121792.fb2
Mówią ludzie: nie staraj się wygrać z szulerem, wykłócać z inspektorem podatkowym i przetańczyć cugajstra.
Na estradzie kotłowali się jacyś ludzie, a wykonawca, czerwony jak rak, ze zdziwieniem wpatrywał się w swoją gitarę. Zerwana struna wisiała jak spiralka.
Prow oddychał z trudem, przez zęby:
- Wiedźma... Ale wiedźma... Ale...
- Puść mnie. - Usiłowała uwolnić się. Ciężko opadła na podsunięte krzesło.
- Ale wiedźma. Co z ciebie za wiedźma...
- A czego chciałeś? - udało jej się uśmiechnąć z satysfakcją. - Potańczyłeś? Masz dość?..
- Wiedźma! - Prow odwrócił się do podnieconych ludzi. - Panowie, proszę przywołać miejską służbę Inkwizycji.
Rzucił Iwdze triumfujące spojrzenie - może oczekując, że zobaczy w jej oczach zmieszanie i strach. Iwga z pogardą wykrzywiła usta; w tym momencie na jej ramieniu legła ciężka dłoń:
- Inkwizycja, do usług.
Głos brzmiał jak szelest żmijowej skórki w wyschniętym żlebie. Na twarzy Prowa po raz pierwszy pojawiło się zmieszanie.
- Inkwizycja miasta Wiżna - identyfikator w klapie mrugnął i zgasł. - Dziękuję za czujność, młody człowieku. Wiedźma jest zatrzymana.
Iwga całym ciałem wyczuwała spojrzenia. Przepełnione obrzydzeniem i strachem, nawet błyskami współczucia. Młodziutka wiedźma w bezlitosnych inkwizytorskich łapskach.
W oczach Prowa coś się zmieniło. Po sekundzie Iwga zrozumiała, że po prostu poznał Klaudiusza Starża.
Wielki Inkwizytor miasta Wiżna spokojnie skinął głową:
- A ty, wiedźmo, jesteś aresztowana - wstawaj, idziemy...
Iwga kurczowo chwyciła podany łokieć. Jak tonący chwyta rzuconą linę.
Prow wyszczerzył zęby. Beztroska maska wygłupa w końcu spłynęła z jego oblicza.
Wiecznie uśmiechnięte usta zacisnęły się nerwowo.
- To ci protektor... Ty się, Iwgo, nie rozmieniasz. Na drobne... - Przez usta przemknął spazm. - No ja, oczywiście... oczywiście, skoro tak, to ja odpadam, ale... - Pochylił się i przysunął do twarzy Starża. - Mój inkwizytorze... Zalecałbym panu sprawdzić, poza cechami wiedźmimi, również weneryczne, hm... zdrowie tej wspaniałej dziewczyny. Czytałem gdzieś, że głównymi nosicielami trypra są nie dyplomowane szmaty, a takie właśnie dziewczynki z jasnymi oczami... Proszą o wybaczenie. Żegnam - uprzejmie pochylił głową.
Iwga poczuła, jak mięśnie ręki, której się trzymała, kamienieją pod rękawem letniej marynarki.
* * *
Jej piąty były jednym wielkim sińcem, a stare sportowe buty rozpadły się do końca. Klaudiusz złapał samochód i przywiózł Iwgą na plac Zwycięskiego Szturmu. Chyba miała gorączkę, w każdym razie dygotała jak przy wysokiej temperaturze.
- Bydlak... Szkoda, że mu... jęzor... nie odpadł...
- Przestań. Po to zostało powiedziane, żebyś płakała.
- Rozzłościł się... A przecież gdybym nie uciekła... wtedy... To właśnie taka bym była... jak powiedział...
- A po co się w ogóle z nim zadawałaś?
- A dokąd miałam pójść?!
Rozmowa zataczała już trzeci taki sam krąg; Klaudiusz czuł, że jest dziwnie, niewłaściwie rozdrażniony. Niepotrzebnie. Należało po prostu przyznać, że słowa tego chłopaka dotknęły go mocniej, niż powinny. Właściwie, to porządny człowiek w takim przypadku od razu wali mówiącego w pysk...
Klaudiusz skrzywił się. Dość zabawny widok - Wielki Inkwizytor, tłukący się z młodym cugajstrem z powodu jakieś młodej wiedźmy. Godne zaproszenia na parter jego wysokości księcia...
Gdyby nie był tak wściekły - pewnie potrafiłby okazać Iwdze odpowiednie współczucie i takt. Ale rozdrażnienie wymagało wysiłku, by je opanować, ukryć, nie okazać na zewnątrz; Iwga zaś brała jego obojętność za obrzydzenie. Jakby cynizm tego Prowa zmienił stosunek Klaudiusza do swojej podopiecznej.
A incydent z Prowem naprawdę był znamienny. Klaudiusz długo zmuszał siebie, by zapomnieć kim jest Prow - i, kiedy w końcu mu się to udało, w myślach postawił siebie na jego miejscu. I odruchowo zacisnął wargi. No tak, oczywiście...
- Musisz odpocząć - powiedział. - Jutro mam ważny dzień... Z prowincji Odnica przywiezione zostały trzy wiedźmy pracujące w zespole. Pamiętasz, co ci mówiłem o skarbie nad skarbami? O celu?
Iwga w milczeniu wpatrywała się w ciemne okno. Nie czekając na odpowiedź, Klaudiusz poszedł do gabinetu i zadzwonił do Glura. Wydał dyspozycje, wysłuchał ignorancji i zgrzytnął zębami. Wysiłkiem woli powstrzymał się od natychmiastowego wyjazdu z Iwgą do pałacu na pilne roboty, wrócił do pokoju. Iwga
nie zmieniła pozycji.
- Wiesz, co to jest znak pompy?
Iwga, nie odwracając głowy, pokręciła nią.
- Znak rysowany na ubraniu... czasem na skórze. Jeśli na skórze, ofiara umiera w ciągu doby z powodu całkowitego wycieńczenia, braku siły, odwodnienia, wypłukania soli. Rysowanie na ubraniu jest prostsze i łatwiejsze. Znak małymi porcjami wysysa człowieka, który go nosi. Posiadaczką jego siły staje się wiedźma, która naniosła znak...
Iwga wolno odwróciła głowę. Klaudiusz niespiesznie kontynuował:
- W Egre wykryto warsztat krawiecki, drogi zakład, dla bogatych. Rysowały znaki pod podszewkami marynarek. Wybierały młodych, dobrze wyglądających mężczyzn... i ci wysychali. Trwało to lata. Dokładnej liczby nie da się już teraz oszacować. A wpadły te mistrzynie na zaskakującej zachłanności. Zaczęły pakować znaki wszędzie, gdzie mogły, jedenaście zgonów w ciągu tygodnia... No i wtedy już dało się je namierzyć... Nie wyobrażasz sobie, jak spasły tamtejsze wiedźmy. Parka. Kamratki...
Iwga przełknęła ślinę. Spazm przebiegł przez szczupłą szyję.
- We wsi Koszcza... Tak, to jest dziesięć kilometrów od Wiżny. Przedmieście, można powiedzieć... no więc, tam znaleziono salę inicjacji. W podziemnym garażu; ujęto dwadzieścia aktywnych wiedźm... Dwadzieścia, Iwgo! Wcześniej tyle łapaliśmy w ciągu pół roku w całym okręgu. Rozumiesz, po co to wszystko mówię?
Spuszczona ruda głowa niechętnie skinęła.
- Tak... żebym ja gorliwiej... pracowała jako lustro w peryskopie. Szukała skarbu... nad skarby. Dobrze, będę szukała, czy mam jakiś wybór?
Klaudiusz chciał powiedzieć - jeśli to dla ciebie zbyt trudne, możesz odmówić. Ale nie powiedział. Dlatego, że królowej trzeba szukać. Trzeba znaleźć, obojętne jakim sposobem...
- Iwgo... Zrozum. Chcę, byś była moim świadomym sojusznikiem. Dam ci pewien przykład: czterysta lat temu Wielki Inkwizytor Wiżny, pan Atrik Ol, miał zwyczaj zasmarowywać drogi papier sprawozdaniami do samego siebie - o każdym minionym dniu. Ostatni zapis wykonał wcześnie rano - wieczorem tegoż dnia został spalony na stosie na cześć królowej wiedźm. Dam ci tę książkę, Iwgo. Rozszyfrowaną i wydaną do użytku służbowego w nakładzie pięciuset egzemplarzy.
Ruda głowa skinęła znowu - bez entuzjazmu. Klaudiusz westchnął:
- Wiesz co? Zawołam samochód, pojedziesz... do siebie. Weźmiesz kąpiel - i spać.
Poniosła głowę.