyłku średniowiecza. Podejmując ją, szlachta polska zbudowała jednak podwaliny pod późniejszą Rzeczpospolitą i jej potęgę. Czy zatem nie mogła zrobić tego samego w połowie XVII wieku? Zasadnicza kwestia polega zaś na tym, czy Litwini z początku XV wieku różnili się bardzo od Kozaków? Oczywiście – Zaporożcy wzniecali bunty i powstania, mordowali szlachtę, jednak Litwini począwszy od XIII wieku tak samo napadali na Królestwo Polskie, porywali jeńców, palili wsie i miasta. Jednym z postanowień unii w Krewie było zresztą zwolnienie wszystkich jeńców polskich przebywających na Litwie. A jednak pomimo tego Litwini dostali herby i przywileje szlachty polskiej.
Bojarzy litewscy jednak, powie ktoś, byli odpowiednikiem rycerstwa europejskiego, a więc szlachta polska poniekąd nadawała herby równym sobie. Tymczasem Kozacy wywodzili się w większości z plebsu i pospólstwa. Dlatego właśnie panowie bracia nie mogli nadać im własnych przywilejów.
Niestety, nie jest to do końca prawda. XV-wieczny bojar litewski nie był bowiem odpowiednikiem rycerza, gdyż uzależniony był od swojego księcia. Dopiero kolejne unie dokonały przeniesienia na Litwę praw i przywilejów szlachty polskiej, a bojarzy stali się w ich wyniku takim samym rycerstwem i szlachtą jak Polacy. Nie byli nim jednak w czasie unii w Horodle, podobnie jak Kozacy nie byli szlachtą.
Wreszcie sprawa najważniejsza: Litwini dopiero wyszli z pogaństwa, gdyż chrzest Litwy odbył się w 1385 roku, na 28 lat przed wydarzeniami z Horodła. Wielu z tych, którzy przybierali na swoje tarcze polskie herbowe znaki, urodziło się, nie znając znaku krzyża; duża część z nich jeszcze przez długie lata pozostawała poganami. W przeciwieństwie do nich, Kozacy, którzy nie grzeszyli religijnością, wyznawali w znacznej części prawosławie, choć u niektórych wiara była nader powierzchowna. Nie byli jednak poganami, wyjąwszy wszakże pogańską, grzeszną skłonność do horyłki.
Cóż jeszcze różniło Kozaków od Litwinów? Kultura? Nie uchybiając Litwinom, wątpliwe, aby na przełomie XIV i XV wieku powszechnie znali obyczaje rycerskie, nie mieli też takich praw jak rycerze zachodnioeuropejscy. Co do Kozaków, to ma się rozumieć iż w sporej części byli oni grubianami, uprawiali zaś demokrację i politykę szabli, kija lub pięści, nie można wszakże odmówić im specyficznego poczucia honoru, a także tego, że większość starszyzny kozackiej przejmowała obyczaje szlachty polskiej. Generalnie nie różnili się jednak zbytnio od Litwinów.
Szkoda zatem, że w połowie XVII wieku nie nadano szlachectwa Kozakom, gdyż być może nowa unia tworząca równocześnie kolejną część Rzeczypospolitej – Księstwo Ruskie – uratowałaby szlacheckie państwo i pozwoliła pokonać coraz potężniejszą Moskwę. Oczywiście zawarcie takiej ugody wymagałoby od naszych przodków zmiany mentalności i przezwyciężenia podziałów stanowych. Jednak na podobnie wspaniałomyślny gest zdobyli się przecież prapradziadowie szlachty polskiej; nadając swoje herby i przywileje Litwinom. Bardzo źle stało się, że podobnego gestu zabrakło w 250 lat po unii horodelskiej.
Odpowiadając na wszelakie pytania, uprzedzając wątpliwości, które pojawią się w głowie uważnego Czytelnika, doszliśmy w końcu do ostatniej kwestii: czy Jan Kazimierz, wybrany w 1649 roku na króla Rzeczypospolitej, dążył w 1652 roku do zniszczenia armii koronnej? Czy chciał powołać w jej miejsce oddziały cudzoziemskie, aby przeprowadzić w Rzeczypospolitej zamach stanu i wprowadzić władzę absolutną króla jak we Francji czy w Anglii?
Znów odpowiedzmy zgodnie z prawdą historyczną: żadne źródła nie przemawiają za takim postępowaniem króla. W 1652 roku władca odradzał Kalinowskiemu rozpoczynanie wojny z Kozakami i zagrodzenie Chmielnickiemu drogi do Mołdawii.
Znów jednak pozostają pewne poszlaki...
Jan Kazimierz, ostatni Waza na polskim tronie, był jednym z najgorszych królów Polski i Litwy. Przez całe życie działał wbrew poddanym, a wbrew logice i interesom Rzeczypospolitej w szczególności. Jego nieudolna polityka była powodem przeciągającego się konfliktu na Ukrainie, sprowokowała najazd szwedzki, rokosze, konfederacje i osłabienie kraju. O jego wadach można by napisać książkę. Jednak do najważniejszych należało przede wszystkim kilka groźnych fobii i obsesji.
Najważniejszą z nich był strach przed możnymi wrogami. W czasie swojego życia Jan Kazimierz bez przerwy szukał wrogów – zwykle możniejszych od siebie. A kiedy król już kogoś znienawidził, nie potrafił zachować umiaru – ze wszelkich sił i nie zważając na nic, dążył do zniszczenia swego przeciwnika. Pierwszym z wrogów królewskich stał się Hieronim Radziejowski – podkanclerzy, którzy dał się wmanewrować w przewrotną intrygę króla i skazany został na infamię. Radziejowski uciekł za granicę i przyczynił się do Potopu szwedzkiego. Drugim z wrogów królewskich stał się Jerzy Sebastian Lubomirski; skazany, podobnie jak Radziejowski, na banicję i infamię, rozpętał w Rzeczypospolitej rokosz, który doprowadził do klęski króla.
Jan Kazimierz podejmował także decyzje polityczne, które śmiało można nazwać szaleńczymi. Kiedy tuż przed Potopem posłowie szwedzcy zaproponowali mu sojusz i wspólny atak na Moskwę, pod warunkiem zrzeczenia się praw do tronu szwedzkiego, król nie uczynił tego i w ten sposób sprowokował Karola X Gustawa do ataku na Rzeczpospolitą. Kiedy po Potopie szwedzkim sejmy zalecały królowi uporządkowanie spraw związanych z podatkami i utrzymaniem wojska, Jan Kazimierz umyślił sobie wprowadzić zasadę elekcji vivente rege, to jest wybieranie następcy tronu za życia poprzednika; trwonił na to czas i siły, podczas gdy na początku lat sześćdziesiątych było wiele poważniejszych problemów do rozwiązania.
Jan Kazimierz potrafił być nieobliczalny. Klęska pod Batohem miała miejsce między innymi z jego winy, gdyż w marcu 1652 roku nie potrafił (a może nie chciał – diabeł to wie) zapobiec zerwaniu sejmu przez Władysława Sicińskiego. Był to ten sławny poseł, który wykrzyczał w izbie poselskiej pamiętne liberum veto, po czym uciekł na Pragę, nie pozwalając tym samym na przedłużenie obrad sejmowych (za co jeszcze w XIX wieku w Upicie pokazywano jego zwłoki w szklanej trumnie). Teoretycznie rzecz biorąc, zerwanie dziesięciu sejmów mogło nie mieć żadnych skutków dla Rzeczypospolitej. Niestety, zerwanie akurat tego okazało się katastrofalne. Po pierwsze – nie uchwalono podatków na wojsko, które nie otrzymało żołdu i potem pod Batohem zbuntowało się przeciwko hetmanowi Kalinowskiemu. Po drugie – nie zatwierdzono ugody białocerkiewskiej, na co czekał Chmielnicki, który do tej pory wszystkie postanowienia ugody posłusznie wykonywał. Gdy dowiedział się, że sejm został zerwany zdecydował się wypowiedzieć nową wojnę Rzeczypospolitej, a rezultatem jej stała się klęska pod Batohem.
Jan Kazimierz jako jedyny król polski abdykował z własnej woli (Stanisław August Zdrajca Poniatowski uczynił to jako drugi, ale pod przymusem).
Podsumowując zatem: jeśli tak szaleńczy plan, jak sprowokowanie zagłady wojska koronnego mógłby powstać w głowie któregoś z władców Rzeczypospolitej, tedy najlepiej nadawałby się do tego nikt inny jak tylko właśnie Jan Kazimierz Waza, czyli ICR.
Sklep – tu w znaczeniu piwnicy, lochu
W dawnej Polsce żołd żołnierzom wypłacano w tzw. porcjach. Jedna porcja, nazywana także ćwiercią, była w cudzoziemskim autoramencie równowartością miesięcznego żołdu zwykłego żołnierza. Oficerowie pobierali miesięcznie po kilka porcji.
Żołd dla wojska narodowego autoramentu. Był on płacony co kwartał, stąd przyjęło się mówić, że to ćwierć.
Kozackie pułapki – przeręble w lodzie, nakryte chrustem i słomą, przysypane śniegiem.
Kobyła – zwano tak muszkiet niderlandzki kalibru 18-22 mm. Jako jeden z pierwszych był w nie uzbrojony szkocki regiment Butlera w 1621 roku.
Cynek – szyk batalionowy, sześcioszeregowy, z pikinierami w środku, a muszkieterami na skrzydłach.