123975.fb2
– Pomożesz mi?
Nerwowo przełknęła ślinę.
– Dobrze... Idźmy dalej. Mamy tu górę różnych papierów, wycinki z gazet, czyste kartki, brudnopisy, z których nie można zrozumieć ani słowa... Czy twój były mąż zajmował się szyframi, anagramami albo czymś podobnym?
Irena z przekonaniem pokręciła głową.
– Dobrze... O, właśnie to mnie zainteresowało. Wycinek z gazety „Tajemnice Śledztwa". To takie profesjonalne czasopismo. I artykuł jest dziwny – relacja z jakiegoś głośnego procesu... Ja tego procesu nie pamiętam. Chociaż powinienem. Tu, na rogu strony, widać numer gazety i datę. Mam ten numer w swoim komplecie gazet. Ale nie ma w nim tego artykułu. To bardzo interesujące, prawda?
Sięgnęła po żółtą stronicę. Podniosła do oczu i odsunęła z obrzydzeniem – na fotografii w centrum widniał półnagi trup.
– Nie oglądaj tych okropieństw! Oddaj mi to... A najciekawsze jest to, że nie jest to jedyny taki przypadek. Mam tu masę podobnych wycinków, na większości z nich widnieje data i numer gazety i nie zostały one wydrukowane z komputera, lecz są oryginalne, typograficzne. I ani jednego z nich – ani jednego! – nie znalazłem w swoich kompletach. Może Kromar zajmował się podrabianiem artykułów prasowych, choć nie mam zielonego pojęcia, dlaczego miałby to robić.
– Janie – Irena nerwowo pocierała ręce, przypominając samej sobie muchę na świątecznym obrusie. – A nie było przypadkiem jakichś... fotografii?
Semirol sięgnął do stołu. Wyciągnął z góry papierów standardowe, pocztówkowe zdjęcie.
Tak, czas i miejsce rozpoznała na pierwszy rzut oka.
Park. Ganek drewnianego domu opleciony, zdaje się, bluszczem... Widać też domek ich sąsiada, znanego reżysera. Zdjęcie zostało zrobione kilka dni przed pamiętnym incydentem – reżyser jeszcze nie wiedział, co go czeka.
Zdaje się, że właśnie jego poprosili, by ich sfotografował. Zdjęcie zrobione ręką mistrza kina – Irena i Andrzej stoją objęci, oboje są młodzi, czarujący i zadowoleni z życia.
Irena w milczeniu oddała zdjęcie.
Czekają dziś bezsenna noc. Natomiast teraz jej twarz jest absolutnie obojętna; niekiedy spowolniona reakcja nie jest taka zła.
– Coś jeszcze? – usłyszała własny, spokojny głos. Semirol wzruszył ramionami.
– Tylko te zaszyfrowane zapisy, z którymi nie mogą sobie poradzić nawet profesjonalni kryptolodzy. I kalendarz ścienny sprzed sześciu lat. Albo siedmiu.
– Mogę go zobaczyć?
Kalendarz pachniał kurzem. Niegdyś lśniące kartki były teraz spłowiałe, gdzieniegdzie widać było ślady po filiżankach i tłuste plamy, jak po oleju słonecznikowym.
– Janie... powiedz prawdę. Sądzisz, że postradałam zmysły?
– Myślę, że jesteś genetycznie zdrowym człowiekiem, z drobną, uporczywą manią.
– Podaruj mi ten kalendarz – Irena przyciskała go do piersi i miała na twarzy tak szczęśliwy uśmiech, że istotnie można było ją uznać za obłąkaną.
– Cieszę się, że ci się podoba.
Semirol podszedł, usiadł na oparciu i nagle mocno ją objął. Zastygła ze strachem.
– Stęskniłem się za tobą, Ireno. Ale w pierwszych miesiącach ciąży... sama rozumiesz. Lekarz nie zaleca – i uśmiechnął się.
Gwałtownie poczerwieniałe uszy zdradziły jej zmieszanie.
Jej pokój był zawalony mapami, prasowymi wycinkami i atlasami. Niemal od razu znalazła to, czego szukała; odczuwane przez pierwsze sekundy podniecenie, od którego zakręciło jej się w głowie i zdrętwiały palce, szybko wywietrzało jak tanie perfumy, pozostawiając po sobie zimny pragmatyzm badacza.
Czuła się jak doświadczony preparator. Spokojny niczym boa dusiciel. Czy raczej trup boa dusiciela.
Wybrała mapy o identycznej skali. Pracowała dokładnie i ze skupieniem; aby doprowadzić swój zamysł do końca, wystarczyło jej kilka godzin.
Przestraszyła się dopiero potem; gdy przyjrzała się swemu dziełu.
I komu to można pokazać? Nickowi? Janowi?
Oparła się o parapet. Zwróciła wzrok ku ciemniejącemu, zimowemu niebu.
– Partacz! Mam cię, słyszysz?
Niebo milczało.
Najwidoczniej adwokat rzeczywiście posiadał fenomenalny dar przekonywania. I zapewne jego argumenty były dla Elzy i Sita w pełni przekonywające; w każdym razie na farmie zapanował względny spokój.
Irena unikała zarówno Elzy, jak i Sita. Semirol nie ruszał się z farmy, uważając najwyraźniej, że przywrócenie porządku w gospodarstwie jest jego głównym obowiązkiem.
Irena przyglądała się górom i myślała.
W to, że Andrzej zginął, nie wierzyła od samego początku. Wersja o jego śmierci leżała zakurzona w najgłębszym zakamarku jej podświadomości. Czy to możliwe, że Andrzej, po zainscenizowaniu swej śmierci, wyszedł z modelu w rzeczywistość?
Nie było to zbyt prawdopodobne. Chociaż...
Czy było możliwe, że Andrzejowi nie odpowiadała rola zwykłego mieszkańca modelu? Że po dokonaniu czegoś w rodzaju rytualnego samobójstwa przybrał postać prawdziwego Stwórcy; takiego, którego miejsce jest w niebie?!
Brednie.
Opowiadanie było już prawie gotowe. Irena nie znała tylko zakończenia.
– Całe moje życie jest takie... rozbite... Odrzuca mnie pan z obrzydzenia, tak? – Elza mówiła półgłosem, lecz z szalonym temperamentem. Irena zwolniła kroku, nie chcąc być świadkiem niczyich prywatnych rozmów.
– Dlaczego zawsze tak jest... dobiera się do mnie każdy bydlak, każdy śmierdzący gnój, a dla prawdziwych mężczyzn jestem jakby... brudna... A ja pana kocham, kocham... dlaczego nikt mi nie wierzy?!
Irena się zatrzymała. Drzwi do komórki były uchylone. Irena żywo wyobraziła sobie Elzę klęczącą przed Nickiem. A sekundę później, jak oboje się odwracają, Nick uśmiecha się ze zmieszaniem, a czerwona jak burak Elza ucieka ze łzami w oczach.
Ciekawe, jak Elza trzyma się podczas badań?
Wbrew własnej woli Irena zrobiła jeszcze pół kroku.
Ciasna komórka zastawiona była stertami czystej pościeli. Elza siedziała na podłodze; oprócz niej w pomieszczeniu nikogo nie było.
Była prostytutka wpatrywała się błagalnym wzrokiem w oklejoną kolorowymi zdjęciami ścianę. Ciekawe, do którego z wymuskanych aktorów o śnieżnobiałych zębach skierowane były jej modły?
Irena przemknęła obok komórki niezauważona. Obejrzała się dopiero przy drzwiach swego pokoju. Zatrzymała się zdyszana; jednak nie dlatego, że biegła, lecz z zażenowania. Nawet gdyby zastała Elzę w ramionach Nicka podczas seksualnej ekstazy, nie byłoby jej tak wstyd.