121792.fb2
- Kto... to?
- Popatrz.
Pięć kobiet leżało w jednakowej pozycji - podciągnąwszy kolana do brzucha. Cała piątka miała szeroko otwarte, mętne, bezmyślne oczy. Żadna z nich nie zareagowała jakkolwiek na gości - nijak. Na rozchylonych wargach połyskiwała ślina.
- Nie bój się, Iwgo.
- Mogę stąd odejść?
- Tak. Chodźmy.
Przewodniczka oczekiwała na nich w korytarzu. Inkwizytor skinął:
- No tu i tu wchodzić nie będziemy... Tam jest to samo. A tu, pani Sat, proszę otworzyć. Iwgo, chcę cię poznać z...
Pokój był znacznie mniejszy niż poprzedni; w fotelu, przypominającym dentystyczny, siedziała kobieta z ogoloną głową; miała otwarte szeroko oczy i nieobecną, jaką rozmytą twarz. W pierwszej chwili Iwga miała wrażenie, że spojrzenie kobiety utkwione jest we wchodzących, w rzeczywistości kobieta nie miała w ogóle spojrzenia. Błękitne, w odcieniu nieba, oczy przypominały szlifowane szkiełka, na szczupłych ramionach wisiała bezkształtna ciemna sukienka. Ogoloną głowę przykrywała czarna czapeczka.
- Witaj, Timo - powiedział inkwizytor, a w jego głosie rozbrzmiała najprawdziwsza czułość. - To jest Iwga.
Kobieta nie odpowiedziała. Jej ręce bezwolnie leżały na podłokietnikach, ładne dłonie ze szczupłymi palcami i krótko przyciętymi paznokciami.
- Nazywa się Tima Lcus... - głucho powiedział inkwizytor. - Neurochirurg. Jedyna ze znanych mi wiedźm, która zdobyła wykształcenie i odniosła sukcesy w nauce.
- Wiedźma?!
- Tak. Była wiedźmą... Jej ukochany postawił warunek... nie chciał ożenić się z wiedźmą, a ona przysięgła, że spełni ten warunek. Widzisz, próby pozbawienia wiedźmy jej wiedźmactwa trwają nie od wczoraj. I nie od czterech lat, kiedy ja i Tima rozkręciliśmy... program. I nie od czterystu lat...
Iwga znowu popatrzyła na kobietę w fotelu. Jej pierś unosiła się lekko w rytmie oddechu - i tyle. Inkwizytor przykrył dłonią jej dłoń na podłokietniku - nic się nie zmieniło. Nawet rzęsy nie drgnęły. Roślina.
- Wiedźmactwo... Kompleks właściwości, który nazywamy wiedźmactwem jest tak mocno spleciony z właściwościami osoby, że zabijając wiedźmę, zabijamy osobowość. W sumie w tym programie wzięło udział piętnaście kobiet. Na czele z Timą; wszystkie, rzecz jasna, dobrowolnie i z nadzieją. Wszystkie miały ważkie powody... Szczególnie Tima. Bo, widzisz, ona kochała.
Iwga głęboko zaczerpnęła powietrza. Inkwizytor uśmiechnął się niewesoło.
- Tima... Wspaniały umysł. Żelazna wola. Uroda. Przyjrzyj się, nawet teraz to widać. W przededniu operacji żartowała, kpiła ze mnie, niezdecydowanego.
Zamilkł. Popatrzył w nieruchome oczy siedzącej kobiety odwrócił spojrzenie:
- Z piętnastu pacjentów żyje dziewięciu. Wszyscy w takiej oto postaci. Na zawsze.
Teraz rozumiesz? - Iwga milczała - Oto o co prosiłaś mnie dziś rano. Oto co miałaś na myśli krzycząc, że kłamią Teraz rozumiesz czy nie?
Było bardzo cicho, nawet pani Sat nie pobrzękiwała swoimi kluczami na korytarzu.
- Tak - wychrypiała Iwga.
Ręka inkwizytora delikatnie uścisnęła dłoń siedzącej w fotelu kobiety.
- Do widzenia, Timo. Mam nadzieją, że... jest ci dobrze.
Droga powrotna upłynęła w milczeniu. Iwga ponownie rozbolała głowa, zgrzyt kluczy w zamkach echem odbijał się od czubka głowy zmuszał do pochylania głowy i wzdrygania. Inkwizytor pożegnał się z panią Sat, ochroniarz, czerwony jak pomidor, przymierzał się do sprawdzenia jego przepustki, inkwizytor osadził go, oświadczywszy, że umarłemu okłady nie pomogą. Gorliwość jest potrzebna przed, a nie po...
Przez rozbite okno wpadał chłodny wiatr. Iwga wlazła z nogami na tylną kanapę samochodu, zwinęła się i rozpłakała
* * *
Barek na przedmieściu był za mały, by mieć własną nazwę. Barman ze zdziwieniem gapił się na dziwną parę; mężczyzna w średnim wieku zadbany, z jakby znajomą barmanowi twarzą, w towarzystwie młodej rudowłosej dziewczyny, z - chyba - rozbitym nosem, zaczerwienionym, oczami, w swetrze poplamionym burymi śladami krwi. Barman zastanawiał się już, czy nie warto by zadzwonić na policję - ale po namyśle jakoś się powstrzymał i nie zadzwonił
- Zamówię dla ciebie wino... Może się trochę odstresujesz.
- A pan?
- Ja prowadzę... Co chcesz zjeść?
- Nic.
- Nie cuduj... Zresztą, jak chcesz. Bo jeszcze znowu oskarżysz mnie o patologiczną miłość do przymusu.
Iwga starannie wpatrywała się w obrus.
Inkwizytor milczał chwilę, potem westchnął, krótkie, nie podobne do niego westchnienie, dlatego Iwga przygotowała się na najgorsze.
- Boli jeszcze głowa?
- Mniej.
- Rozumiem... Powiedz mi, Iwgo. Ile razy w życiu zdarzało ci się mówić coś... dziwnego? W ataku szału, strachu czy bólu... Czy zdarzało się tak, że słowa napływały... jakby znikąd? I rozmówca bardzo się dziwił?
Iwga zrozumiała o co chodzi. Zachmurzyła się i odwróciła, usiłując przypomnieć sobie, co właściwie powiedziała do inkwizytora, zanim niemal wytłukł z niej mózg. Bezskutecznie, przypomniała sobie tylko, że język wymawiał jakieś słowa, ale słowa bez znaczenia, więcej - teraz te dziwne zwroty wydawały jej się czymś jak rozgotowany makaron, bezbarwne i amorficzne, bez sensu...
- Przypomnij sobie.
Otworzyła usta, chcąc powiedzieć: nie pamiętam. I w tej samej chwili przypomniała sobie.
- Zdarzało się? Mam rację?
Zdarzało. Aula szkoły, pełno ludzi; dyrektorka z czerwonymi plamami na policzkach, przedstawiająca dziewczynkom „pana okręgowego inkwizytora”. Mdłości i słabość, i złość; mnóstwo pustych miejsc, od razu powstałych dookoła niej, uważne spojrzenie, znaczące milczenie...
Ciąg dalszy odbył się w gabinecie dyrektorki. Służbowe wezwanie, pełne wzgardy wystraszone spojrzenia, „nie uda nam się teraz odzyskać dobrego imienia szkoły...” I jeszcze coś ostrego, słowo, niczym kańczug
z wszytym kawałkiem ołowiu. Coś o wiedźmach i szmatach... bezpłodnych i nieudolnych ścierach... Coś potwornie wstrętnego, zwłaszcza jeśli się uwzględni, że Iwga miała piętnaście lat i jeszcze się nawet z nikim nie całowała. I to wszystkowiedzące spojrzenie samego inkwizytora.
Wtedy Iwga otworzyła usta i powiedziała. Coś, co spowodowało, że dyrektorka usiadła na podłodze, swoim widokiem wzbudziwszy panikę w otoczeniu i dając Iwdze okazją do ucieczki spod samego inkwizytorskiego nosa...
Powiedziała coś o wątrobie. Która wkrótce będzie kompletnie dziurawa. Chyba. Jakiś termin medyczny...
- A co to była za szkoła?