123534.fb2 Hybrydy - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 36

Hybrydy - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 36

Rozdział 36

Pojawiają się jednak głosy sprzeciwu wobec pomysłu terraformowania Marsa. Przeciwnicy planu uważają, że choć na planecie tej nie ma życia, to powinniśmy zostawić jej surowe, naturalne piękno w nienaruszonym stanie — a jeśli ją odwiedzimy, powinniśmy ją traktować tak jak nasze parki narodowe, zabierając stamtąd tylko wspomnienia, a pozostawiając jedynie ślady naszych stóp…

Ponter i Adikor całą noc spędzili w szpitalu razem z Lonwisem i Jockiem. Mary w końcu sama wróciła do mieszkania w Bristol Harbour Village. Nie miała okazji powiedzieć Ponterowi o tym, co odkryła.

Następnego dnia, zmęczona, dotarła do Seabreeze dopiero o 11. 30, ale Ponter, Adikor i Jock wciąż jeszcze nie wrócili. Od pani Wallace dowiedziała się, że stan Lonwisa jest stabilny, po czym weszła po schodach na piętro, do laboratorium Louise Benoit.

— Co powiesz na lunch? — spytała.

Louise wyglądała na mile zaskoczoną.

— Bardzo chętnie — odparła. — Kiedy?

— Może od razu?

Młodsza kobieta spojrzała na zegarek i zdziwiła się, że jest tak wcześnie. Z tonu głosu Mary domyśliła się jednak, że chodzi o coś ważnego.

— Bon — zgodziła się.

— To świetnie.

Ich płaszcze wisiały na wieszaku przy frontowych drzwiach. Ubrały się i wyszły na zewnątrz, prosto w chłodne listopadowe powietrze. Wokół zatańczyło kilka płatków śniegu.

Po obu stronach Culver Road znajdowało się sporo restauracji. Wiele działało tylko w sezonie — Seabreeze zaliczało się przecież do miejscowości letniskowych — ale niektóre były otwarte przez cały rok. Mary od razu skierowała się na zachód. Louise ruszyła za nią.

— Na co masz ochotę? — spytała.

— Wczoraj wieczorem, kiedy Jock pojechał do szpitala z Lonwisem, byłam w jego gabinecie — wypaliła Mary. — Wiem, że kazał stworzyć wirus, który ma zabić neandertalczyków.

— Co takiego? — W głosie Louise zabrzmiało niedowierzanie.

— Myślę, że chce doprowadzić do ich zagłady.

— Ale dlaczego?

Mary obejrzała się przez ramię, upewniając się, czy nikt za nimi nie idzie.

— Dlatego, że po drugiej stronie płotu trawa naprawdę jest bardziej zielona. Zamierza zdobyć ich Ziemię dla naszego gatunku ludzi. — Kopnęła jakiś śmieć leżący na drodze. — Może chce, abyśmy zaczęli od nowa bez tego wszystkiego. — Przed nimi, po lewej stronie jezdni, widać już było wesołe miasteczko. Zamknięto jena okres zimy. Kolejka górska przypominała pogmatwany splot przerdzewiałych wnętrzności.

— Co mamy w takiej sytuacji robić? — spytała Louise. — Jak go powstrzymać?

— Nie wiem — przyznała Mary. — Tylko przypadkiem trafiłam na formułę wirusa. Mój komputer się zawiesił i potem nie mogłam wejść do sieci, poszłam więc do jego gabinetu, bo wiedziałam, że już nie wróci do pracy. Kiedy Lonwis miał atak serca, Jock wyszedł w pośpiechu i zapomniał się wylogować. Skopiowałam formułę wirusa na CD. Teraz jednak myślę, że powinnam tam wrócić i zmodyfikować plik, aby nie dało się na jego podstawie stworzyć nic śmiercionośnego. Domyślam się, że Jock planuje wprowadzić te dane do kodonera, a potem uwolnić wirusa na neandertalskim świecie.

— A jeśli już go stworzył?

— Sama nie wiem. Jeśli to zrobił, to możliwe, że już nic nie wskóramy.

Szły wąskim chodnikiem. Ulicą przejechał samochód.

— Myślałaś, żeby poinformować o wszystkim media, iść do nich z płytą… no wiesz, zaalarmować wszystkich?

Mary kiwnęła głową.

— Tak, ale chciałam najpierw… rozbroić ten wirus. Potrzebna mi będzie pomoc, bo muszę znowu się dostać do komputera Jocka.

— Sieć Synergii wykorzystuje szyfrowanie RSA — stwierdziła Louise.

— Jest jakiś sposób, żeby je złamać?

Louise się uśmiechnęła.

— Zanim poznaliśmy naszych neandertalskich przyjaciół, powiedziałabym, że nie, że praktycznie nie ma na to sposobu. Większość systemów szyfrowania, w tym RSA, jest oparta na kluczach, które są produktami dwóch dużych liczb pierwszych. Aby złamać szyfr, trzeba określić podstawowe czynniki głównej liczby. Przy 512-bitowym kluczu szyfrującym, z jakiego korzysta na przykład nasz system tutaj, zwykłe komputery potrzebowałyby tysięcy lat na wypróbowanie wszystkich możliwych czynników. Ale komputery kwantowe…

Mary w lot pojęła, o co chodzi.

— Komputery kwantowe wypróbowują wszystkie ewentualne czynniki jednocześnie — dokończyła, ale po chwili zmarszczyła czoło. — Co zatem proponujesz? Mamy zamknąć portal, żeby komputer Pontera złamał dla nas kod Jocka?

Louise pokręciła głową.

— Pomijając fakt, że komputer Pontera nie jest jedynym kwantowym komputerem na neandertalskim świecie — wiemy tylko, że jest największy — wcale nie musimy się tam udawać, żeby rozwiązać problem. — Lou się uśmiechnęła. — Ty przez ostatnie miesiące hulałaś sobie po obu światach, podczas gdy ja ciężko tutaj pracowałam nad stworzeniem naszego własnego komputera kwantowego w oparciu o wszystko, czego dowiedziałam się od Pontera podczas naszej kwarantanny. Mamy teraz całkiem zgrabne urządzenie w moim laboratorium w Synergii. Oczywiście ma za mało rejestrów, aby dokonać tego, co udało się wielkoludowi Pontera. Nie stworzy stabilnego portalu do innego świata, ale na pewno złamie 512-bitowyklucz.

— Jesteś cudowna, Louise.

Louise się uśmiechnęła.

— Miło, że w końcu to zauważyłaś.

Jak tylko Ponter i Adikor wrócili ze szpitala, Mary oznajmiła im, że muszą pójść z nią na lunch — miała nadzieję, że pani Wallace nie wspomni Jockowi, iż jego genetyczka wyszła w porze lunchu już po raz drugi tego dnia. Gdy tylko znaleźli się za drzwiami, Mary poprowadziła ich na tyły rezydencji i dalej piaszczystą plażą wzdłuż brzegu. Od strony szarego, wzburzonego Ontario wiał chłodny wiatr.

— Czuję, że coś cię zdenerwowało — zauważył Ponter. — Co się stało?

— Jock stworzył broń biologiczną. To wirus, który ustala, czy żywiciel jest neandertalczykiem. Jeśli tak, wywołuje u niego gorączkę krwotoczną.

Usłyszała ciche piski Kompanów Pontera i Adikora. Nic dziwnego, temat chorób tropikalnych jak dotąd nie pojawił się w rozmowach.

— Gorączki krwotoczne są śmiertelne — wyjaśniła. — Najbardziej znaną u nas odmianą jest ebola. Powoduje krwawienie z naturalnych jam ciała. To bardzo zakaźne choroby i nie znamy na nie lekarstwa.

— Po co ktoś miałby tworzyć coś takiego? — spytał Ponter z odrazą.

— Żeby oczyścić wasz świat z jego mieszkańców, tak aby mój gatunek mógł zająć waszą wersję Ziemi dla siebie… i zamienić ją w drugi dom.

Ponter najwyraźniej nie potrafił znaleźć odpowiedniego słowa w swoim języku, aby wyrazić to, co w tej chwili czuł.

— Chryste! — powiedział w końcu bez pomocy Haka.

— Zgadzam się — oznajmiła Mary. — Nie wiem, jak powstrzymać Jocka. Możliwe, że działa w pojedynkę, ale niewykluczone, że stoi za tym jego rząd, a może także i mój.

— Powiedziałaś o tym komuś jeszcze oprócz nas? — spytał Ponter.

— Louise. I poprosiłam ją, żeby skontaktowała się z Reubenem Montego.

— Jesteś pewna, że można im ufać? — chciał wiedzieć Adikor.

— Tym Gliksinom powierzyłbym własne życie — odparł Ponter, zanim Mary zdążyła odpowiedzieć.

Przytaknęła.

— Na nich możemy liczyć. Ale z pozostałymi nic nie wiadomo.

— Z pozostałymi z t e g o świata — zauważył Ponter. — Ale jeśli Jock uwolni swojego wirusa, każdy na m o i m świecie będzie zagrożony. Dlatego powinniśmy tam wrócić i…

— I co? — spytała Mary.

Ponter niepewnie wzruszył ramionami.

— I zamknąć portal. Zerwać łącze. Ochronić nasz dom.

— Po tej stronie portalu jest jeszcze tuzin Barastów — stwierdziła.

— W takim razie najpierw musimy dopilnować, aby trafili do domu — powiedział.

— Ale przecież przybyli tu właśnie po to, aby Najwyższa Rada Siwych nie zamknęła portalu — wtrącił Adikor. — Nie będzie łatwo przekonać ich do powrotu, a poza tym nie wiadomo, kiedy będziemy mogli zabrać Lonwisa.

Ponter zmarszczył brew.

— Nie możemy pozwolić, aby Jock przeniósł wirusa na nasz świat.

— Może źle odczytaliśmy jego intencje — zauważył Adikor. — Może nie podoba mu się to, że Baraści są tutaj, na tej Ziemi. Może planuje wypuścić wirusa właśnie tu.

— W takim razie pierwszą rzeczą, jaką musimy zrobić, jest sprowadzenie wszystkich Barastów z powrotem na naszą stronę. Ale pamiętacie, jak mówił, że jest informowany o wszystkich przyjazdach i wyjazdach neandertalczyków? Prościej byłoby, gdyby zwyczajnie odszukał tych kilkoro Barastów obecnych na jego świecie i zabił ich bardziej konwencjonalnymi metodami.

Adikor głęboko wciągnął powietrze.

— Chyba masz rację — przyznał, spoglądając najpierw na Mary, a potem na Pontera. — Kiedy za pierwszym razem wróciłeś z tego świata, spytałem cię, czy Gliksini są dobrymi ludźmi i czy według ciebie powinniśmy próbować ponownie nawiązać z nimi kontakt.

Ponter pokiwał głową.

— Wiem. To moja wina. To…

— Nie — zaprotestowała Mary. Jeśli nauczyła się czegoś z broszur, które dostała od Keishy, to tego, że nie wolno obarczać winą ofiary. — Nie. To nie twoja wina, Ponterze.

— Dobrze, że tak uważasz — powiedział Ponter. — Co według ciebie powinniśmy zrobić?

— Dziś wieczorem, kiedy Jock wyjdzie z pracy, zamierzam włamać się do jego komputera i tak zmienić formułę, aby stała się nieszkodliwa. Módlmy się tylko, aby do tego czasu nie wyprodukował samego wirusa.

— Mare… — odezwał się cicho Ponter.

— Wiem, wiem. Wy się nie modlicie. Może jednak powinniście zacząć.