121772.fb2
— Angie — powiedział — jak to dobrze, że znów cię widzę. Odwróciła się i podbiegła do niego.
— Jak ja strasznie za tobą tęskniłam; Phil.
Kiedy tak stali w uścisku pośrodku zielono-srebrnego salonu, Connor przeżył moment niezwykłego wprost szczęścia. Ukrył twarz w jej włosach szepcząc słowa, na jakie od dawna nie potrafił się zdobyć. Angela przez cały czas odpowiadała mu namiętnie, reagując bardziej na napięcie emocjonalne niż na to, co mówił.
Ale dopiero w czasie pierwszego pocałunku zaczął zdawać sobie sprawę, że dzieje się coś niedobrego. Angela mianowicie pachniała kosztownymi, ale zwykłymi perfumami. Nie była to żadna z czarodziejskich mieszanek oznaczonych literą P, do których przywykł spotykając się od czasu do czasu z różnymi złotowłosymi bóstwami w ciągu ostatnich kilku tygodni. Trzymając Angelę w ramionach, rozejrzał się po wielkim pokoju. Przeniknął go lodowaty chłód. Wszystko tu było, podobnie jak jej perfumy, wspaniałe, ale dalekie od Perfekcji.
— Angela — powiedział cicho — dlaczego kazałaś mi tu przyjść?
— Co to za dziwne pytanie, najdroższy?
— Zupełnie normalne. — Connor wyswobodził się z uścisku i pełen podejrzliwości cofnął się do tyłu. — Po prostu chodzi mi o twoje motywy.
— Motywy! — Angela wpatrywała się w niego, blada jak ściana, po czym rzuciła okiem na jego zegarek. — O Boże, Philio,.dostałeś się do nich! Udało ci się, tak jak mówiłeś!
— Nie rozumiem, co masz na myśli.
— Nie próbuj tych numerów ze mną, nie zapominaj, kto ci to wszystko powiedział.
— Już do tej pory powinnaś się była nauczyć, że nie należy nic mówić.
— Wiem, ale się nie nauczyłam. — Podeszła do niego. — Dlatego odpadłam. Zostałam wyeliminowana.
— To chyba nie tragedia. A gdzie się podział Bobby Janke i jego ferajna?
— Żadne z nich się tu nie pokazuje. I ty.dobrze wiesz dlaczego.
— Przynajmniej nie jesteś bankrutką. — Słaba to była pociecha. Potrząsnęła głową.
— Mam dużo pieniędzy. Ale co mi po nich,, skoro nie mogę kupić tego, co chcę. Zostałam wykluczona, i to tylko dlatego, że wygadałam się przed tobą i że nie powiedziałam im o twoich poczynaniach. Ale ty doniosłeś na mnie bez żadnych skrupułów, prawda?
Connor już otworzył usta, żeby zaprotestować, ale w tym samym momencie uświadomił sobie, że to nic nie zmieni.
— Miło było znów cię zobaczyć, Angela — powiedział. — Przykro mi, że nie mogę zostać dłużej, ale w biurze czekają na mnie stosy spraw. Wiesz, jak to jest.
— Owszem, wiem dokładnie. A teraz wynoś się stąd, Philip. Connor ruszył do drzwi, ale słysząc za sobą słaby odgłos zawahał się.
Angela powiedziała:
— Zostań ze mną, Philip. Bardzo cię proszę, zostań. Przez chwilę stał, odwrócony do niej tyłem, zdjęty bólem, który po trochu ustępował. Po czym wyszedł.
Późnym popołudniem, kiedy Connor siedział w swoim nowym biurze, sekretarka połączyła do niego telefon. Dzwonił Smith, który pilnie chciał z nim omówić sprawę zakupu kolekcji starego srebra.
— Dzwoniłem do pana wcześniej, ale pańska sekretarka powiedziała mi, że pan wyszedł — powiedział z lekkim wyrzutem.
— I rzeczywiście — odrzekł Connor — nie było mnie w mieście. Zaprosiła mnie do siebie Angela Lomond.
— O?
— Pan mi nic nie mówił, że ona już nie jest klientką.
— Powinien pan sam wiedzieć. — Smith milczał przez chwilę. — Czy myśli pan, że będą z nią jakieś kłopoty?
— Nie.
— Czego chciała?
Connor rozparł się wygodnie w fotelu i patrzył przez okno na Atlantyk.
— — Nie mam pojęcia. Byłem tak krótko, że nawet nie zdążyłem się dowiedzieć.
— Bardzo słusznie — rzekł Smith z uznaniem.
Connor odłożył słuchawkę, po czym zaparzył sobie kawy. Była to mieszanka ze znakiem P, którą trzymał w barku razem'z alkoholami. Jej cudowne działanie uspokoiło resztki wyrzutów sumienia.
Jakim cudem — zastanawiał się leniwie — oni potrafią osiągnąć to, że jej smak idealnie dorównuje aromatowi?