123975.fb2 Ka?? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 47

Ka?? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 47

Biedny sweter.

„A czy nie była to pani, ciociu Ireno?"

Wtedy, w domu, nie miała czasu – ani potrzeby – przetrząsać szafy w poszukiwaniu zaginionych ubrań.

– Jego spalałam – odparła niechętnie kobieta. – chciałam... A potem... niepotrzebne łachmany...

Trzeba się zastanowić. Trzeba położyć się na kanapie, przykryć kocem i niech wszyscy oni idą do diabła.

– Proszę to wyłączyć!!

Podskakiwał na ziemi czarny, gumowy szlauch. Ekran zamigotał i zgasł.

– Przepraszam, Ireno. Ale sama...

Przełknęła gorzką ślinę.

– Co to było?

– Materiały operacyjne... Nieoficjalne, prywatne śledztwo. Mam takie możliwości.

– Czyją... to naprawdę ona? Toczy się w jej sprawie śledztwo?

– Zwróć uwagę na datę, Ireno... Minął już prawie miesiąc.

– Już po rozprawie?!

– Nie było procesu.

Irena milczała, do bólu zaciskając palce.

– Ona nikogo już nie zabije, Ireno. Czy to ci nie wystarczy?

– Dlaczego... byłam... sądzona? A ona nie?!

Semirol znów przeszedł przez pokój. Przewinął kasetę, wyjął z magnetowidu i starannie odłożył na miejsce.

– Dlatego, że już w godzinę po tym nagraniu ta kobieta... – Irena odniosła wrażenie, że Semirol się zawahał – odebrała sobie życie.

Spotkali się wzrokiem.

– Ireno... Pociąg już odjechał. Nie możesz się zrehabilitować. Ale ta maniaczka też już nie żyje. To wszystko.

Milczała. Przyglądała się swym paznokciom i każdy z nich wydawał jej się obojętną, różową twarzą.

* * *

Pewnego ranka Andrzej wstał z łóżka rozpromieniony jak choinkowa ozdoba.

– Przyśnił mi się temat! Dla ciebie! Zdobędziesz „Wulkan", bez wysiłku, i praca zajmie ci tylko godzinę; ależ to jest temat!

– Jaki? – zapytała.

W narzuconym na gołe ciało szlafroku, ze śladem od poduszki na policzku i pełnym natchnienia błyskiem w oku, Andrzej roztaczał zapach dopiero co obudzonego mężczyzny, specyficzny, naturalny zapach z nutką świeżości i wody kolońskiej.

– Posłuchaj... Wyobraź sobie – tłusta ryba przygląda się z głębi wody, z dna, jak na cienkim lodzie dwoje ludzi uprawia seks – a lód jest naprawdę cieniutki. Jak delikatna skóra. Ugina się pod każdym ich ruchem. Ryba widzi to spod spodu i niczego nie może zrozumieć, chociaż lód jest prawie przezroczysty... Drży. Jak żywe lustro. Jak migotliwe ścianki kieliszka. Jak miękkie, szklane prześcieradło... Zakochani dochodzą do ekstazy, lód pęka – przecież jest zbyt cienki – i oboje wpadają do wody, nie przestając uprawiać miłości.

Andrzej zrobił efektowną pauzę.

– I na czym polega ów temat?

– Wystarczy ci dziesięć minut? Żeby to skojarzyć?

Milczała przez chwilę. Westchnęła.

– Trzeba przyznać, że masz ciekawe sny... Na obiad przygotuję rybę. I wiesz, może wcześniej położymy się dziś spać.

Andrzej poszedł do pracy obrażony.

* * *

Nie mogła zebrać rozbieganych myśli. Czekała na noc, by metodycznie wszystko przeanalizować – jednak nie dali jej spokojnie doczekać nocy.

Po śniadaniu Semirol znów zaprosił ją do gabinetu; intuicyjnie wyczuła, że nie będzie to przyjemna wizyta i nie pomyliła się.

– Powiedz mi, Ireno... gdzie naprawdę byłaś przez te dziesięć miesięcy?

Nie wytrzymała i usiadła. Przycupnęła na skraju fotela. Semirol z przyjemnością usiadł także.

– Widzisz, Ireno... zebrałem pewne informacje, a mam dość rozległą sieć informatorów... No więc rzeczywiście nikt nie natrafił na twój ślad. Nigdzie. To tak dziwna okoliczność, a ty uparcie ukrywałaś tę informację przed sądem. Czy możesz powiedzieć to mnie?

Muszę się zastanowić, myślała spanikowana Irena. Muszę pomyśleć... Czas...

– To bardzo ważne, Ireno. Nikt oprócz mnie nie pozna twojej tajemnicy... Proszę mówić.

Odruchowo złapała się za tętnicę szyjną.

– Teraz?

– A potrzebujesz czasu, by sobie przypomnieć?

– Ja?

Muszę się zastanowić, muszę się zastanowić, muszę... Semirol skrzywił się boleśnie.

– Ireno... będziesz musiała to zrobić.

– Nie uwierzysz mi – wydusiła z siebie, patrząc na jego niedawno jeszcze wypielęgnowaną, a teraz drapieżną i wysmaganą wiatrem twarz. – Jestem... pisarką... lecz jeśli powiem ci prawdę, na pewno mi nie uwierzysz. Uznasz, że jestem kiepską... blagierką.

Trzeba się zastanowić. Koc do podbródka... Nie. Wampir nie da jej takiej możliwości. Straciła czujność; zapomniała, jak walczy się o życie; sama tego nie podejrzewając, znalazła się na skraju lodowej przepaści i teraz ześlizguje się z niej, próbując się utrzymać.

– Nie uwierzysz mi – rzekła z żałosnym uśmiechem.