121792.fb2 Czas Wied?m - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 33

Czas Wied?m - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 33

- Przepraszamy za kłopoty - rzucił wyższy z cugajstrów. - Szczęśliwej drogi.

Ten niższy rzucił kosę spojrzenie na stojącego obok Klawa. Chłopak poczuł, jakby jego podbródka dotknęła lodowata dłoń, jakby dorosły dotknął dziecka, wychowawca - podopiecznego: chwyt za podbródek, patrz no, w oczy...

- Chłopak jest kontaktowy - cicho powiedział niższy, zwracając się do kolegi.

Plecy Klawa zmroziły lodowate ciarki.

Kierowca, już wsiadający do wozu nachmurzył się. Drugi cugajster niespiesznie podszedł do Klawa i również spojrzał mu w oczy. Na ramieniu nieprzyjemnie, jakoś tak drapieżnie i jednocześnie przymilnie, spoczęła obciągnięta rękawiczką dłoń:

- Kogo widziałeś dziś wieczorem?

- To moja sprawa - powiedział Klaw. W ustach miał sucho. - Niby dlaczego mam zeznawać?

- Twoja sprawa - spokojnie zgodził się wysoki. - Ale jesteś kontaktowy w stosunku do nawi. Nie chcę cię straszyć...

Nic jestem strachliwy, chciał powiedzieć Klaw, ale przemilczał. Zacisnął zęby. Przecież torturować nie będą?! Skąd mają widzieć, gdzie ukrywa Diunkę?

- Nie chcę cię straszyć - ciągnął wysoki - ale niawy, z reguły, kontaktują się z ludźmi po to, by ich zabić. Zrównać, że tak powiem, szansę... Pierwszy raz widziałeś tę dziewczynę? Tak?

- Jaką dziewczynę? - zapytał Klaw, konsekwentnie grając głupka.

Jest wolnym mieszkańcem wolnego kraju, ten typas w głupiej kamizelce nie może mu wyrządzić krzywdy, nawet najmniejszej.

- Dziewczynę, z którą kilka godzin temu miałeś intymny kontakt - spokojnie wyjaśnił wysoki. - Z którą się przespałeś, mówiąc inaczej. Czy robisz to z kilkoma po rząd?

Klaw poczuł, że się czerwieni. I to kto - on, który uważał, że ma nerwy z żelaza! A tu prosta sprawa - kilka rzuconych niedbale słów i oto już stoi goły na wypełnionym ludźmi placu.

- Chłopcze, przespacerowałeś się dziś po brzytwie. Nie masz co się dąsać na mnie, bo ja tylko chcę ci pomóc. Następnym razem szczęście może się od ciebie odwrócić. Wczoraj wyjęliśmy z wanny piętnastoletniego chłopca. Podciął sobie żyły.

Wanna. Łazienka. Co za ohydne słowo...

I nagle Klawa postrzeliła niemożliwa, wstrętna i ohydna myśl. I odbiła się na jego twarzy takim nieudanym strachem, że ręka, leżąca na jego ramieniu, wyraźnie nabrała wagi:

- Cicho... Spokojnie, już po wszystkim, już dobrze.

Włączony fen na brzegu kaprawej półeczki. Ale skąd on się tam wziął?!

Diunka tak płakała...

„Przespacerowałeś się dziś po brzytwie...”

- Przypomniałeś sobie?

Klaw przełknął gęstą gorzką ślinę. Nieprawda. Głupi zbieg okoliczności...

„Przypomniałem sobie. Żyję z niawką, wynajmujemy mieszkanie na...”

- No, mały, gadaj. Nikt się nie dowie, że to ty powiedziałeś. Tylko my będziemy wiedzieli.

A kierowca?! Przecież stoi obok, gębę otworzył, w oczach zdziwienie z dużą porcją obrzydzenia.

- Dzięki - Klaw niezręcznie skinął mu głową. - Ja... jakoś się dostanę sam... Proszę jechać...

Pogardliwe prychnięcie. Dźwięczne zatrzaśnięcie drzwi, Klaw odczekał, aż samochód odjedzie.

- Ja...

Co za świństwo. Jaki wstyd.

- Ja... byłem z dziewczyną. Na ulicy... to znaczy, zapłaciłem jej... Pewnie to szmata...

Ledwo udawało mu się poruszać wargami. Teraz sam wierzył w to, co mówił, wierzył dla dobra sprawy - ale i tak czuł się, jakby zażywał kąpieli w ścieku.

- Mamy w liceum taką dziewczynę, Pchła... Więc ja z nią... ale nie bardzo wyszło... Uznałem, że... to przypadek. Ona sama do mnie podeszła, słowo honoru... Na ulicy... zaraz sobie przypomnę... na rogu prospektu i Przerwanej, obok przejścia podziemnego...

Przed oczami miał już plan miasta. Wyraźnie widział, gdzie miało miejsce to spotkanie. Im więcej szczegółów, tym będzie to wiarygodniejsze...

Cugajstrzy milczeli. Chcieli wysłuchać do końca.

- Adres? - cicho zapytał wysoki kiedy Klaw, wzruszywszy ramionami, umilkł.

- Na ulicy Wiecznego Poranka. Tam jest taki hotel... właściwie - kilka. Ona wynajęła pokój na godzinę...

- I zdążyliście przez godzinę?

To nie wytrzymał z dowcipnym wtrętem drugi cugajster, ten niższy.

- Ile? - krótko zapytał wysoki.

- Co?

- Ile kosztował pokój?

- Nie wiem... To ona płaciła...

Jedno z dwóch. Albo zaraz wsadzą go do auta i powiozą, by wytropić pokój, w którym jakoby był i jeśli się uprą, przyłapią go na kłamstwie. Albo machną ręką - bo na ulicy Wiecznego Poranka pełno jest wątpliwej reputacji hotelików, wynajmujących pokoje na godziny i nie żądających przy tym żadnych dokumentów. Zapłać i do boju...

Cugajstrzy popatrzyli na siebie. Zastanawiali się. Odrzucili raczej możliwość, że chłopak, nastolatek, potrafi tak kłamać. Nie znali Klawa.

- Wszystko nam powiedziałeś?

- Przysięgam na wszystko, co chcecie! Mogę iść na wykrywacz kłamstw.

Słabe uśmiechy.

- Masz przy sobie jakieś dokumenty?

Wyjął z wewnętrznej kieszeni opakowaną w folię uczniowską legitymację.