123975.fb2
– No... pracuje tutaj?
– Siedem lat – odparł osiłek po krótkiej pauzie. I dodał z nieoczekiwaną zadumą: – Będzie już siódmy roczek... Jak ten czas szybko leci.
Irena to przemilczała.
Administrator nie wyglądał na więcej niż trzydzieści lat. Ciekawe, co skłoniło młodego mężczyznę do poświęcenia najlepszych lat swego życia tak... drażliwej pracy. Najprawdopodobniej pieniądze. Semirol na pewno nie jest skąpy.
– To duży dom... Chyba nie pracuje pan tu sam? Jest tu ktoś jeszcze?
Administrator westchnął i spojrzał na Irenę tak, jakby pytanie było dla niego nieznośnie nudne.
– Podobno nie da się stąd uciec? – zapytała niedbale, gdy stało się jasne, że odpowiedzi na poprzednie pytanie nie będzie.
Administrator w końcu rozplótł palce. Ostrożnie pomasował się po masywnych kolanach.
– Niee. Nie da się. Zgadza się.
Obecność osiłka okropnie wymęczyła Irenę. Jednak pojawienie się Semirola nie przyniosło jej ulgi.
Adwokat nie wrócił sam. Razem z nim pojawił się maleńki, szczupły człowieczek, który sądząc po napiętym, rozbieganym spojrzeniu, wyraźnie czuł się nie w sosie. Przybycie ich obu poprzedził dźwięk zbliżającego się samochodu – a więc szczupły jegomość przybył z wielkiego świata. Zza przełęczy.
– Poznajcie się, Ireno. To pan Stol. Jego nazwisko nic pani nie powie, jednak jest on ekspertem regionalnej komisji humanitarnej. Chciała pani porozmawiać z kimś o swej niewinności. Ma więc pani taką okazję... Pozwól, Sit.
Administrator w końcu wstał z fotela. Z wyrzutem spojrzał na porozrzucane książki. Wyszedł, uprzejmie przepuszczając przed sobą Semirola.
Drzwi się zamknęły.
Pan Stol zatarł dłonie i od razu zaczął przypominać Irenie Petera Nikołana. Tyle że jeśli Peter był przysadzisty i korpulentny, to Stol wyglądał na średniej wielkości stracha na wróble, który uciekł z pola w poszukiwaniu przygód.
– Miło mi panią poznać, Ireno.
Przełknęła ślinę.
O regionalnej komisji humanitarnej słyszała po raz pierwszy. W dobroć pana Semirola jakoś nie chciało jej się wierzyć – jednak ten człowiek przed nią stoi, z jej powodu przyjechał spoza przełęczy i jeśli dobrze przycisnąć twarz do szyby, można dojrzeć jego samochód przy bramie.
Milczała przez chwilę. Gość wyraźnie czuł się niezręcznie i zbierał myśli.
– Naprawdę miło? – spytała powoli.
Stol jak krótkowidz zatrzepotał spuchniętymi od wiatru powiekami. Najwyraźniej komisja humanitarna nie miała zbyt dużych wpływów. Eksperci z szanowanych organizacji zachowują się inaczej. Irena przypomniała sobie wymuskanych ekspertów, którzy odprowadzali ją podejrzliwymi spojrzeniami, gdy wchodziła do modelu.
– Znam orzeczenie sądu, pani Chmiel. A także wszystkie akta pani sprawy. Oraz dane ekspertyzy medycznej. I pani zeznania. Obraz wyrysowuje się, hm, co najmniej dziwny. Chciałbym jeszcze raz szczegółowo usłyszeć od pani...
Nabrała powietrza w płuca.
Musiała się zastanowić. Potrzebowała choćby dziesięciu minut, żeby zebrać myśli.
Nie miała jednak czasu, więc zaczęła mówić. Jeszcze raz. Ze szczegółami.
W dwudziestej minucie jej opowieści pan Stol się zasępił. Na jego twarzy, dotychczas zwiotczałej i zakłopotanej, pojawiły się oznaki surowości.
– Pani Chmiel... Dlaczego uporczywie nie chce pani odpowiedzieć na jedno z najważniejszych pytań: gdzie pani była przez ostatnie dziesięć miesięcy? Kiedy miały miejsce te wszystkie okropne zbrodnie? Pan Semirol wspominał, że ma pani swą własną, niezwykle oryginalną wersję.
Irena się zmarszczyła.
– Nie jest miło wyglądać na wariatkę... jednak nie mam innego wyjścia. Tak, przez wszystkie te dziesięć miesięcy istnienia modelu... znajdowałam się w innym świecie. W świecie, który jest pierwowzorem modelu. W prawdziwym świecie. Weszłam na wzgórze – i z waszego punktu widzenia, znikąd... zeszłam do swojego domu. Był pusty, jednak ślady obecności kogoś obcego...
– Proszę mi wybaczyć, pani Chmiel. Czy pani istnieje w dwóch światach jednocześnie?
Zamilkła. Jej rozmówca wiercił się w fotelu; rozmówca zamiast administratora, Sita. Fotel, wygodny dla osiłka, okazał się zbyt obszerny dla pana Stola.
– Nie – odparła ostrożnie. – Teraz znajduję się tylko tutaj. A oni tam, w zewnętrznym świecie, nie mogą się na mnie doczekać – wydusiła z siebie kwaśny uśmiech.
– To bardzo ciekawe. – Stol kiwnął głową. – Czy może pani opowiedzieć dokładniej... O tym innym świecie. Kim pani tam była. Kim byli pani krewni i przyjaciele... i kto z nich żyje tutaj.
Irena westchnęła. Zarzuciła nogę na nogę; z drugiej strony, co ma do stracenia?
Westchnęła jeszcze raz i zaczęła mówić.
Pod koniec drugiej godziny rozmowy pan Stol, przytakując ze zrozumieniem, zapytał ostrożnie:
– A proszę mi powiedzieć, pani Chmiel... W jakim wieku ustalił się u pani cykl menstruacyjny?
Irena zamilkła.
To, że komisja humanitarna ma zróżnicowane zainteresowania, zrozumiała już wcześniej. Jedna chyba nie do tego stopnia?
– Widzi pani, ma to znaczenie dla szerszego spojrzenia na zagadnienie.
– Zagadnienie mej niewinności?
Jej rozmówca zatrzepotał pozbawionymi rzęs, zaczerwienionymi powiekami. Szybko rozwijało się u niego coś w rodzaju zapalenia spojówek i coraz częściej przykładał do oczu białą, złożoną we czworo chusteczkę.
– Między innymi... Niech panią nie dziwią moje dość nietypowe pytania.
Irena milczała. Promyk nadziei, który narodził się wbrew jej woli; nadziei, że zostanie w końcu wysłuchana, gasł coraz szybciej.
– Hmm... pani Chmiel. W pani interesie leży jak największa szczerość... Dobrze. Pomówmy o Andrzeju. To pani mąż. Rozwiedliście się. Jakie były powody rozstania?
Irena milczała.
– Hm... Być może korzenie dręczących panią sprzeczności mają przyczyny czysto fizjologiczne? Jak układało się wasze życie intymne?
Irena milczała.
Nawet najbardziej rozpaczliwy atak histerii w jej wykonaniu przeradzał się w tępe, uparte milczenie.