121792.fb2 Czas Wied?m - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 46

Czas Wied?m - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 46

Klaudiusz niemal nie zastanawiał się.

- Iwgo, podejdź tu.

Dziewczyna weszła do gabinetu. Klaudiusz pchnął ją w kierunku biurka.

- Zostaniesz tutaj. Potem cię zabiorę.

Jej oczy zaokrągliły się:

- N-nie... ja...

- Nie na długo.

Dwukrotnie przekręcił klucz w zamku. Dziewczyna, choć spodziewał się czegoś innego, nie zaczęła wrzeszczeć i oburzać się. Ani słowa czy westchnienia - nagle poczuł się niezręcznie. Jakby ktoś na niego patrzył z wyrzutem, a on nie miał siły się odwrócić...

- Długo to nie potrwa - powiedział do zamkniętych drzwi.

Spokojne rytmiczne życie opery już było zakłócone. Już się pomieszało i skręciło, potoczyło licho wie gdzie; drzwi do garderób były pootwierane na oścież, a zewsząd było słychać komunikat przekazywany przez głośniki, suchy, przesadnie spokojny głos: „Uprasza się wszystkich pracowników opery o pozostawanie na swoich miejscach. Uprasza się o pozostanie na swoich miejscach. Przygotowania do spektaklu zostały wstrzymane, uprasza się wszystkich pracowników opery o pozostawanie na swoich miejscach... Proszę nie wychodzić na korytarze, pozostać na swoich miejscach...”

Mówiący najwyraźniej miał dobrze opanowaną technikę rozkazywania. Słuchano go - przynajmniej na razie. Korytarze były puste, Klaudiusz szedł, odprowadzany przestraszonymi spojrzeniami; z bocznych drzwi wyjrzała leciwa kobieta z naręczem złowieszczych purpurowych płaszczy:

- Chłopcze...

Klaudiusz odwrócił się, kobieta cofnęła się. Klaudiusz wiedział, że w stanie gotowości bojowej wygląda parszywie. Może i należało owinąć się takim purpurowym płaszczem, aż po brwi...

Dowódcę specgrupy znalazł w obwieszonym afiszami pokoiku - gabinecie administratora. Dwie wciśnięte w kąt kobiety i mężczyzna we fraku, ze strachem wpatrywali się w komunikator w ręku nieproszonego gościa.

- Wyłapaliśmy je, patronie. Dziewczyny. Dziesięć sztuk. Były w sali do ćwiczeń.

- Aktywne?

- Nie, patronie. Wszystkie „głuche”. Tak jak to było opisane w dossier... Spektakl został odwołany. Widzów do budynku nie wpuszczamy, przeczesujemy kondygnacje.

- Torki nie ma w jej gabinecie. Jest pan pewien, że znajduje się jeszcze w budynku?

- Wszyscy widzieli jak wchodziła. Nikt nie widział, żeby wychodziła. Jej wóz stoi na parkingu...

- Ile ich tu jest, Kosta, według pańskich odczuć?

Dowódca specgrupy zmrużył oczy. Markowy inkwizytor, w niektórych parametrach - na przykład w skanowaniu - przewyższający nawet Klaudiusza. Nie przesłuchuje wiedźm, łapie je.

- Sporo, patronie. W samym budynku - dużo... Pięć - sześć. A na razie nie znaleźliśmy ani jednej.

- Budynek jest okrążony?

Dowódca uniósł oczy do sufitu, co było mocnym złamaniem dyscypliny, ale wykluczało wątpliwości co do profesjonalizmu specgrupy.

- Dobra, Kosta... Róbcie swoje. A ja poszukam Torki.

* * *

Wyczuł wiedźmę, wchodząc po marmurowych schodach dla widzów na drugą kondygnację. Wyczuł jasno i jawnie - wyglądało, że to wiedźma-bojownik. I jak blisko podkradła się niezauważona...

Zacisnął zęby, w myślach wysławszy do przeciwniczki rozkaz-wymuszenie. Chyba usłyszał w odpowiedzi słaby jęk; Klaudiusz skoczył w kierunku dźwięku, odsunął zasłonę, wypadł na inne schody - służbowe, awaryjne. Na dole pospiesznie cichł odgłos obcasików.

- Stój!

Drzwi na drugi poziom, na pierwszy, benuar... Czerwona suknia mignęła dwa biegi niżej...

Przeraźliwy krzyk w sali. Na scenie. I niemal od razu w nozdrza uderzyła woń dymu.

Ścigana wiedźma zatrzymała się. Klaudiusz czuł, że się zatrzymała - piętro niżej, jakby wyczekując, rozważając, co teraz przedsięweźmie Wielki Inkwizytor. Rozbestwiły się, psiekrwie...

- Po-o-żar!

Drzwi do loży znajdowały się tuż obok. Ogromna wspaniała sala ginęła w mroku; kurtyna podniesiona, pozwalająca nacieszyć oko bogatymi, nieco pompatycznymi dekoracjami premierowego spektaklu baletowego. Brokatowy pałac, aksamitne więzienie, różowy poblask świtu - zmierzchu...

Czarny dym. Nawet przesycone ognioodpornym świństwem, całe to bogactwo pali się wspaniale. Jak słoma.

- Po-ża-a-ar!

Włączyła się sygnalizacja. Na scenę wyskoczył mężczyzna z małą plującą pianą gaśnicą. Zanim drugi, potem jeszcze inny...

Dym wznosił się coraz wyżej. Gipsowe twarze na suficie powoli traciły swoją biel, w beznamiętnych dotąd oczach pojawiło się zwyczajne ludzkie zmęczenie. Czy może Klaudiuszowi tylko tak się zdawało?

Wiedźma. Jest blisko. Walczy z bólem po jego uderzeniu, i...

Klaudiusz odwrócił się zdziwiony. To było coś nowego...

W pierś mierzyła mu lufa wielkiego czarnego rewolweru.

- Inkwizytor... oprawca...

Młodziutkie głupiątko, postanowiło na koniec powiedzieć wszystko, co o nim myśli. Gdyby wystrzeliła od razu - miałaby szansę.

- Pomyliłaś się, dziecko.

Jego uderzenie cisnęło nią o ścianę. Rewolwer wypadł z ręki, niemal bezgłośnie, na miękki chodnik. Podszedł, popatrzył w czarne z bólu oczy, zmierzył „studnię”. Osiemdziesiąt... Ze śladami niedawnej inicjacji...

Wziął ją za rękę - niezwykle szczupłą, można powiedzieć wychudzoną, drobnokościstą rękę baleriny. Wymacał puls.

- Kto cię inicjował? Gdzie? Po co? Po coś to zrobiła, mogłaś po prostu tańczyć swoje łabędzie... Po co?

- Jestem wiedźmą - wychrypiała mu prosto w twarz.

- Jesteś człowiekiem!..

- Jestem wiedźmą, wiedźmą!.. A wy jeszcze się przekonacie...