121792.fb2
- Iwgo, podejdź tu.
Dziewczyna weszła do gabinetu. Klaudiusz pchnął ją w kierunku biurka.
- Zostaniesz tutaj. Potem cię zabiorę.
Jej oczy zaokrągliły się:
- N-nie... ja...
- Nie na długo.
Dwukrotnie przekręcił klucz w zamku. Dziewczyna, choć spodziewał się czegoś innego, nie zaczęła wrzeszczeć i oburzać się. Ani słowa czy westchnienia - nagle poczuł się niezręcznie. Jakby ktoś na niego patrzył z wyrzutem, a on nie miał siły się odwrócić...
- Długo to nie potrwa - powiedział do zamkniętych drzwi.
Spokojne rytmiczne życie opery już było zakłócone. Już się pomieszało i skręciło, potoczyło licho wie gdzie; drzwi do garderób były pootwierane na oścież, a zewsząd było słychać komunikat przekazywany przez głośniki, suchy, przesadnie spokojny głos: „Uprasza się wszystkich pracowników opery o pozostawanie na swoich miejscach. Uprasza się o pozostanie na swoich miejscach. Przygotowania do spektaklu zostały wstrzymane, uprasza się wszystkich pracowników opery o pozostawanie na swoich miejscach... Proszę nie wychodzić na korytarze, pozostać na swoich miejscach...”
Mówiący najwyraźniej miał dobrze opanowaną technikę rozkazywania. Słuchano go - przynajmniej na razie. Korytarze były puste, Klaudiusz szedł, odprowadzany przestraszonymi spojrzeniami; z bocznych drzwi wyjrzała leciwa kobieta z naręczem złowieszczych purpurowych płaszczy:
- Chłopcze...
Klaudiusz odwrócił się, kobieta cofnęła się. Klaudiusz wiedział, że w stanie gotowości bojowej wygląda parszywie. Może i należało owinąć się takim purpurowym płaszczem, aż po brwi...
Dowódcę specgrupy znalazł w obwieszonym afiszami pokoiku - gabinecie administratora. Dwie wciśnięte w kąt kobiety i mężczyzna we fraku, ze strachem wpatrywali się w komunikator w ręku nieproszonego gościa.
- Wyłapaliśmy je, patronie. Dziewczyny. Dziesięć sztuk. Były w sali do ćwiczeń.
- Aktywne?
- Nie, patronie. Wszystkie „głuche”. Tak jak to było opisane w dossier... Spektakl został odwołany. Widzów do budynku nie wpuszczamy, przeczesujemy kondygnacje.
- Torki nie ma w jej gabinecie. Jest pan pewien, że znajduje się jeszcze w budynku?
- Wszyscy widzieli jak wchodziła. Nikt nie widział, żeby wychodziła. Jej wóz stoi na parkingu...
- Ile ich tu jest, Kosta, według pańskich odczuć?
Dowódca specgrupy zmrużył oczy. Markowy inkwizytor, w niektórych parametrach - na przykład w skanowaniu - przewyższający nawet Klaudiusza. Nie przesłuchuje wiedźm, łapie je.
- Sporo, patronie. W samym budynku - dużo... Pięć - sześć. A na razie nie znaleźliśmy ani jednej.
- Budynek jest okrążony?
Dowódca uniósł oczy do sufitu, co było mocnym złamaniem dyscypliny, ale wykluczało wątpliwości co do profesjonalizmu specgrupy.
- Dobra, Kosta... Róbcie swoje. A ja poszukam Torki.
* * *
Wyczuł wiedźmę, wchodząc po marmurowych schodach dla widzów na drugą kondygnację. Wyczuł jasno i jawnie - wyglądało, że to wiedźma-bojownik. I jak blisko podkradła się niezauważona...
Zacisnął zęby, w myślach wysławszy do przeciwniczki rozkaz-wymuszenie. Chyba usłyszał w odpowiedzi słaby jęk; Klaudiusz skoczył w kierunku dźwięku, odsunął zasłonę, wypadł na inne schody - służbowe, awaryjne. Na dole pospiesznie cichł odgłos obcasików.
- Stój!
Drzwi na drugi poziom, na pierwszy, benuar... Czerwona suknia mignęła dwa biegi niżej...
Przeraźliwy krzyk w sali. Na scenie. I niemal od razu w nozdrza uderzyła woń dymu.
Ścigana wiedźma zatrzymała się. Klaudiusz czuł, że się zatrzymała - piętro niżej, jakby wyczekując, rozważając, co teraz przedsięweźmie Wielki Inkwizytor. Rozbestwiły się, psiekrwie...
- Po-o-żar!
Drzwi do loży znajdowały się tuż obok. Ogromna wspaniała sala ginęła w mroku; kurtyna podniesiona, pozwalająca nacieszyć oko bogatymi, nieco pompatycznymi dekoracjami premierowego spektaklu baletowego. Brokatowy pałac, aksamitne więzienie, różowy poblask świtu - zmierzchu...
Czarny dym. Nawet przesycone ognioodpornym świństwem, całe to bogactwo pali się wspaniale. Jak słoma.
- Po-ża-a-ar!
Włączyła się sygnalizacja. Na scenę wyskoczył mężczyzna z małą plującą pianą gaśnicą. Zanim drugi, potem jeszcze inny...
Dym wznosił się coraz wyżej. Gipsowe twarze na suficie powoli traciły swoją biel, w beznamiętnych dotąd oczach pojawiło się zwyczajne ludzkie zmęczenie. Czy może Klaudiuszowi tylko tak się zdawało?
Wiedźma. Jest blisko. Walczy z bólem po jego uderzeniu, i...
Klaudiusz odwrócił się zdziwiony. To było coś nowego...
W pierś mierzyła mu lufa wielkiego czarnego rewolweru.
- Inkwizytor... oprawca...
Młodziutkie głupiątko, postanowiło na koniec powiedzieć wszystko, co o nim myśli. Gdyby wystrzeliła od razu - miałaby szansę.
- Pomyliłaś się, dziecko.
Jego uderzenie cisnęło nią o ścianę. Rewolwer wypadł z ręki, niemal bezgłośnie, na miękki chodnik. Podszedł, popatrzył w czarne z bólu oczy, zmierzył „studnię”. Osiemdziesiąt... Ze śladami niedawnej inicjacji...
Wziął ją za rękę - niezwykle szczupłą, można powiedzieć wychudzoną, drobnokościstą rękę baleriny. Wymacał puls.
- Kto cię inicjował? Gdzie? Po co? Po coś to zrobiła, mogłaś po prostu tańczyć swoje łabędzie... Po co?
- Jestem wiedźmą - wychrypiała mu prosto w twarz.
- Jesteś człowiekiem!..
- Jestem wiedźmą, wiedźmą!.. A wy jeszcze się przekonacie...