122132.fb2
Dział, Dił – długi grzbiet rozdzielający dwie doliny, wywodzący się prawdopodobnie od rumuńskiego słowa deal.
Horb, Horbek – polski garbek – niewielka górka lub wzniesienie.
Kiczera, Kiczora, Kiczerka, Kiczar – stroma góra pokryta lasem, z gołym wierzchołkiem.
Łaz – łąka górska położona w lesie.
Łuh – podmokła łąka nad rzeką lub strumieniem.
Magura – rozległa, wysoka i odosobniona góra.
Płaj – górska ścieżka.
Połonina – góra z pastwiskami, wywodzi się od serbskiego pianina.
Przysłup, Prislip – obniżenie lub przełęcz w grzbiecie górskim. Wywodzi się od rumuńskiego prislop lub od słowiańskiego preslop.
Rosocha – miejsce rozejścia się ścieżek lub grzbietów górskich.
Roztoka – miejsce rozchodzenia się potoków.
Ustrik – miejsce, w którym łączą się dwa potoki lub rzeczki.
Zawój – pochodzi od ruskiego zawij, czyli zakręt.
Żdżar, Pohar – wypalony obszar w lesie.
Wisielnik Horodyski – wzgórze pomiędzy Hoczwią i Bachlawą (na południe od Sanoka i Leska), na którym w dawnych czasach wieszano opryszków i beskidników, zwane również po prostu – Wisielnikiem. Prawdopodobnie w dawnych czasach na miejscu tym wznosił się słowiański gród. W 1647 roku stracono tu Kaspra Boryłę i Michnę Soczyna z Simkowej Woli (obecnie Wola Sękowa). Na Wisielniku wieszano zbójników aż do końca XVIII wieku.
Łopinnik – obecnie Łopiennik, góra znajdująca się na północ od Cisnej w Bieszczadach.
Bieszczad – najstarsza nazwa dzisiejszego obszaru wschodnich Karpat – Bieszczadów, która zachowała się w dawnych dokumentach, m.in. u Jana Długosza. W XV i XVI wieku mianem Bieszczadu (nie zaś Bieszczadów) określano cały graniczny grzbiet górski biegnący od dzisiejszej przełęczy Łupkowskiej aż po Tarnicę i Halicz, a nawet dalej.
Łopinka – obecnie Łopienka, nieistniejąca wieś niedaleko Łopiennika, na północ od Cisnej, jedno z najpiękniejszych miejsc w Bieszczadach. Łopinka została założona prawdopodobnie w pierwszej połowie XVI wieku w dobrach Balów (jest wzmiankowana po raz pierwszy w 1552 roku). Uległa całkowitemu zniszczeniu po II wojnie światowej, kiedy w 1946 roku wywieziono znaczną część mieszkańców do ZSRR. Pozostałe kilka rodzin wysiedlono w rok później na Ziemie Zachodnie.
We wsi pozostała murowana cerkiew pod wezwaniem św. Paraskewii zbudowana na początku XIX wieku. Do roku 1949 znajdował się w niej cudowny obraz Matki Boskiej Umilenia zwanej Łopieńską, który pojawił się w cerkwi w 1761 roku (obecnie znajduje się w Polańczyku). W związku z cudowną ikoną wielkiego znaczenia nabrały łopieńskie odpusty, organizowane dorocznie 13 lipca. Co roku zjeżdżały się tutaj tłumy pielgrzymów i kupców nie tylko z Bieszczadu, ale także ze Śląska, Małopolski, a nawet z Węgier.
W roku 1607 odpustów, ma się rozumieć, jeszcze nie było, a w świątyni nie wisiał cudowny obraz, ale z pewnością istniała tutaj drewniana cerkiew pod wezwaniem św. Paraskewii.
Hyrniacy – tak w XVII wieku nazywali się mieszkańcy wsi położonych u stóp bieszczadzkich połonin i na Zakarpaciu, których zwano także Werhowyńcami (od Werhowyny). Począwszy od XIX wieku, zaczęto określać ich mianem Bojków, trudno jednak stwierdzić, kiedy nazwa ta znalazła zastosowanie. Po raz pierwszy słowo Bojko pojawiło się w 1607 roku (sic!), jednak przez długi czas określano tym mianem ciężkiego, upartego wołu używanego w gospodarstwie. Stąd prawdopodobnie w XVII i XVIII wieku była to nazwa obraźliwa, której negatywne znaczenie zatarło się dopiero w XIX wieku. Sami zresztą Bojkowie określali siebie jako Hyrniaków – górniaków, górali lub Werhowyńców – od Werhowyny, najwyższej części Bieszczadów, którą zaludniali.
Do dziś nie jest pewne, skąd Bojkowie wzięli się w górach i jakie jest ich pochodzenie. Przyjmuje się, że wywodzą się oni z pasterskiej ludności wołoskiej przemieszanej z chłopami ruskimi i polskimi, a z czasem ulegli daleko posuniętemu zruszczeniu. Już w XVII wieku ich język był gwarą ruskiego, używali alfabetu cerkiewnego, a od czasu zaprowadzenia unii brzeskiej w znacznej większości byli wyznania greckokatolickiego, czyli unickiego. Bojkowie pojawiali się głównie we wsiach zakładanych na terenie Bieszczadów od XV do XVII wieku przez rodziny Balów, Kmitów, a także wielu innych, pomniejszych polskich, ruskich i węgierskich rycerzy i panów. Poznając jednak historię tej grupy, należy pamiętać, że w XVI i XVII wieku Bojkowie stykali się na co dzień ze szlachtą polską – wszak wszystkie wsie na połoninach były albo własnością herbowych posesjonatów, albo też należały do któregoś z możnowładczych rodów Ziemi Sanockiej. W każdej wsi bojkowskiej w 1607 roku znajdował się zatem przynajmniej jeden dwór szlachecki, w którym zamieszkiwał dzierżawca lub właściciel. W związku zaś z rozdrobnieniem włości często po wioskach stały dwa i trzy dwory, w miarę jak wraz z rozradzaniem się szlachty ich dobra ulegały coraz większemu podziałowi. Stąd właśnie w Bieszczadach wzięło się takie mrowie drobnej szlachty zwanej zaściankową lub chodaczkową, posiadającej cząstki wsi, a często gospodarującej na roli jak zwykli chłopi.
Dziś Bojków już nie ma. Ich wsie pozarastały lasem, poszły w zapomnienie. Społeczność ta uległa całkowitemu zniszczeniu po II wojnie światowej, gdy najpierw wywieziono część z nich do ZSRR, a potem – w ramach Akcji Wisła – na Ziemie Zachodnie.
Kamień – obecnie Durna, szczyt położony na północ od Łopiennika, nieopodal Jabłonek i Łopienki.
Berdo Falowej – obecnie Falowa – lesisty bieszczadzki szczyt położony na wschód od Cisnej, w pobliżu rzeki Solinka.
Ciasna – dawna nazwa dzisiejszej Cisnej, miasteczka położonego na południe od Baligrodu, w dolinie Solinki, lokowanego przez Balów w początkach XVI wieku na prawie wołoskim. W XVII wieku przechodził tędy trakt handlowy z Baligrodu przez Cisną do Roztok Górnych, którym przewożono dużo zacnego węgrzyna znikającego później w przepaścistych gardzielach szlachty małopolskiej.
Widok z Łopinnika był niezwykły... – okolicę Łopiennika odtwarzał autor na podstawie wspomnień Zygmunta Kaczkowskiego, który w roku 1833 wspólnie ze swoim ojcem, Sewerynem Goszczyńskim i Wincentym Polem wyprawili się na tę górę, aby obejrzeć wschód słońca. Opisy przyrody dotyczą zatem okresu późniejszego niż przedstawione w niniejszej książce, jednak należy pamiętać, że w ciągu ponad 200 lat dzielących rok 1607 od wyprawy Kaczkowskiego w Bieszczadach zmieniło się raczej niewiele.
Wetłynka – obecnie Wetlinka lub Wetlina, rzeka biorąca swój początek na wschód od Rabiej Skały w głównym, granicznym paśmie bieszczadzkich gór, przepływająca przez Wetlinę, Kalnicę i nieopodal Łopienki łącząca się z Solinką. To właśnie na Wetlince znajdują się sławne Sine Wiry – kamienne progi, przez które rzeka przeciska się w wąskim wąwozie.
Solanka – obecnie Solinka. Bieszczadzka rzeka biorąca swój początek nieopodal Roztok górnych i łącząca się z Wetlinką w pobliżu Łopienki i Polanek.
zajazdy Rosińskich... – rodzina Rosińskich cieszyła się na początku XVII wieku wyjątkowo złą sławą, a ich wieś – Teleśnica Oszwarowa, zwana wcześniej Teleśnicą Fedorową, położona dzisiaj po wschodniej stronie Zalewu Solińskiego, uważana była za zbójeckie gniazdo. Pierwszej ze zbrodni Rosińscy dokonali w roku 1607, kiedy zabili sąsiada, niejakiego Wojciecha Kroguleckiego. Podkomorzy sanocki Piotr Bal wezwał wszystkich panów braci dla zastanowienia się, co począć z Rosińskimi. Jednak nikt w Sanockiem nie myślał o tym, aby wystąpić zbrojnie przeciwko hultajskiej rodzinie. Rosińscy budzili strach, a do obrony wykorzystywali swoich poddanych. Chłopi z Teleśnicy ćwiczeni byli w walce, uzbrojeni w kosy, siekiery i koły, a nawet w szable i rusznice. Rosińscy zaprowadzili we wsi wojskową organizację – gdy tylko ktoś usiłował zajechać Teleśnicę, straże ostrzegały mieszkańców, bijąc w dzwony, a chłopi chwytali za broń i śpieszyli bronić dworu.
Nie wiadomo do dziś, ilu panów braci padło ofiarami Rosińskich. W roku 1611 usiłowali oni w podobny sposób co Kroguleckiego pozbyć się Krzysztofa Głowy z Nowosielec i w tym celu zaprosili go w gościnę. Głowa był jednak bardziej czujny niż Krogulecki, być może też przyjechał z liczniejszą czeladzią. W każdym razie w Teleśnicy doszło do wielkiej zwady i strzelaniny, a Głowa ledwie wyrąbał się z zasadzki.
Dopiero w roku 1616 Jan Bal wspólnie z synem zamordowanego Kroguleckiego zebrali szlachtę i urządzili wyprawę na Teleśnicę. Po krwawej walce zdobyli zbójeckie gniazdo i schwytali żywcem jednego z braci – Stanisława. Bal zabrał go ze sobą do Daszówki, gdzie mieszkali jego znajomi – Leszczyńscy, i zamierzał odstawić go do starosty. Jednak watażce udało się umknąć, korzystając z nieuwagi pijanej służby.
wojnę Drohojowskiego ze Stadnickimi... – Jan Tomasz Drohojowski, referendarz koronny, wszczął wielką wojnę ze Stanisławem Stadnickim z Leska (nie był to oczywiście osławiony Diabeł Łańcucki, ale jego krewny). Powodem był zaś fakt, iż Stanisław Tarnawski, chorąży sanocki, znany warchoł, banita i infamis, który winien był Drohojowskiemu pieniądze, sprzedał wszystkie swoje włości Stadnickiemu. Długotrwały konflikt, w czasie którego werbowano najemnych żołnierzy, urządzano zajazdy i zasadzki, skończył się na jesieni 1605 roku, gdy po wielu bitwach i zwadach 19 listopada w Przemyślu zginął w niejasnych okolicznościach referendarz koronny Jan Tomasz Drohojowski.
Kolasa – czterokołowy pojazd, który mógł służyć zarówno do przewożenia ludzi, jak i towarów.
nie był znany jako magnifkus czy generosus, nie był capitaneusem lub palatinusem – mowa o łacińskich tytułach szlachty polskiej, które w oficjalnej korespondencji zarezerwowane były dla szlachty posesjonatów i magnatów, a nie dla gołoty (pomimo iż teoretycznie rzecz biorąc, wszyscy szlachcice byli równi). Magnificus znaczyło wielmożny i było często stosowane w listach między szlachtą, generosus – urodzony, pisali się zwykle posesjonaci i możni panowie, w przeciwieństwie do szlachty zaściankowej i hołoty, dla której zarezerwowany był zwykły tytuł nobilis – szlachetny.
Capitaneus to łaciński odpowiednik polskiego tytułu starosty, przy czym pamiętać trzeba, iż choć tytuł ten zasadniczo należał się starostom grodowym (capitaneus cum iurisdictione), a więc urzędnikom ziemskim pilnującym bezpieczeństwa w powiecie, lub starostom generalnym, czasami byle dzierżawca czy arendarz kazał tak tytułować się swoim chłopom. Doszło do tego, że starostą nazywali poddani lada karbowego albo ekonoma, byle tylko wywodził się z chodaczkowej szlachty. Oczywiście starostami nazywali się także ci, którzy na mocy nadania królewskiego dzierżyli starostwa niegrodowe (capitaneus sine iurisdictione) – a więc duże klucze wsi królewskich.
Palatinus był z kolei łacińskim określeniem urzędu wojewody – wysokiego dygnitarza Rzeczypospolitej dowodzącego pospolitym ruszeniem podległego mu województwa i wchodzącego w skład senatu.
golotae et odardi – zgołociali i odarci; w takiej to zabawnej łacinie akta sądowe dawnego województwa ruskiego określają ubogą, zaściankową szlachtę.
na ubiegłorocznym okazowaniu szlachty sanockiej – okazowania były po prostu corocznymi przeglądami i lustracjami szlachty z danej ziemi lub powiatu, na które pod srogimi karami mieli stawać wszyscy szlachetnie urodzeni Polacy lub Rusini z bronią, końmi i zbrojną czeladzią. Często okazowania poprzedzały zwołanie pospolitego ruszenia. Drobna szlachta, która obawiała się, aby nie wzięto ich za chłopów, ściągała na nie tłumnie, aby zademonstrować, iż należy do urodzonych panów braci. Oczywiście rzadko którego z nich stać było na szablę, zbroję i konia. Szaraczkowie potrafili przyjść boso, w postołach z lipowego łyka, z kijami i rusznicami na ptaki. Szlachetny Iwan Zapłatyński popisał się z ptaszniczkq i siekierka – czytamy w lwowskich regestrach okazowania – szlachetny Fedor Dobrowlański z Bratkowic był personaliter na popisie pieszo z kijem; szlachetny Roman Hoszowski personaliter pieszo z kijem.
Szczytem pomysłowości wykazywali się Mazurzy, którzy zjeżdżali się na okazowania i elekcje na drabiniastych wozach, z głowami przystrojonymi świerkowymi łubami mającymi udawać szyszaki i hełmy.
Roczki ziemskie – terminy, w których zbierał się sąd ziemski rozpatrujący i wydający wyroki w sprawach cywilnych dotyczących szlachty danego powiatu czy ziemi.
Zanim dojdzie do induktów i replik, będą po drodze jeszcze dwie dylacje... – indukta i repliki były w staropolskim prawie karnym ważnymi elementami procesu przed sądem ziemskim (rozstrzygającym w sprawach cywilnych) lub grodzkim (sprawy karne). W czasie induktów strona wnosząca sprawę (powód) przedstawiała sądowi fakty oraz przepisy prawne, na podstawie których wystąpiła z roszczeniami wobec pozwanego. Po ich zakończeniu sąd zarządzał replikę – w czasie której pozwany mógł odpowiedzieć na te zarzuty i przedstawić swoją wersję wydarzeń. Dylacja była z kolei odroczeniem procesu, o które mogła prosić dowolna ze stron, na przykład ze względu na chorobę, służbę publiczną czy dla zgromadzenia nowych dowodów.
Intromisja – kiedy sąd wydał już wyrok korzystny dla którejś ze stron, zarządzał intromisję, czyli prawne wwiązanie (wwiedzenie) zwycięzcy do spornego majątku, którą przeprowadzał woźny w asyście świadków. Jeśli strona przegrywająca proces nie chciała jednak oddać spornej majętności i na przykład przepędzała woźnego, sąd zarządzał rumację, a gdy i ta nie odniosła skutku – banicję – zezwalał zwycięzcy w procesie albo staroście grodowemu na zajęcie przedmiotu sporu siłą.
Stuposiana figlującego z nagą Sianką... – jeśli wierzyć podaniom i opowieściom bieszczadzkim, Stuposian był pradawnym pogańskim bogiem wód i deszczy. Sianki zaś były jego miłośnicami.
Rozdział III
W sali rycerskiej na zamku w Łańcucie – zamek, w którym rezydował Stanisław Stadnicki zwany Diabłem, nie jest oczywiście związany w żaden sposób z dzisiejszą perłą tego miasta – pałacem Lubomirskich i Potockich, obecnie znanym w całej Europie unikalnym zespołem architektonicznym. Pałac ten powstał już po zakończeniu rozbójniczej działalności Stanisława Diabła Stadnickiego i jego synów – Zygmunta, Władysława i Stanisława zwanych Diablętami, kiedy miasto razem z pobliskimi wsiami kupił Stanisław Lubomirski.
Stary zamek Diabła, który spłonął w czerwcu 1608 roku i nie został odbudowany, znajdował się na północ od fary miejskiej, mniej więcej pomiędzy ulicami Dominikańską, Dolniańską i Łysą Górą – ta ostatnia nazwa wywodzi się od wzgórza, na którym został wzniesiony. Był to zamek murowany, częściowo drewniany, zbudowany jeszcze przez poprzednich właścicieli miasta – Pileckich, który wszakże znacznie rozbudował Stanisław Stadnicki. Nie zachowały się do dziś żadne plany ani widoki tej budowli, trudno zatem domniemywać, jaki był jej wygląd i z jakich zabudowań się składała. Po spaleniu i złupieniu zamku Stadnicki przeniósł żonę i dzieci do Wojutycz, a jego synowie zbudowali obronny dwór w miejscu, w którym znajduje się dzisiaj sławny pałac Lubomirskich.
Co działo się między nimi w temacie ars amandi – opisywana scena publicznych pokładzin karłów jest autentyczna, tyle tylko, że miała ona miejsce na dworze Stanisława Koniecpolskiego, hetmana wielkiego koronnego, w roku 1643, a jej świadkiem był Albrycht Stanisław Radziwiłł, kanclerz wielki litewski, o czym wspomina w swoim pamiętniku. W czasie tej uroczystości – pisze – odbyły się przy nas pokładziny [karłów]. Co potem odbywało się między nimi, śmiech przeszkadza pisać. Kto nie wierzy, że nasi bogobojni przodkowie zabawiali się, oglądając na żywo seks karzełków, tedy niechaj zajrzy do: Albrycht Stanisław Radziwiłł Memoriale rerum gestarum in Polonia, Wrocław 1972, tom 3, strona 142. Radziwiłł pisał ten pamiętnik po łacinie, ale proszę się nie bać, bo wersja, do której daję przypis, została przetłumaczona na polski.