121792.fb2
Nazar głośno przełknął ślinę.
- A czy może być tak, że ona sama nie wie? Może?..
Przez chwilą Klaudiusz zastanawiał się, czy nie skłamać. Potem westchnął i pokręcił głową:
- Niestety. One zawsze i wszystko o sobie wiedzą.
- Okłamywała mnie - pękniętym głosem stwierdził Nazar.
Klaudiusz wzruszył ramionami współczująco.
* * *
Iwga nie spała - leżała z kocem na głowie, z nosem między podciągniętymi kolanami i wyobrażała sobie, że jest ślimakiem. W domku, w muszli, ciepło i przytulnie, wszystko, co poza ściankami domku - obojętne jest i niebezpieczne... Potem zabrakło jej wyobraźni, a wieczór ciągle się jeszcze nie kończył; ktoś chodził po domu, ktoś mówił półgłosem, potem usłyszała odgłos uruchamianego silnika.
W pewnej chwili niemal uwierzyła, że koszmar skończył się, że wszystko się ułożyło, że Wielki Inkwizytor zaraz odjedzie i wszystko zostanie po staremu...
W tym momencie przyszedł Nazar. Nie zapalając światła i milcząc, stał w półmroku, zaraz za progiem. Iwga napięła mięśnie, ale nie wystarczyło jej odwagi, by samej zacząć rozmowę.
- Co z tobą? - zapytał Nazar. Iwga zrozumiała, że on już wszystko wie. - Jak się czujesz?
Jak ja się czuję, zapytała siebie Iwga. Jak wesz w zakładzie fryzjerskim, z lekkim dyskomfortem...
Nazar milczał; pod jego spojrzeniem leżąca w ciemności Iwga rzeczywiście poczuła się jak wesz we wspaniałej koafiurze - drobna gadzina, która przy pomocy kłamstwa przedostała się do tego pięknego i wspaniałego świata.
- No to dobranoc - powiedział Nazar drewnianym głosem i zamknął za sobą drzwi.
Przez kilka minut Iwga leżała nieruchomo, wpijając się zębami we własną dłoń, potem poderwała się, włączyła nocną lampkę i gorączkowo zaczęła pakować swoje rzeczy.
Pośpieszna praca pozwoliły jej na krótką chwilę uwolnić się od rozmyślań; patroszyła szafę i bebeszyła szafkę nocną, szmat było mnóstwo, a stara podróżna torba, towarzyszka podróży, okazała się mała i kompletnie niepojemna.
Odwykła od wędrownego życia. Od życia z całym dobytkiem w jednej wytartej sportowej torbie. Ach, jak łatwo o tym zapomniała, jak się wyluzowała, jak sobie odpuściła...
Świadomość straty zabolała, jakby zardzewiała igła przeszyła jej serce; opuściła ręce, usiadła na podłodze i przygryzła wargę, by nie rozryczeć się. To potem, wszystkie łzy potem...
Ale i tak by nie wytrzymała i rozpłakała się, gdyby nie inna myśl, niczym lodowata łapa: Inkwizycja. Nie ta prowincjonalna, z której łap umykała nie raz; ta prawdziwa. Wielka Inkwizycja, jeżdżąca grafami, wspaniałymi wozami, koloru soczystej żaby...
Iwga zgasiła lampkę, prawie urywając sznureczek wyłącznika. Bezszelestnie podeszła do okna. Wspaniały letni wieczór szczęśliwie ustępował miejsca równie wspaniałej nocy, gwiaździstej, cykadowej i kompletnie rozleniwionej. Wczoraj o tej porze ona i Nazar...
Iwga spoliczkowała się. Uderzenie przerwało myśl, a osty wewnętrzny ból zastąpiony został zwyczajnym bólem twarzy, wulgarnym i prostackim.
Iwga widziała w ciemnościach dość kiepsko, ale i tak lepiej niż każdy inny człowiek... Chyba, że był wiedźmą albo inkwizytorem.
Jej torba była wzdęta niczym krowi trup. Kiedyś w dzieciństwie widziała taki przy drodze, wrażenie żyło w niej długo...
Westchnęła.
Większą część Nazarowych prezentów musiała porzucić. Zostawiłaby wszystkie, ale ciepła szara kurtka przyda się jej na pewno, gdyby zaczęły się deszcze, a w nowych sportowych butach będzie jej wygodnie iść po zakurzonych drogach - od rana do wieczora...
Potem między rzeczami znalazła białą koszulę Nazara - i przez dwie długie minuty siedziała z twarzą wtuloną w pusty, bezwolny rękaw. Kołnierzyk koszuli przesączony był zapachem Nazara - Iwga wyczuwała zapachy dość kiepsko, ale i tak lepiej niż każdy inny człowiek... Chyba, że był wiedźmą... Albo inkwizytorem...
Strasznie chciała wziąć coś ze sobą na pamiątkę. I napisać do Nazara choćby jedno słowo, choćby literkę... To nieznośne, ta świadomość, że on będzie myślał o niej tak...
... jak na to zasłużyła.
Otworzywszy drzwi szafy, długo patrzyła w jasne, choć zakurzone lustro. Ruda, z prowincjonalnie pulchnymi policzkami i naiwnymi piegami na całej twarzy, z lekko zadartym noskiem, dziecinnymi pulchnymi wargami... i spojrzeniem otrzaskanej, zawziętej, ale bardzo zmęczonej i bardzo nieszczęśliwej lisicy.
Sezon polowań otwarto...
Słowo „inkwizycja” smagało niczym bat. Bezszelestnie stąpając w mroku. Iwga szerzej otworzyła okno, przerzuciła przez ramię torbę i zgrabnie przesadziła parapet.
Poddasze jej byłego przyszłego domu można by uznać za niskie drugie piętro; przez chwilę siedziała na trawie, czekając, aż ucichnie ból w odbitych stopach. W domu Nazara panowała ciemność, w jadalni paliło się światło. Czym się teraz zajmuje jej były tato-świekr? Można sobie wyobrazić, jaką miał minę, kiedy...
Tym razem już siebie nie policzkowała - odgłos uderzenia mógłby dotrzeć do cudzych uszu. Wściekle uszczypnęła się w łydkę - i niepotrzebna myśl umknęła przegnana bólem. O, jakie to proste, tyle że zostanie fioletowy siniec. Dobrze, że Nazar go nie zobaczy...
Poderwała się i skoczyła za mur. Zamarła tam, gdzie nie sięgało światło latarni; gałązka jabłoni z drobnymi niedojrzałymi jabłuszkami żałośnie skrzypiała, drapiąc mur z cegły. Jej cień był również żałosny, połamany...
Wstrzymawszy oddech, Iwga ostrożnie wyjrzała zza rogu; furtka zamyka się na zwyczajny haczyk, przy furtce o tej godzinie ni żywego ducha - ale i tak jej serce uderzyło z ulgą.
Samochód. Zielony graf ciągle stał tam, gdzie podbiegł do jego drzwi wesoły Nazar.
Co to znaczy? Przecież słyszała dźwięk silnika? Czy może to tato-świekr wyprowadził z garażu swoją...
- Iwgo.
Obok. Za plecami. Mętne lepkie ciarki; dlaczego nie poczuła zbliżania się?
- Nie denerwuj się. Nie zamierzam cię dotykać.
- Już mnie pan dotknął - powiedziała szeptem, nie odwracając się. Chociaż mogłaby się powstrzymać od
hardości.
- Wybacz - powiedział Wielki Inkwizytor miasta Wiżny. I, chyba, zrobił krok do przodu, ponieważ Iwga od razu poczuła mdłości i słabość, co prawda w jakimś oszczędnym, litościwym dla niej wariancie. Zapewne on potrafi tym sterować.
- Chcę odejść - powiedziała, opierając się plecami o ścianę, dokładnie pod żałosną gałązką jabłoni. - Mogę?
- Możesz - nieoczekiwanie ławo zgodził się inkwizytor. - Ale ja bym na twoim miejscu doczekał poranka. Bo tak, to jakoś... banalnie. Przypomina ucieczkę. Zgadzasz się?
- Zgadzam - skinęła głową, przyciskając swoją torbę do piersi. - Co pan będzie ze mną robił?
- Ja osobiście, nic - w głosie inkwizytora dał się słyszeć wyrzut. - Ale jeśli w ciągu tygodnia nie zarejestrujesz się u nas, możesz dostać karę. Społeczne prace w towarzystwie podobnych do siebie, niezainicjowanych, ale w większości rozeźlonych i niesympatycznych. Po co ci to?
- A co to pana obchodzi - powiedziała do ściany. Mdłości wzbierały w gardle, jeszcze trochę i rozmowa z inkwizytorem zostanie przerwana w bardzo niemiły sposób.
- Dokąd pójdziesz? Ciemną nocą, szosą?