123975.fb2 Ka?? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 7

Ka?? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 7

Irena milczała.

* * *

Była wtedy na trzecim roku. I była jedyną mężatką wśród wszystkich dziewcząt.

O samobójstwie koleżanki z grupy, Władki, dowiedziała się w południe. Nie do wiary, szczególnie że jeszcze wczoraj przyszedł od Władki kolejny list – całkowicie spokojny, wesoły i beztroski.

Samolot odlatywał punkt dwunasta, co dwa dni, i był to akurat dzień rejsu. Irena rzuciła się do kasy – biletów na dzisiaj nie było. Żadnych; nie pomógł telegram, który wsuwała w okienko – bileterzy wzdychali współczująco i rozkładali ręce. Wszystkie miejsca są zajęte. Absolutnie wszystkie. Można zarezerwować bilet na pojutrze.

Wtedy zadzwoniła do Andrzeja do pracy. Postępowała tak tylko w sytuacjach, kiedy nie miała innego wyjścia.

„Oddzwoń za pół godziny".

Oddzwoniła.

„Mam. Przywiozę ci bilet prosto na lotnisko. Czekaj tam o szóstej".

Podziw dla niego przyćmił nawet na chwilę szok po tragicznej wiadomości. Popędziła do domu, wrzuciła do torby niezbędne rzeczy i pojechała na lotnisko.

O szóstej odprawa była w szczytowym punkcie.

Irena stała z torbą w jednej ręce, telegramem w drugiej i rozglądała się z niepewnością, szukając w tłumie znajomej, beznamiętnej twarzy.

O wpół do siódmej ogłoszono, że odprawa została zakończona.

O siódmej samolot odleciał.

Stała jeszcze przez jakiś czas, jakby z nadzieją, że samolot zorientuje się i zawróci. Potem powlokła się na przystanek autobusu.

Andrzej był w domu. Siedział przed komputerem i nawet nie zauważył jej powrotu. W oknie monitora pływała złożona, trójwymiarowa konstrukcja – Andrzej w ekstazie obracał ją raz w jedną, raz w drugą stronę; w przedpokoju, pod lustrem samotnie leżał bilet lotniczy na dzisiejszy rejs.

Po jakimś czasie Irena dowiedziała się, że Władka skończyła ze sobą z powodu ciągłych nieporozumień z mężem.

„Nic specjalnego. Po prostu kolejny modelik".

* * *

Wyciągnęła żółwia spod kanapy i położyła go na poduszce pod lampą. Żółw nie wyraził zadowolenia ani dezaprobaty – zakuty w pancerz rycerski pysk pozostawał bezmyślny i beznamiętny.

Na podwórku Sensej kruszył zębami kurze kości; słabo dymiło się ognisko z resztek chrustu.

„Podejmiemy wszelkie środki, by pani... podróż była maksymalnie bezpieczna. Niemal tak bezpieczna jak zjazd z góry na nartach... to znaczy zawsze występuje prawdopodobieństwo jakiegoś niepowodzenia... Uczynimy jednak wszystko, aby wyeliminować taką ewentualność..."

„Zastanowię się" – odpowiadała jak w transie. Chciała wrócić do domu. Potrzebowała samotności.

„Pani zadanie jest niezwykle proste – wejdzie pani w świat... przypuszczalnie dokładnie odpowiada on naszemu, mogą występować jedynie pewne przesunięcia czasowe... Punkt, przez który pani wejdzie, odpowiada miejscu pobytu modelatora. Nawiąże z nim pani kontakt. Jeśli to przedsięwzięcie zakończy się sukcesem... rozumie pani, że wszyscy właśnie na to liczymy... A więc w takim przypadku eksperyment zostanie natychmiast zakończony i powróci pani automatycznie – wraz z modelatorem. Natomiast w przypadku... mamy obowiązek to przewidzieć... jeśli nie znajdzie pani modelatora albo jego stan okaże się nieodwracalny... Wówczas powtórnie skorzysta pani ze swego indywidualnego kanału. Miejsce wejścia wykorzysta pani jako wyjście. Pani zdrowiu nic nie zagraża... Spędzi pani wewnątrz modelu najwyżej kilka godzin, a w czasie realnym krócej niż pół godziny..."

„Muszę się zastanowić".

Dzieci sąsiadów ganiały za piłką pośrodku opustoszałej drogi. Żona sąsiada próbowała od czasu do czasu zakończyć tę swawolę. Oto piłka przeleciała nad furtką Ireny – za nią lękliwie zajrzał obszarpany, szczupły wyrostek, Walka, starszy syn sąsiadów.

– Sensej, siad! – rzekła Irena do zjeżonego psa.

Walek nabrał śmiałości. Przeskoczył przez płot, przymilnie uśmiechnął się do Ireny i gdy już wydostał się na zewnątrz, pokazał Sensejowi długi, kpiący język.

– Eee...

Przejechał, rozpaczliwie trąbiąc na piłkarzy, czyjś samochód. Żona sąsiada wyskoczyła na ulicę i od gróźb przeszła do czynów. Chłopcy zaczęli się wydzierać.

Irena pogrzebała w żarze ogniska.

Gdyby zdecydowała się na dziecko z tym szaleńcem... Nie. To znaczy oczywiście, malec biegałby i przełaził przez płoty wraz z innymi urwisami – jednak wówczas byłaby związana z Kromarem czymś znacznie poważniejszym niż tylko wspomnienia.

Z których połowę dobrze by było na zawsze zapomnieć.

„Ireno... Nie mówię o nagrodzie, którą otrzyma pani od Komitetu. Apeluję jedynie do pani wielkoduszności. Jest pani przecież szlachetną osobą. Niepowodzenie eksperymentu doprowadzi do... ucierpią niestety niewinni ludzie. Mamy ostatnią szansę..."

„Muszę się zastanowić".

„I jaka inspiracja dla twórczości!... Podpisała pani zobowiązanie do zachowania tajemnicy... Ale po twórczych przeróbkach... mogłaby pani napisać powieść fantastycznonaukową. Ustalając fabułę z Radą... Mamy kanały umożliwiające szybkie wydanie, marketing i kolportaż... byłby to przełom w pani karierze pisarskiej... Nie wspominając już o niezapomnianych doświadczeniach... Proszę sobie wyobrazić, że proponujemy pani lot w kosmos. Czy odmówiłaby pani?!"

Wróciła do domu. Położyła się na kanapie i naciągnęła koc do samego podbródka.

Pod stołem chaotyczną stertą leżał wydruk jej niedokończonej, napisanej w sześćdziesięciu procentach powieści, która nagle stała się nieistotna, pozbawiona perspektyw.

A czego jej tak naprawdę potrzeba? By ją rozpoznawano na ulicy? Żeby jej nazwisko stało się hasłem? Żeby choć raz w życiu otrzymać Srebrny Wulkan w kategorii „noweli"?

Poszukała wzrokiem żółwia. Nie znalazła i ze znużeniem założyła ręce za głowę.

Chciała tylko mieć powód do dumy. I pragnęła, by przyznano jej do niej prawo.

Skrzywiła się.

Już od dwóch tygodni nie zabierała się do pracy. I nazywała to „odpoczynkiem".

W jakim celu Andrzej wysłał jej tę widokówkę? Zwłaszcza że już od pięciu lat byli dla siebie martwi?

Otwierając łapą niezamknięte drzwi, wszedł do środka milczący Sensej. Położył pysk na brzegu koca i wlepił w Irenę pytające spojrzenie.

– Zobaczymy – rzekła szeptem. – Muszę się jeszcze zastanowić.

* * *

Ekspertów było pięciu. Wymuskani specjaliści, roztaczający woń wody kolońskiej; po kolei przedstawiono ich Irenie – oczywiście nie zapamiętała ani jednego imienia.

– Zsynchronizujmy zegarki.

Peter Nikołan był zdenerwowany i starał się ukryć emocje. Irenie było go troszkę żal.

– Więc tak. Jest dwunasta trzydzieści cztery; znajdujemy się bezpośrednio przy wejściu do kanału... O dwunastej czterdzieści pięć pani Chmiel wejdzie w przestrzeń modelu. Niestety, nie możemy bezpośrednio monitorować jej poczynań... Jednakże pani Chmiel przeszła odpowiednie szkolenie i jest w stanie wypełnić misję całkowicie samodzielnie.

Peter mówił i mówił, a obserwatorzy w milczeniu przytakiwali.

– Czy zostało przewidziane jakieś wyjście awaryjne? – niedbale zapytał najbardziej wypachniony z nich, reprezentujący, zdaje się, jakiś tajny wydział prezydenckiej administracji. – Jeśli na przykład nasz „kontakt" nie wróci w ustalonym czasie?