123975.fb2
Ze zdziwieniem rozejrzała się po pokoju. Klucz miała w kieszeni; już od dawna nikt postronny tutaj nie wchodził – na jej prośbę nie wycierano nawet kurzu, wszystko robiła sama.
Wzruszyła ramionami. Zastanowiła się. Podeszła do monitora i położyła na nim dłoń.
Był ciepły.
– Co za bzdury oglądasz?
Oderwała spojrzenie od prowadzącego telewizyjny show mężczyzny, który wykrzykiwał coś i stroił miny na ekranie małego telewizora. Uśmiechnęła się wymuszenie.
– Dlaczego bzdury; to bardzo śmieszne.
– Nie udawaj. Coś cię martwi?
Milczała przez chwilę.
– Martwi mnie to, że bez pozwolenia włamałeś się do mojego komputera i zgrałeś opowiadanie. A może się mylę?
Semirol usiadł obok. Wziął ze stołu pilota i zmusił rozentuzjazmowanego krzykacza, by trochę się uciszył.
– Ireno...
– To nic – wzruszyła ramionami. – Skoro należy do ciebie moje ciało, to co tu mówić o tekście? O jakimś tam pliku?
– Masz zadatki na wielkiego detektywa, Ireno.
– A ty na kiepskiego włamywacza... Ale dlaczego?!
– Musiałem to przeczytać. A ty byś mi nie pozwoliła. Mam rację?
Milczała.
– Zrozum, Ireno... to, że ostatecznie pozostałaś przy życiu... jest w dużym stopniu zasługą właśnie tych opowiadań. Niezależnie, jak dziwnie by to nie brzmiało. A jak ciekawie było spojrzeć na siebie z boku! – uśmiechnął się niespodziewanie.
Ledwie powstrzymała się, by nie splunąć na podłogę; jak marynarz w knajpie.
– Ale to... jest inne. To nie... Poza tym nie jest zakończone!
Semirol westchnął.
– Gdzie spędziłaś te nieszczęsne dziesięć miesięcy, Ireno?
Na ekranie żwawe tancerki wymachiwały smukłymi nogami.
Irenie ich ruchy przypominały maszynę dziewiarską... a może przędzalniczą? Rytmiczne wymachy nieskończonego szpaleru pręcików i haczyków.
– Przeczytałeś już? – zapytała zrezygnowana.
– Tak. Mam jednak nadzieję, że mimo wszystko odróżniasz... fikcję od rzeczywistości?
I po wszystkim, pomyślała Irena ze znużeniem.
– Nie jestem obłąkana. Wierzysz mi?
Milczał.
– Więc proszę iść ze mną! – rzekła i wstała gwałtownie. – Chodźmy, coś ci pokażę!
Włączyła w pokoju całe oświetlenie. Żyrandol, lampkę nocną i stojącą. Zrzuciła ze stołu papiery, które zostały po jej śledztwie, zabrała się za odsuwanie komputera.
– Wykluczone – Semirol odsunął ją z oburzeniem. – Nie możesz dźwigać ciężarów!
Przewróciła oczami.
– Spójrz tutaj, Janie... Proszę. To kalendarz, ten z rzeczy Kromara, widzisz?
– Proszę się uspokoić, Ireno.
– Nie, to ty się uspokój... Te góry, spójrz, poznajesz? Semirol wziął kalendarz do ręki. Uśmiechnął się lekko.
– Tak... Coś podobnego.
– A dlaczego tu napisano: „Kordyliery Południowe"? Przecież mieszkamy w innym miejscu!
Adwokat przyjrzał się uważniej. Wzruszył ramionami.
– I co z tego? Kromar podrabiał artykuły prasowe. Teraz okazuje się, że również kalendarze i mapy.
– Podrabiał kalendarze sprzed siedmiu lat? W porządku... niech mu będzie. Ale mapa?
Irena była podekscytowana. Kartkowała atlas, nie mogąc znaleźć właściwej strony; Semirol jakby od niechcenia położył jej rękę na ramieniu.
– Nie spiesz się.
– Spójrz tutaj... Proszę. To są Kordyliery Południowe. To jest miejsce, które we wszystkich atlasach świata nazywa się właśnie tak... To ten fragment, obrysowany ołówkiem pięciokąt. Widzisz?
– I co z tego? – powoli powtórzył Semirol.
Irena rozłożyła mapy.
– Tu znajdujemy się my... To jest miasto... Tam są jeszcze normalne góry. Tu jeszcze też... stare... zerodowane. Las, łąki, średnia wysokość nad poziomem morza nie przewyższa... nie pamiętam już, ilu metrów, ale nie jest to znów tak wysoko. I nagle – szczyty! Kraina wiecznego śniegu! Wszystkie te obłędne przełęcze, przez które nie da się uciec z farmy... No dobrze, może to być jakaś przyrodnicza anomalia... Ale to! Zobacz tutaj! To ten sam pięciokąt, kropka w kropkę! Fragment Kordylierów przeniesiony w zupełnie inne miejsce! Zdublowany! Wycięłam go nawet z mapy; skala się zgadza... nawet jeśli uwzględnić nieuniknione przekłamania i nieścisłości... przecież są identyczne! Nakładają się na siebie!
Semirol milczał.
Dowód Ireny, przypominający dziecięcą układankę, wyśliznął się z jego nerwowych dłoni i upadł na dywan – oddzielnie atlas z zagiętym rogiem, oddzielnie mapa z wyciętą, prostokątną dziurą i oddzielnie sam pięciokąt, żółto-pomarańczowy od wysokich gór. I jeszcze jedna mapa, cała, z narysowanym konturem, z miejscem, w które bez szkody dla integralności mapy można wkleić fragment Kordylierów Południowych.
Semirol się schylił i dokładnie pozbierał wszystkie części układanki. Wyprostował się i uśmiechnął.