121792.fb2
- ... staruszce taką... przysługę... Nie ośmieliłam się myśleć, że moim stosem będzie...
- Heleno...
- Proszę, Klaudiuszu, bardzo chcę.. Moja ostatnia... jeśli woli pan tak myśleć... wola...
Wtedy Iwga straciła przytomność. Ostatecznie.
* * *
„Każda istota ma swe przeznaczenie. Bezsensownym jest tylko człek; dążąc do duchowego komfortu, człowiek wymyśla sobie sens i dlatego odtrąca wiedźmę. Wiedźma jest ucieleśnieniem bezsensu, jest wolna aż do absurdu, jest zaskakująca i żywiołowa, jest nieprzewidywalna... Wiedźma nie zna miłości ani przywiązania - nie można jej przywiązać, można ją tylko zabić... Ludzkość bez wiedźm przypominałaby dziecko pozbawione niespodziewanych dziecinnych odruchów, skostniałego racjonalistę i cynika. Ludzkość zaś, dająca wiedźmom wolność, przypominałaby dziecię zacofane umysłowo, ani na sekundę nie potrafiące się skoncentrować, majtające się w ciągle zmieniających się kaprysach...
Zapytacie, czy wiedźmy potrzebują władzy nad światem? Roześmieję się wam w twarz: wiedźmy nie wiedzą, co to władza. Władza jest batem nie tylko na poddanych, ale i na władców; wiedźmy, z woli losu żyjące w ludzkim ciele, są przygniecione samą jego obecnością. Wiedźmy są uciskane, wiedźmy są
dotknięte tym, że żyją wśród ludzi; nasz świat jest im obcy. Dlatego tak żywotne są ich obyczaje... dążenie wiedźm do szkodzenia otoczeniu. Jeden pusty świat dla jednej wiedźmy, oto warunki, w jakich mogłyby żyć
komfortowo...
... Ziemia stałaby się pustynią pod zwałami ruin, gdyby potrafiły wiedźmy chcieć jednej rzeczy. Na szczęście, każda wspólnota jest przymusem...
Zapytacie, czy ma rację nieznany autor słynnych „Wyznań os”? Czy to prawda, że rozdzielone stado wiedźm staje się żelazną armią os, gdy tylko narodzi się królowa matka?
Nie będziemy cofali się do historii. Zdejmijmy pokrywę pszczelego ula i zapytajmy siebie, po co istnieje i jak często pojawia się na świecie pszczela matka? I zapytamy siebie: a czy jest zdolny do przeżycia gatunek, jeśli jego matka rodzi się raz na pół tysiąca lat?”
Bezszelestnie otworzyły się drzwi. Iwga uniosła głowę - gwałtowny ruch spowodował, że świat dookoła kiwnął się i popłynął. Z gabinetu wyszedł żółtolicy inkwizytor, ten który dowodził w płonącym teatrze... inkwizytor nie był zły. A innych emocji Iwga nie analizowała: nie jest zły - to i dobrze...
Zadziwiające, jak serce złowieszczej Inkwizycji przypomina zwyczajne biuro. Zdyscyplinowane i nieźle wyposażone, ale biuro; a ona przez całe życie bała się tu trafić. Teraz siedzi na kanapie i trzyma na kolanach ciężką księgę.
Przez jakiś czas w sekretariacie było cicho. Potem wyszedł lekarz; sekretarz, na którego obliczu leżało błękitnawe odbicie włączonego monitora, pytająco zajrzał mu w oczy. Lekarz skinął głową.
Iwga poruszyła się na kanapie:
- Może ja... mogę wejść?
- Nie była pani wzywana - oświadczył ozięble sekretarz. Potem zawahał się i dodał ugodowo: - Nie powinna pani tam wchodzić. Tam jest dochodzeniowy gift, wiedźmom się on nie podoba.
- Mężczyźni tak rzadko zastanawiają się nad tym, co się podoba wiedźmom - odparła bez lęku Iwga - że aż przyjemnie tak raz na jakiś czas poczuć troskę o swoją osobę.
Z przyjemnością patrzyła na zmieszaną gębę sekretarza.
- Mężczyźni w ogóle rzadko się zastanawiają - odezwał się komunikator na biurku. - Iwgo, bądź taka uprzejma, poczekaj jeszcze kwadransik.
Teraz pewnie ona ma zmieszaną gębę. Jakoś nie pomyślała, Że każde słowo wypowiedziane w sekretariacie słychać w gabinecie. Pomszczony sekretarz obrzucił ją ironicznym spojrzeniem; Iwga westchnęła i wróciła do otwartej księgi.
„... Słusznie zaoponujecie: wiedźmy nie mają potomstwa. To znaczy, oczywiście, wiedźmy miewają dzieci, najczęściej dziewczynki - jednakże procent małych wiedźmeczek wśród córek dorosłych wiedźm jest dokładnie taki sam, jak w całej populacji. Dlaczego pogłowie wiedźm przez cały czas jest niezmienne? Właściwiej byłoby tak: dlaczego niespodziewany wzrost ich liczebności przeplata się z jej spadkiem, z czasami, kiedy wiedźma staje się niesłychaną rzadkością, a zainicjowana wiedźma - wręcz reliktem? Dlaczego okresy burz i wstrząsów, wojen i katastrof przechodzą w ciszę, kiedy nawet sztuka, rzemiosło zapadają w senną upadłość? Zrozumieć to jest tak samo trudno, jak wyjaśnić pierwszoklasiście, dlaczego nawet w najgorszą zimę mróz przeplata się z odwilżą...”
- Ze wszystkich zaproponowanych ci książek wybrałaś najnudniejszą. Tak lubisz długie przemądrzale zdania?
Inkwizytor szedł przez sekretariat, jakoś dziwnie się poruszał, sekundę później Iwga zrozumiała dlaczego - chronił lewą rękę. Wyprzedzał ból; nawet jasna lekka marynarka nie maskowała pewnej sztuczności w jego ruchach.
Przecież rano, dobrze pamięta, był w kurtce. W eleganckiej letniej kurtce, Iwga dobrze ją zapamiętała, przecież do tej tkaniny przyciskano jej twarz...
Zniszczone ubranie. Pewnie ma tam dziurę. I na pewno została plama krwi, tego się łatwo nie odczyści.
- Miranie - inkwizytor zwrócił się do referenta. - Proszę zadzwonić do garażu, jeśli mój samochód jest naprawiony - niech odprowadzą go do domu. Iwgo, idziemy przez tylne wyjście. Po co nam ci dziennikarze...
Wyszli przez jakieś zupełnie nie rzucające się w oczy drzwi, dość daleko od Pałacu Inkwizycji; przy głównym wejściu stali, jak się okazało, jacyś ludzie. Iwga drgnęła - przez moment miała wrażenie, że w powietrzu czuć zapach spalenizny. Nie, złudzenie...
To ona przesiąkła dymem. No i pewnie wygląda... wygląda... I ta woń...
Pewnie była jedenasta. Żółte reflektory efektownie podświetlały ostry dach Pałacu Inkwizycji; Iwga poczuła zawrót głowy, przez jakąś chwilę i noc, i podświetlona szpica przestały istnieć, tylko koła, kolorowe kręgi i odległa paplanina, szelest baletowych pantofelków, paint, na parkiecie...
Potem odkryła, że stoi wczepiona w lewą rękę inkwizytora. A ta ręka jest sztywna.
- Oj...
Rozwarła palce, zrobiła krok w bok, nie wiedząc, jak się zachować:
- Ja... Jaka ze mnie idiotka. Przepraszam.
Bezszelestnie podjechał służbowy samochód. Otworzyły się drzwi.
- Przepraszam, ja... Przepraszam. Sama nie wiem... boli?
- Boli - oświadczył inkwizytor po chwili. - Ale zależy z czym to porównać... Wsiadaj.
Kierowca popatrzył na nią ze zdziwieniem, a może tylko jej się tak wydawało?!
Nocne miasto. Karuzela świateł, przymknęła powieki, przeczekując nowy atak zawrotów głowy. Co się z nią dzieje? I gdzie jest ta księga, czyżby zostawiła ją na kanapie w sekretariacie, jak głupio...
„Wiemy, że począć wiedźmę może każda kobieta; istnieje także mit, głoszący, że takie poczęcia odbywają się podczas sabatów. Że sabat po to właśnie został powołany, by sadzić w pustych jeszcze łonach przyszłą wiedźmią siewkę...”
Iwga odetchnęła.
- Parszywie się czujesz? - zapytał inkwizytor, nie odwracając głowy.
Odpowiedziała skinieniem głowy, też jej nie odwracając.
- Według prawideł gatunku powinnaś przez kilka godzin leżeć bez przytomności... W każdym razie te nasze koleżanki, które przeniosły teatr opery i baletu do kategorii spalonych, walają się bez czucia do tej pory.
Iwga przełknęła ślinę. Wspomnienia nie były przyjemne.
Na podwórku domu przy placu Zwycięskiego Szturmu staruszka spacerowała ze swoim pieskiem; w mieszkaniu na piętrze kończyła pracę wesoła gospodyni i jej spojrzenie, rzucone na Iwgę, nie pozostawiało skrawka przestrzeni do interpretacji.
Wyczekawszy na dogodną chwilę, Iwga wstała na czubkach palców i pytająco zajrzała w oczy inkwizytorowi:
- Proszę jej powiedzieć... Bo się biedactwo męczy, że ma pan taką obszarpaną i nieładną kochankę. Ona nie rozumie, jak to się stało...