123975.fb2
Trosz wydał z siebie głośne westchnienie.
– Nick już od dawna wie... że jestem nieobliczalny. Powie Janowi... Tak będzie lepiej. Tylko na początku strasznie... Bo widziałem tych... których przyprowadzał żywych, a potem ich spalaliśmy. To, co z nich pozostawało... Ale ja się nie boję. Stanę przed Stwórcą... nawet jeśli nie do końca odkupiłem... lecz krwi oddałem więcej, niż wylało się z jej ciała... i jego ciała. Z nich obojga. I Jan zbierze całą krew, którą mam w żyłach. Do ostatniej kropelki... I w końcu dowiem się...
Zamilkł, lecz Irena i tak dobrze wiedziała, czego chce dowiedzieć się biedny chłopak. I mimowolnie wyobraziła sobie Andrzeja Kromara rozwalonego w biurowym fotelu, z kuflem piwa w ręce, i tego oto Trosza, który stoi przed nim bez ruchu, czekając na swe pośmiertne przeznaczenie.
To ciekawe. Czy Andrzej zmodelował też ich dusze?
– Troniu – zawołała z ciemności Elza. Jej głos był znużony i zły. – Chodź już.
– Powiem Nickowi, żeby o niczym Janowi nie wspominał – rzekła szybko Irena.
Trosz, oddalając się, pokręcił głową.
– Nie trzeba.
– To nie pani sprawa... Do licha, jeśli Jan dowie się, że jest pani wtajemniczona i się wtrąca – zabije mnie.
– Czy to prawda, że Troszowi grozi...
– Wszystkim nam grozi! Spadająca cegła, pneumonia z obrzękiem płuc, zawał... Od urodzenia grozi nam śmierć, nie jest to jednak powód, by wpadać w histerię.
– Niech pan nie opowiada głupstw, Nick. Wie pan, co mam na myśli.
Nick przeszedł przez pokój. Nie wiedzieć czemu pogładził palcami kobietę na obrazie, opadł na fotel i założył nogę na nogę.
– Wszyscy jesteśmy tu skazani na śmierć, Ireno. Czy to dla pani coś nowego? Spokój, dobre wyżywienie, kontakt z naturą... Wszystko to korzystnie wpływa na długość życia. Natomiast stresy, neurastenia, niepewność jutra – skracają życie, a nasze życie w szczególności. Przecież to elementarna prawidłowość.
– Dobrze. – Irena poczuła przypływ obojętności. – Niech pan będzie spokojny i obcuje z przyrodą. Sama porozmawiam z Semirolem.
Już w drzwiach zauważyła, jak Nick nerwowo poprawił szal na swej szyi. I po raz pierwszy poczuła wątpliwości co do podjętej przez siebie decyzji.
Następnego ranka Irena widziała Trosza tylko przelotnie – jak zwykle wyszedł pobiegać; miarowym krokiem, w skupieniu, rześko; z daleka wyglądał nawet na spokojniejszego niż zwykle. Być może rozmowa z nią, a potem jeszcze współczucie Elzy pomogły mu odzyskać duchową równowagę – jeśli oczywiście wiecznie przybity stan ducha Trosza można tak nazwać.
Ranek spędziła przy pracy – co chwilę wyglądając przez okno, czy nie jedzie samochód.
Terenówka pojawiła się niespodziewanie; zauważyła ją, gdy była już całkiem blisko. Irena zdążyła zdziwić się tylko, dlaczego Sit nie biegnie otwierać bramy.
A potem przypomniała sobie, że Sit leży ze wstrząsem mózgu i Nick nie pozwala mu wstawać.
W drzwiach prawie zderzyła się z Nickiem. Uniknęła jego spojrzenia i dumnie ruszyła przed siebie, w kierunku zawracającej terenówki. Tam, gdzie Semirol, po zeskoczeniu na wydeptany śnieg, szedł zamknąć bramę i na jego pozornie beznamiętnej twarzy już malowało się pytanie...
– Co się stało? Cieszę się, że cię widzę, Ireno... Sądząc po wyrazie twojej twarzy, Nicku, coś...
Semirol zamilkł. I nie patrzył już na Irenę ani na lekarza, lecz za ich plecy i jego twarz zmieniła się do tego stopnia, że Irena musiała policzyć do trzech, zanim zdecydowała się odwrócić.
W drzwiach garażu stał Trosz. Miał w rękach strzelbę myśliwską, której lufa nie była wycelowana w ziemię, lecz w twarze Nicka, Ireny, Semirola... Ręce strzelca dygotały i broń drżała mu w dłoniach.
Nick odciągnął Irenę na bok. Na zawsze zapamiętała jego uchwyt – twardy i bolesny – oraz to, jak w następnej chwili pomiędzy nią a czarną lufą znalazło się żylaste ciało skazanego ginekologa.
– Odsuń się, doktorze – rzekł Trosz niemal bezgłośnie. – Odejdź...
Wciąż zasłaniając sobą Irenę, ciągnąc ją za sobą, Nick przesunął się w bok. Potem jeszcze kawałek.
Semirol się nie ruszał. Teraz lufa wycelowana była w jego brzuch. Z odległości jakichś dziesięciu metrów.
Tylko w filmach morderca i jego ofiara prowadzą między sobą długie dialogi. Trosz milczał. Milczał i – jak zauważyła Irena – próbował powstrzymać drżenie rąk. Utrzymać strzelbę tak, by zabić na pewno.
Pewnie trzeba było powiedzieć coś w rodzaju: „Nie rób tego" albo „Stój".
Irena doskonale zdawała sobie sprawę, że po podobnym okrzyku natychmiast rozlegnie się wystrzał. I będzie to naturalne; znacznie bardziej naturalne niż spokój i harmonia na tej dziwacznej farmie.
– Ty durniu – rzekł Semirol znużonym głosem. – No, dalej. Strzelaj.
I zrobił krok do przodu.
Niewątpliwie podobny wyraz twarzy ma wielokrotnie pobity wyrostek, gdy przyciśnięty do szkolnego ogrodzenia, w końcu postanawia się postawić.
Twarz Trosza się wykrzywiła. Wystrzał wydał się bardzo głośny, niczym grom; góry odpowiedziały echem.
Irena, której twarz wpasowała się w twardą szyję Nicka, widziała, jak Semirol zachwiał się, niczym od uderzenia. I jak na jego kurtce pojawiła się czarna dziurka. Na wysokości ramienia.
Trosz patrzył. Jego oczy zrobiły się zupełnie już ogromne, zasłaniając nawet okulary siniaków.
– Teraz z drugiej lufy – rzekł cicho wampir. I zrobił kolejny krok.
Trosz znowu wystrzelił. Jednak broń drgnęła mu w rękach i Irena wiedziała, że chybi.
Kula trafiła w bok terenówki. Roztrzaskała się szyba – z dźwiękiem rozsypanego grochu.
– To wszystko?
Semirol stał. Krwi nie było – z czarnego otworu w jego kurtce powoli wypełzała czarna i gęsta jak bitumin ciecz.
– Skończyłeś, Trosz?
Chłopak odrzucił strzelbę.
– Stwórca nie żyje. – Irena raczej przeczytała z warg, niż usłyszała to zdanie.
Trosz zaczął biec. Zaczął uciekać przed swą śmiercią, gdyż brama była jeszcze otwarta. Trosz uciekał i było to naturalne – a Irena bala się, że gdy zrozumie swą porażkę, uśmiechnie się i podstawi szyję.
– Gdzie jest Sit? – zapytał Semirol głuchym głosem.
– Nie – odparł ni w pięć, ni w dziewięć Nick, wciąż jeszcze przyciskając do siebie niemal omdlałą Irenę.
Semirol popatrzył za uciekającym Troszem. Przeniósł wzrok na strzelbę i na jego twarzy pojawił się wyraz pełen cierpienia.