122132.fb2 Diabe? ?a?cucki - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 58

Diabe? ?a?cucki - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 58

A z kolei Stadnicki odpowiadał: Wierzę, że rano, ale po gorzałce (bo skoro się oczy otworzą, nie omieszka ta do gęby) pisan ten list. Nie furiem stroił, alem oświadczał staropolski cnotliwy ślachecki animusz i według praca publice nie w Krakowie, opiwszy się [...] szkalować pana i mówić tego, co ślinka do gęby przyniesie, a po trzyźwu tego przeć nie zwykłem. [...] Nie popisuję się, opiwszy się, z rozumem i męstwem, bo się tego strzegę [...] żebym bestyi z siebie nie czynił dla kufla. Żem nie wojewoda, ta przyczyna, żem cnotliwy.

byki, lichtany, kozy i płty... – we wcześniejszych przypisach wspominaliśmy już o komięgach i dubasach, teraz wyjaśnić należy, że poza nimi używano także o wiele mniejszych stateczków, jak wspomniane rodzaje łodzi. Nieczęsto wożono na nich zboże, a znacznie częściej piwo, krupy, kapustę, masło, buraki i inne drobne towary. Byki zaś z kolei bywały często zwykłymi promami na polskich rzekach.

Hungariae natum et Poloniae educatum... – łac. urodzone na Węgrzech, a uczone w Polsce.

Frochtarze, szyprowie i rotmani... – flis w dawnej Polsce miał oczywiście swoją organizację. Zwykle statki płynące po Wiśle i innych rzekach należały do frochtarzy – przedsiębiorców zajmujących się spławem. Na każdym statku przebywał szyper będący pełnomocnikiem właściciela przewożonego towaru i pisarzem kupieckim. Załogę stanowili z kolei: rotman – pilot-przewodnik statków po rzece, sternik, rufnik – czyli starszy wioślarz, oraz kilkunastu flisaków, a także kilku luzaków – ludzi wynajmowanych do wioseł w razie potrzeby.

Pojazdy – tak dawniej nazywano wiosła.

Był na tej galerze Achmet reis... – opisy pobytu na galerze tureckiej zaczerpnąłem z dzieła autentycznego galernika, Vaclava Vratislava z Mitrovic, Czecha, który jako paź na dworze posła cesarskiego w Konstantynopolu dostał się do niewoli wraz z całym poselstwem i został przykuty do wiosła na galerach. Swoje wspomnienia z lat 1591-1595 wydał w pamiętniku znanym jako: Przygody Vaclava Vratislava z Mitrovic, jakich on w głównym mieście tureckim Konstantynopolu zaznał, jako pojmany doświadczył, a po szczęśliwym do kraju rodzinnego powrocie własnoręcznie w roku 1599 spisał.

Rozdział VII

Ukaż mi się, o Pani, ukaż twarz swoję... – to oczywiście nikt inny, jak tylko Jan Kochanowski, fraszka Do Magdaleny.

Hołuczków – wieś położona w odległości około 7 kilometrów na północny wschód od Sanoka, która istnieje do dzisiaj, choć jej największą atrakcją jest obecnie dawna cerkiew pod wezwaniem Świętej Paraskewy, zbudowana w XIX wieku przez miejscowego cieślę Konstantego Mielnika. Dałbym głowę, że obecni mieszkańcy nie wiedzą nawet, że w pierwszej połowie XVII wieku była to spelunca latronum (jaskinia łotrowska), gdzie w karczmie prowadzonej przez Ramułta spotykali się bryganci, rozbójnicy i watażkowie. Gospodarz stał zresztą na czele swawolnej kompanii szlacheckiej złożonej ze skorych do bitwy i rabunku wywołańców, która terroryzowała okolicę. W roku 1634 jego ludzie napadli w karczmie pod Jarosławiem na bogatego kupca z Krotoszyna – Żyda Jelenia, i zrabowali mu 70 tysięcy złotych gotówką. Gdy Jeleń złożył skargę na napastników, podstarości sanocki Jan Pieniążek zajął wieś, schwytał Ramułta i uwięził go w Sanoku.

Hołuczków był wsią, nad którą krążyło złowrogie fatum. Gdy w połowie XVII wieku przeszedł w ręce nowych dziedziców – Jarockich, doszło tu do krwawych porachunków pomiędzy właścicielami a rodziną Dybowskich. Najpierw Dybowscy urządzili zajazd na Hołuczków, potem napadli na drodze do Przemyśla na sługę Jarockich, niejakiego Kowalskiego, i utopili go w Sanie. Jeszcze później zabili ich stronnika i bliskiego krewnego – Grzegorza Kosmowskiego. Gdy zaś Adam Jarocki chciał zawieźć trupa do Sanoka, aby zaprezentować ciało przed sądem, napadli go, poranili i zmusili do ucieczki. W pościgu za nim Dybowscy wpadli do dworu w Hołuczkowie, znieważyli przebywające tu kobiety i poniszczyli meble.

Po tych wydarzeniach przyszło do krwawego konfliktu. Po stronie Jarockich stanęli Chrząstowscy, Błotniccy, Brzostowscy, Chrząszczowie, Kurbutowie, Dębiccy, Siecińscy, Męcińscy i Konarscy, a po stronie Dybowskich: Giebułtowscy, Ujejscy, Ormoszowscy, Stadniccy i Krasiccy. 11 listopada 1655 roku Dybowscy zorganizowali wielki zajazd na dwór w Hołuczkowie. Po tej rozprawie wojna między rodami srożyła się jeszcze przez kilka lat. W 1656 roku Jaroccy dokonali odwetu; jeden z nich – Felicjan – napadł w Lesku Felicjana Dybowskiego i kazał rozsiekać go prawie na sztuki. Ostatecznie cała rzecz skończyła się ugodą – bowiem głowa rodu, Wojciech Dybowski, skazany przez sądy na infamię, pojednał się w końcu z wdowami po przeciwnikach i zapłacił sowite odszkodowanie za zabitych.

Z cichym szmerem ostrze wyskoczyło z pochwy, zabłysło w zimowym słońcu, smukłe, łagodnie zakrzywione, dość szerokie, lecz zaopatrzone w bruzdę i trzy strudziny – z czego jedną w tylcu... – Jacek Dydyński używa oczywiście czarnej szabli bojowej, zwanej znacznie później husarską. Jest to broń opisywana przez Wojciecha Zabłockiego w Cięciach prawdziwą szablą (Warszawa 1989) jako szabla polska I a, podobna do szabli przechowywanej w Muzeum Wojska Polskiego, nr katalogowy 627/I lub szabli z Magyar Nemzeti Muzeum w Budapeszcie – nr katalogowy 55-3422.

Dla tych zaś, którzy nie wiedzą, co znaczą odpowiednie określenia, takie jak młotek, zastawa czy jelec, przypominamy, że:

Szabla zaczyna się od rękojeści, to jest części broni, za którą trzyma ją walczący. Rękojeść zakończona jest głowicą z kapturkiem (metalowa blaszka na końcu głowicy), poniżej rękojeści mamy zaś zwykle jelce, to jest poprzeczny kawałek metalu chroniący palce, zaopatrzony w wąsy – metalowe trzpienie, z których dwa schodzą na dół, poniżej jelca, a dwa idą w górę i nachodzą lekko na rękojeść. Zwykle jelce zaopatrzone są w kabłąk – wygięty kawałek metalu, który dochodzi aż do kapturka głowicy (niekiedy się z nim łączy), chroniąc palce i grzbiet dłoni walczącego. Nie zawsze kabłąk występuje w szabli – czasem jest zastąpiony łańcuszkiem albo w ogóle go nie ma.

Poniżej jelca jest głownia, czyli ostrze dzielące się na zastawę – tępą część przeznaczoną do odbijania ciosów, miąższynę – miejsce położone na samym środku ostrza, gdzie zaczyna się naostrzona stal, sztych – czyli końcową część klingi. Często zaopatrzona jest ona w pióro – wyodrębniony fragment ostrza rozpoczynający się od młotka – wyraźnie widocznego występu na tylnej części ostrza, który potem przechodzi w sztych.

ostrze węgierki zaopatrzone w pióro i sterczący młotek, zwieńczone rękojeścią o pochylonej ku przodowi głowicy, z łańcuszkiem... – z kolei Sienieński używa szabli zwanej węgierską, zaopatrzonej w charakterystycznie wygięty trzonek i łańcuszek odchodzący od jelca aż do kapturka. Szabla taka przypomina broń z Muzeum Narodowego w Krakowie nr katalogowy V.89 A, w typie określanym przez Wojciecha Zabłockiego jako III b i pochodzi oczywiście z początków XVII wieku.

Gadano, że w najgłębszych czeluściach zamkowych katakumb przykuci do ścian chłopi i niewolnicy kuli fałszywą monetę... – o kucie fałszywej monety oskarżali Stadnickiego wszyscy – łącznie z Opalińskim i Jazłowieckim. A jednak kiedy starosta leżajski zdobył Łańcut, nie znalazł tam żadnych dowodów na tę zbrodnię. Nic takiego nie znajdujemy w jego protestacjach i księgach grodzkich, a przecież gdyby natknął się na prasy i narzędzia do fałszerstwa, nie omieszkałby o nich wspomnieć, aby pognębić przeciwnika.

Jeśli Zosieńka przyjdzie woły paść, pójdę i ja... – ten wierszyk nie jest autorstwa Stadnickiego. Napisał go i wysłał wojewodzinie wileńskiej Zofii Chodkiewiczowej inny hultaj i awanturnik, Samuel Łaszcz, który miał na sobie 236 banicji i 37 infamii, co nawet jak na burzliwy wiek XVII stanowiło swego rodzaju rekord. Łaszcz stał się godnym następcą Diabła Łańcuckiego, a jego Makarów na Ukrainie zasłynął jako zbójeckie gniazdo. W roku 1646 pospolite ruszenie szlachty kijowskiej wypędziło Łaszcza z jego posiadłości, odebrało mu także wszystkie zdobyte gwałtem i zajazdami włości. Ostatnie lata swego życia spędził w Krakowie, zrujnowany i oblegany przez wierzycieli. Leżąc na łożu śmierci i odpierając coraz natarczywsze żądania zwrotu długów, powiedział ponoć, śmiejąc się wesoło, że chętnie by tak zrobił, gdyby darowano mu majątek, ale jest tak ubogi, że nie posiada absolutnie nic. Niemniej nakazał, aby ostatni z jego wiernych sług – stary Cygan – zagrał rozwścieczonym wierzycielom na cytrze, aby choć trochę osłodzić ich stratę. Zaraz potem z uśmiechem na twarzy wyzionął ducha. Ale o Łaszczu można pisać albo długo, albo wcale. Byłby on zresztą doskonałym bohaterem kolejnej książki.

Respice finem – łac. patrz końca.

a poza tym falsum, żem był w niewoli tureckiej... – Stadnicki naprawdę był pod Agrą i walczył z Turkami, o czym wspomina na przykład Bartosz Paprocki w Herbach Rycerstwa Polskiego. Wspomina i o tym sam Stadnicki w liście do Jazłowieckiego, pisząc: Na Agru com robił, jeszcześ się sylabizować uczył, kiedym ja tę robotę sprawował.

Ministerialis Regni Generalis opatrzny... – łac. Generalny Sługa Królestwa – tytuł przysługujący woźnemu, urzędnikowi zajmującemu się dostarczaniem pozwów i odpowiedzi, dokonującemu skrutynium (śledztwa), wizji lokalnych i obwieszczającemu dekrety. Tytuł Regni generalis zarezerwowany był dla woźnych trybunalskich i wojewódzkich, zwykli zadowalali się przydomkiem ministerialis. Do roku 1766 woźny nie musiał być szlachcicem – jeśli stanowisko to pełnił mieszczanin lub chłop, korzystał ze wszystkich przywilejów stanu szlacheckiego. To powodowało, że pomimo iż losy woźnych czasem bywały nie do pozazdroszczenia, zwykle znajdywali się chętni na ten urząd wśród nieszlachciców.

który jako saucius, laesus, vulneratus stawiał się w urzędzie starościńskim... – łac. saucius – ranny, laesus – skaleczony, vulneratus – zraniony.

obiaty, dokumenty, mocje, deprekacje, apelacje, dykcje, a ponadto gravameny i kondemnatki, na które zaraz znajdywały się formuły male abtentum... – obiatą określano w XVII wieku wpisanie do ksiąg grodzkich lub ziemskich dokumentów, protestacji, pozwu lub innych materiałów o znaczeniu sądowym. Jako mocję rozumiano naganę sędziego, którą można było zgłosić wówczas, gdy sędzia popełnił błędy w procedurze lub rozstrzygał nieuczciwie. Mocję wobec sędziego grodzkiego rozpatrywał sąd sejmowy, a wobec podkomorzego czy sędziego ziemskiego – Trybunał Koronny. Deprekacją zwano z kolei uroczyste przeprosiny. Apelacja zaś oznaczała to samo co dzisiaj – wniesienie sprawy przed sąd wyższej instancji, a więc do Trybunału Koronnego lub Litewskiego, a tylko w niektórych przypadkach wyrok zaskarżyć można było do sądu sejmowego i króla. Gravamenem nazywano pozwanie sądu przed sąd wyższej instancji – na przykład gdy sędzia nie chciał przyjąć apelacji lub mocji.

Kondemnatą lub kondemnatką nazywano zaś wyrok wydany zaocznie – wówczas, gdy pozwany nie stawił się na rozprawę. Jeśli dotyczyła ona zbrodni kryminalnej, często wyrokiem zaocznym była banicja – nakaz opuszczenia Rzeczypospolitej, jednak bez utraty praw. Znacznie gorszą karą była infamia – oznaczała ona wyjęcie szlachcica spod prawa. Każdy mógł zabić go bezkarnie, a jeśli dostarczył głowę infamisa do starosty grodowego, mógł być pewien nagrody. Dodatkowo infamis zabijający infamisa mógł liczyć na zdjęcie z niego infamii. Formuła male abtentum oznaczała zaskarżenie wyroku zaocznego, jeśli wydano go w sposób niewłaściwy. Gdy sąd badający tę skargę znajdował błędy w poprzednim postępowaniu, kasował zaoczny wyrok i nakazywał wznowienie procesu.

Rozdział VIII

S’amor non è, che dunque è quel ch’io sento?... – to, co Jacek Dydyński uważa za plugawą mowę sodomitów, to w rzeczywistości Sonet do Laury Francesco Petrarki. W tłumaczeniu Jalu Kurka na polską mowę brzmi on tak:

Jeśli to nie miłość – cóż ja czuję?

A jeśli miłość – co to jest takiego?

Jeśli rzecz dobra – skąd gorycz, co truje?

Gdy zła – skąd słodycz cierpienia każdego?

Pierzydła – to po prostu poprzeczne deski osadzone na młyńskim kole, w które uderza woda i w ten sposób porusza całą konstrukcję.

Koło paleczne – ogromne koło z palcami, czyli drewnianymi kołkami, które obracając się, napędzają cewię – pomniejsze koło zębate umieszczone na tej samej osi, na której osadzone są kamienie młyńskie.

Ave Maria, gratia plena, Dominus tecum – Sienieński odmawia po łacinie modlitwę Zdrowaś Mario adresowaną do Najświętszej Marii Panny, którą papież Pius V uczynił oficjalną modlitwą kościoła w 1566 roku. Po łacinie brzmi ona tak:

Ave Maria, grátia plena, Dóminus tecum.

Benedicta tu in mulieribus,

et benedictus fructus ventris tui, Iesus.

Sancta Maria, Mater Dei, ora pro nobis peccatóribus,

nunc et in hora mortis nostrae. Amen.

A oto jej polski przekład:

Zdrowaś Maryjo, łaskiś pełna, Pan z Tobą,

błogosławionaś Ty między niewiastami,

i błogosławiony owoc żywota Twojego, Jezus.

Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi,

teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen.

Hollische polnische Quarte, jak mawiali rajtarzy królewscy... – piekielna polska czwarta to tak zwane cięcie w brzuch tylcem (jak uważa Wojciech Zabłocki, polski mistrz szabli) według pierwszego polskiego traktatu szermierczego Michała Starzewskiego, który powstał około 1830 roku, a wydany został drukiem w 1932 roku (patrz: Ze wspomnień o Michale Starzewskim, Starzewski J., Kraków 1932). Niemieckie określenie tyczy się wprawdzie XIX wieku, ale cięcie to na pewno było używane znacznie wcześniej.

Hulucz – obecnie Ulucz, wieś nad Sanem, mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Sanokiem a Dynowem, w której najcenniejszym zabytkiem jest cerkiew z początku XVI wieku, zbudowana na wzgórzu Dębnik.

wpadł do mrocznego wnętrza niczym niegdyś proboszcz Orzechowski – mowa o Stanisławie Orzechowskim, wybitnym polskim myślicielu i publicyście doby Renesansu. Był on proboszczem w Żurawicy i Pobiedniku, kanonikiem przemyskim. W 1547 roku zbuntował się przeciwko celibatowi i ożenił z Magdaleną Chełmską. Spowodowało to prawdziwą wojnę z biskupem przemyskim Janem Dziaduskim, który obłożył go klątwą i ekskomuniką, został także skazany na banicję i konfiskatę dóbr. Wedle dawnych przekazów, kiedy w katedrze przemyskiej Dziaduski przygotowywał ceremonię ekskomunikowania Orzechowskiego, proboszcz z Żurawicy wpadł do świątyni na czele okolicznej szlachty rozwścieczonej na pazernych klechów i wygłosił płomienną mowę oskarżycielską. Należy także dodać, że anatema była w zasadzie jedyną rzeczą, którą mógł uczynić przeciwko Orzechowskiemu biskup przemyski – ówczesna Rzeczpospolita była bowiem krajem bez stosów i inkwizycji. W dodatku sejm w 1552 roku unieważnił wszystkie wyroki, którymi obciążono Orzechowskiego.

A co najciekawsze, Orzechowski pod koniec życia powrócił do wiary katolickiej, rezygnując z głoszenia zasad reformacji, ale bynajmniej nie z żony.

Rozdział IX