121792.fb2
Dobre pytanie.
Obok przemknął chłopiec na rolkach. Wypadł na jezdnię, zabalansował, wypinając tyłek na oburzony samochód, wskoczył na chodnik i pokrzykując, zniknął za rogiem.
- Bardzo ci ciąży to, co robisz? Do czego cię zmuszam? Wymuszam, wedle swego zwyczaju?
Uśmiechnęła się kwaśno.
Gwałtownie chwycił ją za ramiona i przyciągnął do siebie; wystraszyła się. Poczuła na szyi jego twardą męską dłoń - gdyby chciał, bez trudu może zablokować jej arterię...
Przez miejsce, na którym przed chwilą stała, przemknął drugi rolkowiec - Iwga zdążyła tylko poczuć przelatujący obok podmuch i zobaczyć ognisto-czerwoną czapkę z przekręconym do tyłu daszkiem. Chłopak miał najwyżej trzynaście lat; w następnej sekundzie wpadł na metalowy kosz na śmieci i wywalił się na chodnik, szorując po kamieniach zużytymi nakolennikami.
Klaudiusz puścił Iwgę. Starała się nie patrzeć mu w oczy.
- Iwgo... Powiedz mi, co cię dręczy. To ważne.
Jego twarz już nie wydawała się klepsydrą. Czyjej się wydaje, czy naprawdę maluje się na niej prawdziwy niepokój? Czy naprawdę przejmuje się tym, co dzieje się w jej duszy? Czy może jest „to ważne” dla sprawy Inkwizycji?
- Klaudiuszu, czy lubi pan psy?
- Tak - odpowiedział od razu, bez zastanowienia.
- A koty?
- I koty... Dlaczego pytasz?
- A morskie świnki?
- A świnek nie lubię... I chomiczków też nie lubię. I kompletnie mnie nie obchodzą rybki i papużki. Co jeszcze?
- A ja dla pana jestem kotem czy chomiczkiem? Albo doświadczalnym królikiem?
W głębi duszy miała nadzieję, że się zmiesza. Że choćby na sekundę straci kontenans; próżna to była nadzieja.
- Jesteś człowiekiem. Czy ja cię uraziłem w jakiś sposób? Traktowałem cię jak kota?
No masz, teraz ona się musi usprawiedliwiać. Niesprawiedliwie skrzywdziła dobrego inkwizytora.
Nerwowo przygryzła wargę.
- Jest mi... smutno. Nie widzę siebie tutaj. Nigdzie. Wydaje mi się... jeśli podejdę do zwierciadła, tam odbije się... pokój, moje rzeczy... a mnie tam nie będzie. Wiedźma, która pracuje przeciwko wiedźmom. Narzeczona bez narzeczonego. Jakbym była pańską rzeczą - przy tym dość tanią i używaną...
- Jesteś moim współpracownikiem - z naciskiem powiedział Klaudiusz. - Moim sojusznikiem. Moim, jeśli ci to nie przeszkadza, przyjacielem.
- A figę tam. Współpracownikom mówi się prawdę. Z przyjaciółmi... w ogóle... nie jest łatwo. Ja nigdy nie miałam przyjaciół... i pan też.
- Skąd wiesz?
Iwga opamiętała się.
Zmierzchało. Gdzieś daleko, pewnie w otwartej knajpce za rogiem, przenikliwie brzęczało banjo. Po
jasnoszarym, wylizanym przez wiatr asfalcie, przeszły czerwone lakierowane pantofle na niesłychanie wysokich obcasach. Właścicielki Iwga nie zobaczyła - tak nisko pochyliła głowę.
- No to jak, Iwgo? Wiedźmie sztuczki? Tajne wyciągasz na światło dzienne, czynisz jawnym?
- To nie jest tajemnica - Iwga podniosła głowę. - Człowiek, który się choć trochę do pana zbliży... od razu zrozumie, że pan nie miewa przyjaciół.
- Czy to źle?
- Nie wiem... może. Ale nic na to nie można poradzić.
Klaudiusz uśmiechnął się lekko.
- No-no... Gdybyś nie była wiedźmą, Iwgo, powiedziałbym, że jesteś samorodkiem.
Kłębek intuicji... Należy przypuszczać, że nie jestem zdolny do szczerej przyjaźni, ani do wzniosłej miłości.
...Wiatr w twarz, poczucie lotu, zginające się kłosy, las, po którego czubkach drzew przepływają zielone fale.
Po całej jej nieopalonej skórze przebiegła fala ciarek. Od czuba głowy do pięt. Czyżby spodobało jej się bycie wiedźmą?!
Odwróciła się. Oparła o kutą kratę wokoło klombu.
- Do wzniosłej miłości... jest pan zdolny. To wiem.
- Jak mogłabyś nie wiedzieć. Przecież widziałaś to wspaniałe łoże, pastwisko wzniosłej miłości...
- Proszę nie kpić!..
Nagle poczuła się aż do łez urażona. Właściwie, nie wiadomo, czyja to była uraza - Iwgi? Klaudiusza? Czy tej wiedźmy, w której duszę właziła dziś, nie mając do tego prawa?
- Proszę nie kpić... Przynajmniej miłości proszę nie ruszać. Tak, pańskie łoże to ohydztwo, tak, Nazar mnie rzucił... Ale miłość... miłości to ani ziębi, ani grzeje. Ona nie pyta. Ma w nosie to, co my o niej myślimy; ma w nosie, że nam, właśnie nam, z jakiegoś powodu jej brakuje. Ale ona po prostu jest. I może z tego powodu jest mi trochę lżej...
- Nie studiowałaś filozofii, Iwgo. Inaczej powiedziałabyś - miłość jest obiektywną realnością, niezależną od naszego subiektywnego postrzegania.
- Proszę się śmiać, proszę. Może pan nawet głośno. Proszę...
- Nie śmieję się... Coś nad wyraz cennego.
- Co?
- Skarb nad skarby... Dla ciebie to jest to, co nazywasz miłością. Dla obecnych wiedźm - widocznie królowa...
- A dla pana, widocznie, papierosy. Dobra, idę.
Wystarczyło jej złości i zdecydowania, by nie zatrzymywać się i nie oglądać.