123975.fb2 Ka?? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 64

Ka?? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 64

Gazu, gazu, gazu! Samochód szarpie się, bezskutecznie mieli kołami brudny śnieg. Niezła musi być ta lodowa dziura, skoro unieruchomiła terenówkę Semirola jak jakiś marny samochód osobowy.

– Przebijemy się... Do diabła. Zaraz będziemy, Ireno... Przez otwarte drzwi zawiało chłodem.

Szosa była na wyciągnięcie ręki.

Szpital to nie więzienie. Znajdzie drzwi. Znajdzie okno. Ostatecznie znajdzie jakiś właz... Znajdzie wyjście.

Żeby tylko zdążyć przed zamknięciem sklepu. O której mogą zamykać takie „Świąteczne niespodzianki"?

Do licha, a jaki dziś dzień?! Powszedni? Świąteczny? Zupełnie straciła rachubę czasu.

Szybko zapadał zmrok. Śnieg nie przestawał padać.

Odpięła pasy. Uniosła się w fotelu i przejrzała w lusterku.

Semirol majstrował coś przy tylnych kołach. Boże, jaka wielka dziura... Samochód praktycznie leży na podwoziu...

Semirol powinien mieć jakieś zimowe akcesoria – kolce, łańcuchy...

Samochód drgnął. Potem jeszcze raz, niezłą krzepę ma ten wampir. Chyba nie zamierza wydobyć samochodu gołymi rękami?!

Semirol zatrzasnął bagażnik. Zajrzał przez otwarte drzwi.

– I jak, Ireno?

– Lepiej...

– Możesz nacisnąć pedał gazu? Ostrożnie?

Nie ma pieniędzy; z tym będzie kłopot. Lecz jeśli się postarać... Można złapać taksówkę, a potem oszukać kierowcę. Wyskoczyć bez płacenia. Wątpliwe, by ją gonił...

Najważniejsze, by wydostać się ze szpitala. I żeby Semirol nie dowiedział się o tym od razu.

Ostrożnie przesiadła się na fotel kierowcy.

Ależ dawno nie siedziała za kierownicą... A za kierownicą takiego samochodu nigdy.

– Teraz, Ireno... Powoli...

Naciśnięcie sprzęgła nie było łatwe. Semirol miał długie nogi.

Co powiedzieć lekarzom? Co wymyślić? Jakie podać symptomy?

Ręka odruchowo, niezależnie od jej woli, wrzuciła pierwszy bieg.

Samochód płynnie, lekko, jak po asfalcie, ruszył do przodu... Najwyraźniej Semirol rzeczywiście miał zimowe akcesoria.

Twarda nawierzchnia pod kołami.

Jeszcze trochę.

Drugi bieg.

Jeszcze.

Gazu, gazu, gazu.

Śnieżne błoto chlapnęło na wszystkie strony; jeśli nawet Semirol coś krzyknął, Irena tego nie usłyszała.

Przy szosie stał znak „stop", nogi i ręce zareagowały odruchowo. I bardzo dobrze, bo gdzieś tam, za ścianą śniegu, czekała kontrola drogowa.

Zaraz ją dogoni!

Miała wrażenie, że widzi w tylnym lusterku szybko zbliżającą się postać... Wykrzywioną twarz.

Gazu!!

Samochód pędził po szosie. Prowadziła go przez śnieżną zadymkę, przy zerowej widoczności. Co chwilę ryzykując, że zjedzie na wsteczny pas, uderzy w słupek albo kogoś przejedzie.

To nie ma znaczenia. Model i tak wkrótce się zatrzaśnie.

Naprzód. Naprzód.

* * *

– Proszę pani, niestety zamykamy dziś godzinę wcześniej... Proszę przyjść jutro.

Zbyt dużo czasu straciła, błądząc po ulicach. Raz chciał ją zatrzymać policjant z drogówki, udało jej się jednak uciec. Chciała już porzucić samochód – gdy przez wiatr i śnieg jakimś cudem dostrzegła znajomą witrynę.

– Przykro mi, proszę pani, ale...

Musiała wyglądać dość osobliwie. Nie chodziło o odzież – ubrana była zupełnie przyzwoicie – lecz wyraz twarzy, wzrok...

Zapewne w tego rodzaju „Świątecznych niespodziankach" często pojawiają się różni dewianci.

Ochroniarz był od niej wyższy o głowę. Nie tak łatwo go będzie ominąć.

– Ja tylko na chwilkę – uśmiechnęła się przymilnie.

– Proszę przyjść jutro.

– Ale przecież spóźniłam się tylko kilka sekund... Chcę kupić coś drogiego.

– Kasa jest już zamknięta.

– Bardzo pana proszę...

Ochroniarz się wahał. Irena przypomniała sobie najlepsze chwile swego życia – jak się wtedy uśmiechała i jak od tego uśmiechu miękli najsurowsi profesorowie.

Wziąć się w garść. Wszystko zależy od tego jednego uśmiechu.