121792.fb2 Czas Wied?m - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 82

Czas Wied?m - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 82

- Umrzesz, Wielki Inkwizytorze.

- Wszyscy umrą.

- Wszyscy umrą, ale ty umrzesz wcześniej... na stosie. Nienarodzona matka czeka na ciebie... będzie czekać...

- No to czeka - czy dopiero zabiera się do czekania?

- Nie zrozumiesz tego... Ciesz się tym, co widzisz oczami. Żal mi ciebie.

Na potwierdzenie swoich ostatnich słów rzeczywiście uśmiechnęła się ze współczuciem. Zamilkła i - Klaudiusz to wiedział - aż do samej śmierci nie powiedziała ani słowa.

* * *

Po pięciu minutach od chwili, kiedy na biurku Klaudiusza spoczęło sprawozdanie o egzekucji striptizerki, wydarzyła się jeszcze jedna rzecz.

Do gabinetu, z niezwyczajnym dla niego pośpiechem, wpadł sekretarz. Już sam gorączkowy blask jego oczu przekonał Klaudiusza, że sprawa jest poważna.

- Patronie, tam... do pana... Jego wysokość książę... E-e-e...Klaudiusz ze wstrętem zerknął na przepełnioną popielniczkę. Obejrzał pokój, zasnuty pasmami dymu, przypominającymi siwe duszące bandaże. Ani jeden książę nie był nigdy w tym gabinecie, ani jeden Wielki Inkwizytor nie dostępował takiego zaszczytu... o ile to jest, oczywiście, zaszczyt.

Wstał na spotkanie gościa, starając się dokładnie utrzymać proporcje między godnością własną i należnym szacunkiem. W jego, Klaudiusza, żyłach nie znalazłaby się nawet szklanka tak szlachetnej krwi, jaka wypełniała osobę księcia; jego wysokość był wysoki i przygarbiony, z lekko obwisłymi policzkami i głębokimi oczodołami. Na dnie oczodołów, kojarzących się Klaudiuszowi z wilczymi dołami, siedziały złe, jadowite, okrutne oczy.

- Zbyt dużo pan pali, Wielki Inkwizytorze.

Obiecujący początek rozmowy, ponuro pomyślał Klaudiusz. Jakby nieoficjalny i z odcieniem takiego umęczonego tatula, który ma już dość wpadek syna na matmie. Ciekawe, czy przypadkiem nie wyznaczono na jutro nadzwyczajnego posiedzenia Rady Kuratorów. Zdarzały się już takie rzeczy - w tajemnicy przed Wielkim Inkwizytorem rozsyłano zaproszenia i, stanąwszy pewnego dnia przed grupą swoich bezkompromisowych kolegów, przywódca Inkwizycji nagle odkrywał, że spod jego tyłka cudownym sposobem wyleciał fotel.

Książę w zadumie przyjrzał się gabinetowi. Przeleciał wzrokiem trzy dochodzeniowe gifty na ścianach; westchnął. Odkaszlnął - zapewne wynik dymu tytoniowego w powietrzu. Klaudiusz z westchnieniem włączył klimatyzację.

Kto jest najprawdopodobniejszym jego następcą? Kurator Ridny, który i tak opuścił pięć lat z powodu tego cwaniaka Starża...

O czym myślisz? Dlaczego dla cwaniaka Starża tak drogocenna jest ta uciążliwa władza, skoro stoi na progu końca świata... Tak, tak właśnie można to nazwać, a jeśli nawet jest to przesada, to bardzo niewielka... Skoro na końcu świata tak boi się o fotel. I jest gotów walczyć o niego - zębami i pazurami...

- Nie poczęstuje mnie pan papierosem, Wielki Inkwizytorze?

Książę nie palił. Wiedział to każdy chłopiec; książę nawet występował w programie „Zdrowie”, co prawda dobre dziesięć lat temu, kiedy szczupłe ciało jego wysokości jeszcze się nadawało do prezentacji w kąpielówkach, na brzegu basenu.

Klaudiusz przypomniał sobie Iwgę. Co ich wszystkich tak ciągnie do palenia?

Księciu nie mógł odmówić jak Iwdze. Wstał i wyciągnął w stronę księcia paczkę - i już po tym, jak książę wziął papierosa i wyciągnął się do ognia, zrozumiał, że kiedyś, dawno temu książę kopcił jak huta. Pamięć rąk, pamięć gestów. Ot, i masz swój program „Zdrowie”.

- Zapoznałem się z pańskim raportem, Wielki Inkwizytorze...

Klaudiusz wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć - robimy, co możemy.

- Właściwie, sytuacja w stolicy... hm-m...

Dobry początek rozmowy, pomyślał Klaudiusz ze zmęczeniem. Nudne przeżuwanie ugotowanych jak makaron słów, za którymi kryje się coś większego. Coś, z czym książę, tak naprawdę, pojawił się w gabinecie z dochodzeniowymi giftami.

- Mam podstawy sądzić, że w najbliższej przyszłości sytuacja się pogorszy - powiedział Klaudiusz, strząsając popiół. - Mam również podstawy sądzić, że żaden z żyjących dziś inkwizytorów nie może być w swoich prognozach bardziej optymistyczny. Żaden inkwizytor, wasza wysokość, nie będzie też bardziej szczery.

Książę zaciągnął się tak głęboko, że dym sięgnął chyba jego stóp, nienaturalnie małych, niemal kobiecych. Zaraz się dowiemy, po coś tu przyszedł, pomyślał Klaudiusz niemal złośliwie. Teraz to ja narzuciłem ton rozmowy, na który ty, gąsiorze, nie liczyłeś; a ja nie będę z tobą się bawił w chowanego, jestem twoim poddanym, ale nie podwładnym. No, spróbuj mi coś zarzucić!..

Książę milczał. Długi papieros wolno topniał w jego palcach. Głęboko osadzone, lśniące oczy patrzyły w podłogę; Klaudiusz z pewnym zaniepokojeniem uświadomił sobie, że ciągle nie może zrozumieć, z jakiej talii książę wziął przygotowany dla siebie atut. Jeśli to w ogóle jest atut. A nie, na przykład, mina.

- W moim sprawozdaniu - zaczął wolno Klaudiusz - zostały pominięte pewne spekulacje, których nie chciałem powierzać papierowi. Jestem gotów wyłożyć je panu... Ale najpierw chyba powinienem wysłuchać tego, co było powodem pańskiej wizyty tutaj?

Milczenie księcia stawało się nieznośnym. To już nie jest pauza, tylko środek wychowawczy, stosowany wobec urzędników dowolnego szczebla - to jest niemal wyrok. Nie wiadomo, co jeszcze można powiedzieć po dziesięciu minutach takiego wymownego milczenia.

Klaudiusz westchnął. Wyjął z paczki kolejnego papierosa. Rozmyślił się, odłożył go na bok. Oparł podbródek na splecionych palcach. Cóż, poczeka.

- Pół godziny temu zostało nagrane moje przemówienie do ludu - powiedział książę wolno, a coś w jego głosie spowodowało, że Klaudiusz drgnął. - Przemówienie - uspokojenie, z protekcjonalnym uśmiechem i miękką intonacją... Co za szczęście, że byłem w tym kształcony od dziecka. Udaje, że nic się nie dzieje. I to tak przekonująco, że wielu mi wierzy...

Książę z trudem oderwał wzrok od podłogi; jego przygarbione plecy przygarbiły się jeszcze mocniej:

- Klaudiuszu... Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi. To, co zaraz powiem... To nie dla prasy. Tylko dla pana... Czuję się kapitanem statku, który przy akompaniamencie żwawej muzyczki idzie na dno w czasie, kiedy ja zapewniam załogę i pasażerów, że wszystko idzie zgodnie z planem i sytuacja jest pod kontrolą - westchnął. - Miałem już... trzy telefony. Przywódcy graniczących państw, rozumie pan, kogo mam... U nich dzieje się to sarno.

Teraz milczał Klaudiusz.

Pewna tajemnica, przyniesiona przez jego wysokość do gabinetu Wielkiego Inkwizytora, ujawniła się i okazało się, że to tylko strach. Szczególnie ciężki, albowiem jego kurier nigdy tchórzem nie był.

Książę westchnął::

- Mam w papierach, Klaudiuszu, stertę donosów na pana. Oświadczenia od niektórych kuratorów, w których mówi się, że jest pan sobiepanem, który doprowadził sytuację z wiedźmami do absurdu... że jedną z kochanek jest pewna awanturnicza osoba, wiedźma, mająca na pana niewątpliwy i określony wpływ... Nie, nic, proszę tak na mnie nie patrzeć, nawet mi do głowy nie przyszło wywierać na pana jakiś nacisk. Część moich źródeł twierdzi, że wśród wszystkich pańskich kobiet jest to jakiś przypadek szczególny. Że pan ją kocha bezgranicznie i ukrywa w czasie, kiedy w stosunku do innych jej kamratek stosowane są najsurowsze środki... Proszę poczekać, skończę. Wśród moich źródeł są również opinie, twierdzące, że prowadzi pan podwójną grę, Klaudiuszu. Że pan już schwytał tę... królową matkę. Oto ona, żyje w pańskim mieszkaniu... Że trzyma ją pan, na razie niezainicjowaną, w rękawie, jak najstarsze atu. Widzi pan, Klaudiuszu, jak jestem szczery, bo przecież jeśli to prawda...

Książę znacząco umilkł. Klaudiusz nie wytrzymał i odwrócił spojrzenie.

Tak się sprawy mają. Coraz trudniej utrzymać na twarzy maskę obojętności... Chce się głupio pomrugać powiekami, jak dziecinna sowa na wystawie sklepu z zabawkami. Jakże świeżo patrzą na świat źródła księcia pana...

Zaczął się miotać, usiłując zobaczyć obcymi oczami Klaudiusza Starża i Iwgę Lis. Tak, dziwne wrażenie, tak, sprzeczności... Jak się chce, to się dojrzy i „miłość”, i nawet „atuty w rękawie”...

- Innymi słowy - powiedział wolno - podejrzewa mnie pan tylko... o zdradę?

Coś drgnęło w jego głosie. Coś tak szczerego, że nawet książę zmieszał się i jego głębokie lśniące oczy nerwowo mrugnęły:

- Nie. Nie, co też pan, Klaudiuszu... Mógłbym tego nie mówić. Ale powiadomiłem pana, co jeszcze raz udowadnia moje zaufanie do pana, jako szefa najważniejszego resortu...

- Inkwizycja nie jest resortem - Klaudiusz patrzył w sufit. - Inkwizycja zawsze była sama dla siebie, imperium Inkwizycji... Wasza wysokość, proszę się przyznać - był pan bardzo zły, kiedy ten fotel zająłem właśnie ja.

Książę patrzył na swoją dłoń z wypalonym papierosem. Patrzył na stojącą obok popielniczkę; westchnął niezdecydowany, jakby nie wiedząc, jak połączyć te dwa przedmioty.

- Drogi panie Starż. Czy byłem zły czy ucieszony - jakie to może mieć znaczenie... teraz?

- Czyżby żadnego? - zdziwił się Klaudiusz.

Książę zacisnął wargi:

- Pan widzi tu spisek... Tak, był czas, kiedy wykazywałem się pewną aktywnością, by pana, że tak powiem, przesunąć... Ale nie teraz, kiedy... Krótko mówiąc - nie teraz.

Nastąpiła długotrwała pauza. Dwaj siedzący po przeciwnych stronach stołu mężczyźni, w napięciu patrzyli na siebie.