123975.fb2 Ka?? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 45

Ka?? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 45

– Biedak się przemęcza – rzekła z dziwną intonacją. Nick oderwał wzrok od ekranu i spojrzał na nią ze zdziwieniem. – Co takiego? – Nic...

– ...Niezwykły sklep! – radośnie oznajmiła spikerka. – Najbardziej staromodni z nas mogą być zaszokowani... ale na pewno spodoba się dzieciom. W minionym tygodniu...

Na ekranie pojawiła się miejska ulica. Irena aż się spięła – piękna ulica, odświętny tłum, jakie to dalekie i nieosiągalne. Jak bardzo chciałaby zanurzyć się w tym wszystkim, choćby na minutę.

– ...ku ubolewaniu surowych nauczycieli. Mam nadzieję, że poczucie humoru zwycięży i asortyment sklepu wywoła zachwyt lub oburzenie, lecz nie pozostawi nikogo obojętnym...

Kolorowa witryna. Jasnożółty, plastykowy szkielet naturalnej wielkości, dziesiątki odrąbanych rąk, bardzo przypominających prawdziwe, jakieś zdechłe muchy, zdechłe myszy i pająki na gumce.

W oryginalnym, zewnętrznym świecie podobne sklepy funkcjonowały już od dawna. Chyba. W każdym razie Irena gdzieś to już widziała.

– ...Loterie i niespodzianki! Uwaga! Nauczmy się żartować i nie obrażać za żarty! Gdy znajdziecie w kominku szczątki ulubionego kota – nie wpadajcie w panikę. Najprawdopodobniej jest to atrapa i nabiera was własny syn. Irena zmarszczyła brwi.

– ...Przychodźcie do nas! Otworzymy przed wami drzwi do nowego świata – świata przerażających bajek i legend!

Szyld nad wejściem: „Świąteczne żarty i niespodzianki". Lada, klienci, dzieci z rozdziawionymi buziami... Scenki z horrorów z udziałem zębatych masek.

Irena przyciszyła telewizor. Odwróciła się do Nicka.

– Na przykład pan – czy zasłużenie skazano pana na śmierć?

Lekarz wzruszył ramionami.

– Zależy, jak na to spojrzeć.

– Jedno z dwóch. Albo został pan niesłusznie skazany, albo Jan postąpił niesprawiedliwie, pozostawiając pana przy życiu... W każdym razie...

– Przecież już to mówiłem, Ireno. Z podobnymi wątpliwościami niech się pani zgłosi do Jana. Do zawodowca. A ja, jak pani dobrze wie, jestem specjalistą w zupełnie innej dziedzinie... Chce pani kawy?

Potrząsnęła głową, zamierzając odmówić – i nagle zastygła z otwartymi ustami.

Z ekranu patrzył chłopiec. Miał jakieś dziesięć lat, był blady i chudy.

– Uwaga... Policja z północno-wschodniego sektora miejskiego znalazła Ilię Worochta, dziesięciolatka, który zaginął przed pięcioma dniami w niewyjaśnionych okolicznościach. Chłopiec jest zdrowy, przebywa jednak w stanie silnego szoku; ze źródeł związanych ze śledztwem, dowiedzieliśmy się, że chłopiec najwyraźniej uniknął pewnej śmierci, cudem wymykając się z rąk psychopatycznego mordercy.

– Ileż można – wyszeptała Irena. – To świat maniaków i katów... I po co skonstruowałeś to wszystko, do przeprowadzenia jakiego eksperymentu?

Nie od razu zdała sobie sprawę, że mówi na głos. I że Nick przygląda jej się uważnym, ciężkim wzrokiem.

– Nie tylko Trosz potrafi modlić się do Stwórcy – rzekła, kryjąc zmieszanie. Okazało się jednak, że „ratunkowa wymówka" nie dotarła do uszu Nicka. Wstał już i wyszedł, a Irena mówiła w pustkę.

* * *

Semirol wrócił po trzech dniach. Irena, która wyglądała przez okno, odniosła wrażenie, że jest zmęczony i strapiony; nie znała go jednak wystarczająco dobrze, by wiedzieć to na pewno. W każdym razie zewnętrznie pozostawał jak zwykle elegancki.

– Jakie masz wieści, Janie?

– Różne... jak zazwyczaj. Jeden proces wygrali, drugi się przeciąga.

Wampir zachowywał się, jak gdyby nigdy nic – jakby nie stało pomiędzy nimi wspomnienie tej wstydliwej i bolesnej „pierwszej próby". A Irena bez przerwy musiała zmuszać się do panowania nad sobą.

– Janie... mam do ciebie sprawę.

Trudno jej było wydusić z siebie te słowa, nie chciała się jednak wycofywać.

Przez chwilę Semirol badawczo jej się przyglądał. Potem się uśmiechnął.

– Nieprzyjemną?

– Tak.

– Więc chodźmy.

W drodze do gabinetu natknęli się na Nicka. Przywitał się i odprowadził ich zatroskanym spojrzeniem; o nic jednak nie pytał.

Za oknami hulał wiatr. Semirol zapalił lampkę i odruchowo odwrócił ją od siebie; na wielkiej mapie pojawiła się okrągła plama światła. Irenie przeszła przez głowę myśl, że mieszkańcy papierowego, topograficznego świata zażywają teraz kąpieli słonecznych i dziękują Stwórcy za piękną pogodę.

– Przede wszystkim, Ireno, nie chcę słyszeć o żadnych kompleksach ani przeprosinach. Mam nadzieję, że wkrótce pojawi się między nami niezbędne w tej sytuacji wzajemne zaufanie. Odnoszę jednak wrażenie, że to nie o tym chciałaś porozmawiać.

Irena nie usiadła. Podeszła do stołu, chwyciła lampkę za ciepły, plastykowy abażur i poruszała nim tam i z powrotem, tworząc mieszkańcom papierowego świata iluzję wschodów i zachodów słońca.

A potem gwałtownym ruchem odwróciła lampkę żarówką w dół. Podobnie jak wtyka się nos niesfornego szczeniaka w załatwioną przez niego potrzebę, mówiąc: popatrz, coś ty narobił.

– Popełniłeś przestępstwo, Janie. Jesteś adwokatem. Dopuściłeś do skazania niewinnego człowieka, choć to jeszcze pół biedy. Sprawiłeś, że prawdziwy zabójca pozostał na wolności. Poświęciłeś swój zawodowy... honor... powinność... i po prostu przyzwoitość dla osobistych korzyści. Zlekceważyłeś prawdę, aby zawładnąć mym... narządem rozrodczym. A przecież ona – ta kobieta – na pewno wciąż będzie zabijać. I krew jej niewinnych ofiar będzie także na twoich rękach!

Irena zamilkła. Zdała sobie sprawę, że jej ostatnie słowa były dwuznaczne i zabrzmiał w nich niepotrzebny, teatralny patos.

– Przecież jesteś adwokatem – powtórzyła niczym zaklęcie. – To tak jak lekarz. Jesteś przede wszystkim adwokatem, a dopiero potem wampirem.

Semirol się uśmiechnął.

– Gdybym nie wiedział, że zajmujesz się literaturą, Ireno... to, na Boga, pomyślałbym, że dawałaś na prawie wykłady z etyki zawodowej.

– Janie... a jeśli okaże się, że kobieta, za której zbrodnie zostałam skazana... jeśli okaże się, że ta kobieta jest na wolności i wciąż popełnia morderstwa – czy sąd uzna swą omyłkę?

Semirol znów się uśmiechnął.

– Oho, Ireno. A ja sądziłem, że naprawdę przejmujesz się możliwością popełnienia kolejnych zabójstw.

Zacisnęła zęby. Ukłucie było bolesne i celne.

– Pytam, czy uzna to sąd? Czy jest to możliwe?

– Nie. Sąd wyda po prostu kolejny wyrok. Jeśli oczywiście uda się tę sukę, przepraszam za język, Ireno, jeśli uda się ją złapać.

Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że wciąż trzyma dłoń na lampce i rozgrzany abażur parzy jej palce.

– Nie rozumiem. Przecież musi być w tym wszystkim jakaś elementarna logika. Czy może w tym waszym popapranym świecie maniaczki rodzą się częściej, niż sądy przyznają do ewidentnych błędów?!

Semirol wciąż się jeszcze uśmiechał, lecz jego uśmiech uległ ledwie zauważalnej przemianie i po minucie pełnego napięcia milczenia Irena zorientowała się, że powiedziała za dużo. I że powinna się z tego wykręcić, znaleźć jakąś wymówkę – nie bacząc na swą spóźnioną reakcję.