123975.fb2 Ka?? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 42

Ka?? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 42

– Czy jestem dla pani odpychający?

Pokręciła głową – wciąż na niego nie patrząc.

– Porozmawiajmy o pani opowiadaniach... Ireno. Pamiętam je wszystkie bez wyjątku – szczególnie to z ławką...

Irena westchnęła. Znów napiła się soku.

– Ja... sama nie wiem, jak mi się to udało.

Semirol zapewne nie podejrzewał, do jakiego stopnia jest szczera. Że sama była wstrząśnięta własnymi opowiadaniami, których w realnym świecie nigdy nie napisała.

Wysiłkiem woli odegnała tę myśl. Nie może myśleć jednocześnie o rzeczywistości i modelu – najmniejsza wzmianka o tym może ją wydać, a wówczas...

– Nasze dziecko dorośnie – Semirol nalał sobie lemoniady – i wtedy opowiem mu o matce. I dam do przeczytania... a przecież do tego czasu ukaże się jeszcze niejedna pani książka. Będzie pani pisać i publikować, wszak jest pani utalentowaną osobą.

– Naprawdę? – wyrwało się Irenie.

– Przecież sama pani to wie – uśmiechnął się. – Proszę jeść. Jeść, pić i o niczym nie myśleć. Wszystko będzie dobrze.

Obserwowała jego twarz. Próbowała dostrzec zęby, którymi delikatnie odgryzł kawałek pieroga; przyglądała się paznokciom na wypielęgnowanych dłoniach; lśniącym, twardym włosom.

Jest mężczyzną, mężczyzną, mężczyzną. Podoba mi się, podoba, podoba...

Na jej ustach mimowolnie pojawił się ironiczny uśmiech. No proszę, do jakiego stopnia niewymyślna jest psychiczna autosugestia.

Dlaczego jej się wydawało, że jest podobny do Andrzeja? Gdyby go choć odrobinę przypominał, byłoby łatwiej. A tu niestety...

A kto powiedział, że w jej życiu powinien być tylko jeden mężczyzna, a pozostali to tylko cienie?! Kto powiedział, że każdy, komu się odda, musi być podobny do tego bydlaka, Kromara?!

– Proszę się nie zadręczać głupimi myślami, Ireno. Proszę się odprężyć. Może zatańczymy?

Skinęła głową, nie patrząc i nie wahając się. Teraz właśnie tego potrzebuje – poczuć jego dotyk.

Choć obawiała się, że poczuje wstręt.

Radiola cicho grała dwojgiem czarnych, rozdziawionych ust. Po zbliżeniu się do Semirola Irena mimowolnie wstrzymała oddech. Przestraszyła się, że czuć od niego zapach niestrawionej krwi.

Pachniał ekskluzywną wodą kolońską. Objął ją za talię, niewinnie i lekko.

Ostatni raz tańczyła na jakiejś instytutowej imprezie – najpierw z profesorem orientalistyki, chudym i niezgrabnym. A potem ze smarkatym, nieśmiałym studentem, który pocił się i emanował gorączkowym, szczeniackim pożądaniem. Irenie było go żal.

Zdaje się, że tego wieczoru wracała pogrążona w myślach. I zabrała autostopowicza, który przez dłuższą chwilę milczał, po czym palnął jej tak dwuznaczny komplement, że Irena ze złością wysadziła go w szczerym polu. I po powrocie do domu długo nie mogła zasnąć, przewracała się z boku na bok, a wyłupiaste oczy samotności obserwowały ją ze wszystkich kątów; wtedy wstała, odwołała zdziwionego Senseja z nocnej warty i zasnęła, obejmując psa i wtulając twarz w jego gęstą grzywę.

– Proszę o niczym nie myśleć. Wszystko się ułoży... Jest pani niezwykłą kobietą. Choć dość dziwną... Tańczy pani kiepsko. Proszę słuchać muzyki, nie spieszyć się. Nie ma ludzi idealnych. Byłoby to sprzeczne z naturą, gdyby na dodatek umiała pani jeszcze tańczyć... Chociaż nie. Teraz już całkiem przyzwoicie... Niechże się pani nie boi, Ireno. Wszystko, co złe, jest już za panią.

Przyciągnął ją do siebie. Nie stawiała oporu.

Nie gruchnie pod oknami orkiestra dęta. Andrzej tego nie widzi; jej były mąż najprawdopodobniej naprawdę nie żyje. Kiedyś zaklinali się, że o sobie zapomną – jednak już miesiąc po rozwodzie jeden z jej potencjalnych adoratorów został dotkliwie pobity w bramie własnego domu.

Jeśli Andrzej do tego dopuści – a już prawie to zrobił – to znaczy, że jest martwy.

Albo jest martwy dla niej – przecież sama kiedyś krzyczała mu prosto w twarz: zapomnij o mnie, jesteś martwy, umarłeś dla mnie!

Myśl o tym, że Andrzej wie, co się dzieje, lecz tylko uśmiecha się pod wąsem i wszystko obserwuje, znów wybiła ją z rytmu – Semirol mruknął z niezadowoleniem i mocniej ścisnął ją w talii.

Przygryzła wargę. Tak... jeśli tak to wygląda, jeśli los i Andrzej chcieli, żeby było właśnie tak... Cóż, ona jest kobietą, a nie jakąś szarą myszką. I nie jest wieczną wdową. Ani zabawką w rękach modelatora; nie boi się, jest silna, młoda i cokolwiek by mówić – piękna.

Twarz Semirola była bardzo blisko.

– Chodźmy – szybko rzekła Irena, w obawie, że jej poryw zgaśnie równie szybko, jak się pojawił. – Chodźmy już.

W jej pokoju pachniało stopionym woskiem. Płonęła świeca – nie elektryczna, lecz prawdziwa; naperfumowana pościel czekała w pełnej gotowości bojowej.

Nerwowo zdmuchnęła świecę. Chciała, by zapanowała absolutna ciemność. Aby nie widzieć nikogo i niczego.

– Janie, ja sama... Sama zdejmę, nie trzeba...

Suknia, z której tak się wieczorem cieszyła, wydawała jej się teraz głupim i niewygodnym łachmanem. W tych wszystkich haftkach i zamkach zapłaczą się jej włosy.

Andrzej wymyśliłby jakiś żart, z którego ona po trzech minutach – w najbardziej nieoczekiwanym momencie – roześmiałaby się do łez. Semirol milczał.

Szarpnęła suknię, wyrywając przy tym kosmyk włosów. Z bólu napłynęły jej do oczu łzy; na szczęście było ciemno.

– Janie...

– Chwileczkę.

Zręcznie uwolnił jej włosy. Rozpiął klamerkę, której nie zauważyła. Irena uwolniła się, zdjęła suknię przez głowę, nastąpiła w ciemnościach na obcas zrzuconego pantofla i zasyczała z bólu.

– Niech pani poczeka, Ireno.

Semirol podniósł jej rzeczy z podłogi, odniósł w ciemność i rzucił na krzesło, razem ze swym ubraniem.

Wrócił, usiadł obok i położył jej dłoń na ramieniu.

– Niech pani nie przygryza warg.

– Widzi pan w ciemnościach? – zapytała z beznadzieją w głosie.

– Mógłbym skłamać, że nie. Jeśli pani chce, zawiążę sobie oczy, by nie mieć nad panią przewagi.

– Proszę na mnie nie patrzeć – wymamrotała żałosnym tonem. – Jestem... już stara. Jestem...

– Gdybym był romantycznym młodzieńcem, powiedziałbym, że jest pani prześliczna. I choć nie ma we mnie za grosz romantyzmu, jest pani piękną kobietą, Ireno. Wierzy mi pani?

– Nie.

– Myli się pani. Wielu mężczyzn z rozkoszą zamieniłoby się ze mną miejscami.