123975.fb2 Ka?? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 108

Ka?? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 108

Chciałabym być czarną kotką

Bezszelestną niczym noc,

Spać w wysokich trawach lata

I nie musieć myśleć już.

Chciałabym być ciemnym punktem.

Na dalekim horyzoncie

Nie przybliżać się już nigdy

Nigdy się już nie oddalać..."

„Cóż za dziwny światopogląd" – mówi jej kolega z klasy, Sańka; nosi okulary i lubi wyszukane słowa, a ona go kocha – czasem mniej, czasem bardziej, choć wydaje jej się, że naprawdę. „Cóż za dziwny światopogląd; ja na przykład chciałbym być huraganem i łamać drzewa jak zapałki..." – „A po co łamać drzewa?!" – „To tylko taki przykład... Nie oznacza to wcale, że zacznę je łamać. Chciałbym jednak czuć, że jestem silny i dużo mogę... a przede wszystkim chcę. A ty co, zamierzasz przespać całe życie?! To do ciebie podobne, Chmiel..."

I odszedł do grupy innych uczniów; było tam hałaśliwie i wesoło. Ktoś przemycił trochę szampana w butelce po lemoniadzie i wszyscy byli pijani; choć nie tyle mikroskopijną ilością alkoholu, ile własną pomysłowością.

„A ty, Chmiel, nie chcesz się podchmielić?"

– Ireno, Ireno...

Dziecięce głosy.

Czy to znajome dzieci?!

– Ireno!

Stała bez ruchu.

Dobrze byłoby zobaczyć coś więcej, oprócz śniegu.

Przetarła oczy, w dotyku wydały jej się takie małe, a zdrętwiała ręka taka duża...

Są...

Dziesięciu malców w wieku od ośmiu do dwunastu lat gania za krążkiem po powierzchni okrągłego jeziorka. Po prawej i lewej stronie znajdują się improwizowane bramki z plastykowych skrzynek po butelkach. Od chłopców bije para. Na zaśnieżonym brzegu leży sterta bezładnie zrzuconych kurtek i płaszczy. Jaskrawe swetry i czapki migoczą w oczach, niektórzy z hokeistów mają na plecach numery; najmłodszy, pyzaty i okrągły, ma narysowaną na kurtce wyszczerzoną szczękę opatrzoną napisem: „napastnik".

Wszystko to Irena zobaczyła z najmniejszymi szczegółami. Jakby uczestniczyła w meczu. Dzieciaki krzyczały z przejęciem, łyżwy radośnie cięły lód, okręcone taśmą izolacyjną kije hokejowe uderzały w ciężki krążek.

Irena rozejrzała się, wypatrując Reka. Rycerza nie było.

Czyste wariactwo.

– Czyste wariactwo – rzekła Irena ze skargą w głosie. Padł gol. Zwycięska drużyna triumfowała; Irena drgnęła, słysząc wrzask pięciorga wyrostków.

Czy aby na pewno wariactwo?

Zrobiła krok. Potem drugi.

Chłopcy nie zwracali na nią najmniejszej uwagi.

Podobnie jak ich trener.

Siedział na niskiej, niepomalowanej ławce. Irena widziała jego plecy i tył głowy.

Wytarta kurtka na szerokich ramionach. Goła głowa, lekko wijące się włosy ze sporą domieszką siwizny. Dzieciaki biegały i wrzeszczały, a jedyny widz obserwował ich spokojnie, z pewnym pobłażaniem, co jakiś czas robiąc jakieś zapiski w notesie.

Irena podeszła bliżej. Potknęła się i ledwie utrzymała na nogach.

Dzieciaki wrzeszczały – wydawało jej się, że robią to bezgłośnie.

– Andrzeju... Odwrócił się.

Przez chwilę wydawało jej się, że zaraz powróci do swego zajęcia. Najspokojniej w świecie odwróci się z powrotem do swych chłopców, wspierając ich przy tym jakimś okrzykiem w rodzaju: „No, dalej!".

Ile razy się myliła? Widziała go w innych ludziach?

Po raz pierwszy już dawno temu, w samochodzie Semirola. Potem w tej krypcie-wieżowcu, pałacu Interpretatorów, kiedy oślepiała ją pochodnia a jej głowa tkwiła w pysku kamiennego stwora. A teraz oślepiają słońce i śnieg...

– Cześć, Chmiel. Kiepsko wyglądasz.

– Cześć, Kromar – odezwała się tym samym tonem. Odruchowo. – Za to ty wyglądasz kwitnąco.

Uniósł brwi.

– Nie poznaję cię... A gdzie twoja spóźniona reakcja?

– Po prostu czas płynie tu zbyt powoli – wyszeptała. Chciała zadać mu idiotyczne pytanie: „Czy to naprawdę ty?!"

Co powinna mu powiedzieć? O czym z nim rozmawiać? Po tym wszystkim, przez co przeszła?!

Rzeczywiście źle wygląda. Po prostu okropnie. Jednak... czy człowiek, który po raz pierwszy widzi swą byłą żonę z wielkim brzuchem, nie mógłby wymyślić nic oryginalniejszego od „Kiepsko wyglądasz"?!

Dreptałaby tak w miejscu, przestępując z nogi na nogę, gdyby siedzący na ławce mężczyzna się nie przesunął. Jakby zapraszając ją do zajęcia miejsca.

Dzieciaki szalały. Od chwili, gdy siedzący na ławce mężczyzna się odwrócił, padły jeszcze dwa gole – po jednym na każdy zespół, chyba rzeczywiście z upływem czasu było coś nie tak. A może przystosował się on po prostu do postrzegania Ireny?

– Kto to? – wskazała na chłopców. Wzruszył ramionami.

– Tacy tam...

– Jakiś modelik?

– Tak... Jakiś modelik. Zgadłaś.

Długi cień, który Irena rzucała na śnieg, wyglądał jak niezależna, samodzielna istota.