121792.fb2 Czas Wied?m - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 66

Czas Wied?m - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 66

Potem wyszli.

I ona szła z nimi - sama.

Rozdział 8

W księżycowym świetle krowa wyglądała, jakby była z porcelany.

Iwga sama sobie wydawała się być porcelanową - białe nagie ciało, doskonałe, obce; szła naga, obok milczącej białej krowy i mamrotała słowa, czarujące i duszę, i ciało, i krowę, i ukrytych ludzi - zaczarowanych, znieruchomiałych, chciwych chłopów.

Szła zobojętniała. Nic ją nie obchodziły ich zaokrąglone, szeroko otwarte oczy.

Oko księżyca również było otwarte. I białe wymię dotykało wysokiej trawy; Iwga upajała się mocą. Nie traciła jej i nijak nie ujawniała, po prostu niosła, jak po brzegi wypełniony skopek. Jej moc była jak mleko, mające zapach traw i kwiatów.

(Szukaj skarbu, skarbu, skarbu, skarbu)

Oko księżyca mrugnęło; po białej źrenicy przepełzła długa jak robak, ciemna chmura. Wystraszona krowa zastrzygła uszami; ciągle nie było słychać ani jednego dźwięku, ale w mocny zapach nocnego pola wplotła się zjadliwa smużka dymu.

Westchnęła spazmatycznie.

Świat jest pusty; jej szczęście to iluzja. Świat jest pusty, krowa to porcelanowy drobiazg, moc - wiaterek, ledwo dotykający traw...

(Szukaj).

Ona jest zbłąkaną córką. Nie znajdzie matki - zbyt wielkie jest pole, zbyt wysoko wybujało zielone żyto.

Iwga rozpłakała się.

* * *

- Nie chcę przez to powiedzieć, że każda wioska może teraz być źródłem zagrożenia! Dziewczyny, w większości, to bardzo pożyteczne dla społeczeństwa istoty. Ale, drodzy państwo, nie chowajmy głowy w piasek - wiecie, że w ciągu ostatniego miesiąca liczba wiedźm podwoiła się? Ach, nie wiecie!.. Niewykluczone, że za tydzień się potroi. Wszystkie te skromne i uczciwe, za które po ojcowsku ręczyła nasza wspaniała Inkwizycja... to znaczy kogo miała w tak zwanej ewidencji, a to znaczy - na wolności... No więc, dziś to są aktywne wiedźmy. To są te, które jutro zatrują wodę w waszej studni. Ześlą zarazę morową, jak się da, to i głód do kompletu... Tak, drodzy państwo, zapomnieliście wszyscy, co to takiego jest. Może już za rok wiedźmy utworzą swoją „inkwizycję” i nas, nie należących do bandy wiedźm... a takich za rok będzie mniejszość... nas będą wpisywały do ewidencji i pakowały do izolatoriów. Wiedźmy będą rządziły światem, wyobrażacie to sobie?!

Iwga poznała mówcę. Poprzednio również widziała go na ekranie, ale wtedy siedział na parkowej ławce, za plecami spacerowały po trawniku gołębie, a zwrócona ku widzom twarz była przykryta migocącą siatką elektronicznej mozaiki. „Tak, panowie! Inkwizycja dysponuje obecnie środkiem pozbawiającym wiedźmę, że tak powiem, wiedźmactwa! Oczyścić ją! Skorygować! Bez żadnego kręcenia!..”

Dzisiaj pokazał się bez osłonek, bez maski. Ironiczne, pewne siebie spojrzenie, pasek jasnych wąsów pod małym nosem i dokładnie wygolony podbródek.

- Nie oszukujmy się, nie pchajcie nosa pomiędzy róże, gdy dookoła tyle śmierdzącego nawozu! Przymierzcie płaszczyk obywatela drugiej kategorii... Zaprzyjaźnijcie się z sąsiadeczką-wiedźmą, może wstawi się kiedyś za was!.. Co, nie podoba się, co mówię? No to przypomnijcie księciu, że jesteście obywatelami tego kraju! Że płacicie podatki! Że niewydolna struktura, mianująca siebie Inkwizycją, powinna was obronić, bez żadnego matactwa, albo zamknąć swoją ko...

- Kto to jest? - zapytała Iwga, ściszając dźwięk.

Sekretarz, panujący nad sekretariatem jak kapitan na swoim mostku panuje nad okrętem, na chwilę oderwał się od swoich zajęć:

- Polityk...

Iwga nie zadawała więcej pytań. Słowo „polityk” zabrzmiało w ustach sekretarza jak wulgarne przekleństwo, sam Wielki Inkwizytor ma do polityków stosunek niewiele lepszy.

Spuściła wzrok. Człowiek żyjący czterysta lat temu - Wielki Inkwizytor Atrik Ol - nie myślał nawet, że jego szczegółowy, na domowy użytek pisany diariusz, zostanie odszyfrowany, zaadaptowany do języka odległych potomków i wydany do użytku służbowego. Skrzypiąc przy świecy gęsim piórem - a Iwga była przekonana, że pióro, zwłaszcza gęsie, musi skrzypieć - Atrik Ol skrupulatnie przenosił na papier wrażenia z poprzedniego dnia, pojęcia nie mając ani o przyszłych czytelnikach, ani o swoim własnym koszmarnym losie; księga, którą Iwga zaczęła czytać od ostatniej strony, sprawiała na niej dziwne wrażenie, jednocześnie wciągając i smucąc.

Ostatni zapis był datowany dniem śmierci autora i był jakby trochę bez sensu, bez ładu, niezakończony...

Wczoraj, odczuwając silny ból w prawej połowie brzucha, nie dokonałem odpowiedniego wpisu, zatem poprawiam to dziś z rana... Panie moje, wiedźmy, jak się powszechnie uważa, same się wystraszyły czynów rąk swoich - i przez wczorajszy dzień woda nie podniosła się ani o palec... Tak twierdzą ludzie, tak twierdzi pozostała w mieście tłuszcza, tak uważa nawet sam pan książę - nie śpieszę ich rozczarowywać, albowiem nadzieja ogrzewa i syci, gdy nie ma ciepła i żywności, niech się więc pocieszają nadzieją... Ja jeden nie wątpię ani na chwilę, że panie moje nie są zdolne bać się własnych bezeceństw - zatem więc jeśli dziś woda się nie podniosła, jutro oczekujmy przyboru tym większego...

A dlaczego tylko ja jeden mogę nie mieć nadziei - taka nadzieja pozbawi mnie sił, a przecież muszę przygotować dla pań moich prezent... Albowiem królowa, macierz-wiedźma, przyczaiła się tak blisko, że nie mogę spać, wyczuwając jej woń... I nie dalej jak dziś pochwycę ją za szyję żelaznymi kleszczami, które wykuła już ma wola...

...One przychodzą i płaczą, pytając mnie: dlaczego owa moc wielka, która stworzyła świat, nie zjawi się nam z pomocą? Odpowiadam im: a dlaczego jesteśmy sami tacy niemocni? Dlaczego silne i wolne są tylko panie moje wiedźmy, nawet jeśli druga strona ich wolności to zło?..

...Zwiduje mi się świat, gdzie panie moje są wytrzebione do cna. Smutny jest i szary, i bezpłodny; jednakże świat, gdzie panie moje rozmnożyły się bez miary, straszliwszy jest po stokroć... i nie ma przyszłości, kamień nie stoi na kamieniu, a miota się w nieskończonym mięsiwie z wody i suszy, ani jeden pałac nie ustoi, pozbawiony trwałej podstawy... Obowiązku, długu... łańcuchów, pozbawiających nas woli - ale dających nam siłę żyć...

Krasnopióry ptak, zwany także śnieżnym, prosi o okruchy pod oknem. Każę służce nakarmić go - w ostatnich dniach służba zrobiła się jakaś skąpa...

W tym miejscu urywał się diariusz. Najprawdopodobniej, Wielki Inkwizytor Atrik Ol w życiu już nie napisał ani litery więcej - chyba że podpisał się pod jakimś ostatnim rozkazem; krótki komentarz informował tylko, że „w wyniku bezpośredniego kontaktu z hipotetyczną królową, który stał się przyczyną śmierci tej ostatniej, inkwizytor Atrik Ol został pozbawiony mocy i częściowo oślepiony, przez co tłuszcza zgromadzonych w mieście wiedźm posiadła nad nim nieograniczoną władzę. Na rycinie nieznanego malarza, będącego zapewne świadkiem wydarzeń, upamiętniona została chwila śmierci Atrika Ola - wiedźmy zasmoliły go w beczce, obłożyły słomą i podpaliły...”

Iwga mrugnęła. Poniosła oczy na ekran.

Na twarzy komentatora zamarło lękliwe współczucie, jakby wszedł do pokoju ciężko chorego i nieznajomego człowieka. Potem pojawiła się kobieta w średnim wieku - kamera filmowała ją od pleców tak, że widz widział tylko tył głowy, ucho i skrawek policzka. Iwga podniosła pilota.

- ... i przyszłam do niej, ponieważ nie miałam już jak żyć...

- Zdradzał panią?

- Zdradzał, i... syna w coś wciągnął... do jakiejś bandy czy towarzystwa... Przyszłam do niej, pomóż, powiadam, babciu, sił już nie mam...

- Pomogła?

- Pomogła... Zapłaciłam jej wódką, pieniędzmi, drew nawiozłam... A on od tej pory przestał kompletnie, siedzi w domu jak przystebnowany... Syna też nie rusza...

- A czy pani rozumie, że umowa z wiedźmą to rzecz karalna?

- Jaka tam umowa... Czy ja podpisywałam jakiś papiór? Nie-khe... Komu to przeszkadza, że miałam męża takiego, że w paprocie go... a mam...

- A co pani powie, jeśli do tej samej wiedźmy przyjdzie, powiedzmy, pani rywalka? I ta jej też pomoże? Uczyni wszystko na odwrót?..

Kobieta milczała. Sapała w milczeniu. Ucho, dostępne obiektywowi kamery, wolno zalewało się czerwienią.

Następne ujęcie. Młoda wesoła dziewczyna. W poprzek twarzy - czarny pasek, przesłaniający oczy.

- Po coś to zrobiła?

- Ona mi zabrała chłopaka.

- Tego, za którego chciała wyjść za mąż?

- Chi-chi... Chciała. Ale się odechciała... s-s-s...

Cenzura troskliwie przykryła niecenzuralne słowo długim i soczystym sykiem.

- Wiesz, co za to grozi?

- A niech grozi. Wiedźmie grozi, nie mnie.