121792.fb2
Ten niższy rzucił kosę spojrzenie na stojącego obok Klawa. Chłopak poczuł, jakby jego podbródka dotknęła lodowata dłoń, jakby dorosły dotknął dziecka, wychowawca - podopiecznego: chwyt za podbródek, patrz no, w oczy...
- Chłopak jest kontaktowy - cicho powiedział niższy, zwracając się do kolegi.
Plecy Klawa zmroziły lodowate ciarki.
Kierowca, już wsiadający do wozu nachmurzył się. Drugi cugajster niespiesznie podszedł do Klawa i również spojrzał mu w oczy. Na ramieniu nieprzyjemnie, jakoś tak drapieżnie i jednocześnie przymilnie, spoczęła obciągnięta rękawiczką dłoń:
- Kogo widziałeś dziś wieczorem?
- To moja sprawa - powiedział Klaw. W ustach miał sucho. - Niby dlaczego mam zeznawać?
- Twoja sprawa - spokojnie zgodził się wysoki. - Ale jesteś kontaktowy w stosunku do nawi. Nie chcę cię straszyć...
Nic jestem strachliwy, chciał powiedzieć Klaw, ale przemilczał. Zacisnął zęby. Przecież torturować nie będą?! Skąd mają widzieć, gdzie ukrywa Diunkę?
- Nie chcę cię straszyć - ciągnął wysoki - ale niawy, z reguły, kontaktują się z ludźmi po to, by ich zabić. Zrównać, że tak powiem, szansę... Pierwszy raz widziałeś tę dziewczynę? Tak?
- Jaką dziewczynę? - zapytał Klaw, konsekwentnie grając głupka.
Jest wolnym mieszkańcem wolnego kraju, ten typas w głupiej kamizelce nie może mu wyrządzić krzywdy, nawet najmniejszej.
- Dziewczynę, z którą kilka godzin temu miałeś intymny kontakt - spokojnie wyjaśnił wysoki. - Z którą się przespałeś, mówiąc inaczej. Czy robisz to z kilkoma po rząd?
Klaw poczuł, że się czerwieni. I to kto - on, który uważał, że ma nerwy z żelaza! A tu prosta sprawa - kilka rzuconych niedbale słów i oto już stoi goły na wypełnionym ludźmi placu.
- Chłopcze, przespacerowałeś się dziś po brzytwie. Nie masz co się dąsać na mnie, bo ja tylko chcę ci pomóc. Następnym razem szczęście może się od ciebie odwrócić. Wczoraj wyjęliśmy z wanny piętnastoletniego chłopca. Podciął sobie żyły.
Wanna. Łazienka. Co za ohydne słowo...
I nagle Klawa postrzeliła niemożliwa, wstrętna i ohydna myśl. I odbiła się na jego twarzy takim nieudanym strachem, że ręka, leżąca na jego ramieniu, wyraźnie nabrała wagi:
- Cicho... Spokojnie, już po wszystkim, już dobrze.
Włączony fen na brzegu kaprawej półeczki. Ale skąd on się tam wziął?!
Diunka tak płakała...
„Przespacerowałeś się dziś po brzytwie...”
- Przypomniałeś sobie?
Klaw przełknął gęstą gorzką ślinę. Nieprawda. Głupi zbieg okoliczności...
„Przypomniałem sobie. Żyję z niawką, wynajmujemy mieszkanie na...”
- No, mały, gadaj. Nikt się nie dowie, że to ty powiedziałeś. Tylko my będziemy wiedzieli.
A kierowca?! Przecież stoi obok, gębę otworzył, w oczach zdziwienie z dużą porcją obrzydzenia.
- Dzięki - Klaw niezręcznie skinął mu głową. - Ja... jakoś się dostanę sam... Proszę jechać...
Pogardliwe prychnięcie. Dźwięczne zatrzaśnięcie drzwi, Klaw odczekał, aż samochód odjedzie.
- Ja...
Co za świństwo. Jaki wstyd.
- Ja... byłem z dziewczyną. Na ulicy... to znaczy, zapłaciłem jej... Pewnie to szmata...
Ledwo udawało mu się poruszać wargami. Teraz sam wierzył w to, co mówił, wierzył dla dobra sprawy - ale i tak czuł się, jakby zażywał kąpieli w ścieku.
- Mamy w liceum taką dziewczynę, Pchła... Więc ja z nią... ale nie bardzo wyszło... Uznałem, że... to przypadek. Ona sama do mnie podeszła, słowo honoru... Na ulicy... zaraz sobie przypomnę... na rogu prospektu i Przerwanej, obok przejścia podziemnego...
Przed oczami miał już plan miasta. Wyraźnie widział, gdzie miało miejsce to spotkanie. Im więcej szczegółów, tym będzie to wiarygodniejsze...
Cugajstrzy milczeli. Chcieli wysłuchać do końca.
- Adres? - cicho zapytał wysoki kiedy Klaw, wzruszywszy ramionami, umilkł.
- Na ulicy Wiecznego Poranka. Tam jest taki hotel... właściwie - kilka. Ona wynajęła pokój na godzinę...
- I zdążyliście przez godzinę?
To nie wytrzymał z dowcipnym wtrętem drugi cugajster, ten niższy.
- Ile? - krótko zapytał wysoki.
- Co?
- Ile kosztował pokój?
- Nie wiem... To ona płaciła...
Jedno z dwóch. Albo zaraz wsadzą go do auta i powiozą, by wytropić pokój, w którym jakoby był i jeśli się uprą, przyłapią go na kłamstwie. Albo machną ręką - bo na ulicy Wiecznego Poranka pełno jest wątpliwej reputacji hotelików, wynajmujących pokoje na godziny i nie żądających przy tym żadnych dokumentów. Zapłać i do boju...
Cugajstrzy popatrzyli na siebie. Zastanawiali się. Odrzucili raczej możliwość, że chłopak, nastolatek, potrafi tak kłamać. Nie znali Klawa.
- Wszystko nam powiedziałeś?
- Przysięgam na wszystko, co chcecie! Mogę iść na wykrywacz kłamstw.
Słabe uśmiechy.
- Masz przy sobie jakieś dokumenty?
Wyjął z wewnętrznej kieszeni opakowaną w folię uczniowską legitymację.