123975.fb2 Ka?? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 70

Ka?? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 70

Gapie rozpierzchli się na wszystkie strony. Nawet Irena odchyliła się instynktownie. Nie widziała niczego prócz nabierającej prędkości beczki, ciężkiej i nieuchronnej jak walec drogowy, pędzącej po ulicy na spotkanie płotu lub ściany.

Potem usłyszała krzyk. Pełen takiego przerażenia i rozpaczy, że oblał ją zimny pot, zanim jeszcze dostrzegła krzyczącą kobietę; na drodze beczki znalazło się coś doskonale widoczne gapiom; tłum wydał stłumione westchnienie.

Staruszka w pstrej chuście przysiadła pod murem, by odsapnąć, i teraz nie była w stanie wstać, gdyż z przerażenia odjęło jej władzę w nogach.

Irena zdawała sobie sprawę, że należy zacisnąć powieki. A jeszcze lepiej odskoczyć od okna. Niestety, zdąży to zrobić o sekundę za późno, przez co wszystko to zobaczy i zapamięta – chrzęst miażdżonych kości, zakrwawiona chusta...

Beczka podskoczyła na kamieniu.

Jakiś niewyraźny ruch. Ciemnoczerwony płaszcz na czyichś ramionach, kłąb kurzu, okrzyk... Irena dostrzegła jedynie płaszcz i ręce. Białe ręce, które poderwały staruszkę jak lalkę.

Przez moment wydawało się, że beczka zmiażdży ich oboje. Głupią staruchę i człowieka, który próbował ją uratować – jeszcze większego durnia.

A Irena nie zdążyła zacisnąć oczu.

Beczka gruchnęła w ścianę domu.

Zajazd drgnął. Od uderzenia beczka w końcu się roztrzaskała i na ulicy rozlała się kałuża gęstego wina. Nikt jednak nie zwrócił na tę katastrofę najmniejszej uwagi. Kobieta, która krzyczała, przepychała się przez tłum. Przycisnęła do piersi całą i zdrową staruszkę, wtulając twarz w kolorową chustę.

Wysoki, jasnowłosy mężczyzna na moment się odwrócił. Irena zdążyła dostrzec skoncentrowaną, arystokratycznie bladą i niespodziewanie młodą twarz.

Po chwili w tłumie nie było już żadnych arystokratów. Sklepikarz biadolił nad zniszczoną beczką, oszalały pies chciwie chłeptał darmowe wino, przyłączył się do niego jeden z gapiów. Pstra chusta płynęła przez tłum – staruszka szła wsparta na szlochającej córce i chyba nawet mamrotała jej jakieś słowa otuchy.

Irenie przypomniał się malec, którego sama uratowała przed wpadnięciem do studni.

Co prawda ocalić człowieka przed rozpędzoną beczką jest znacznie trudniej, niż w porę wyciągnąć rękę. Jasnowłosy arystokrata, który znalazł się we właściwym miejscu w odpowiednim czasie, mógł zostać po prostu zmiażdżony.

Irena westchnęła. Położyła się na łóżku i nakryła kocem. Wystarczy. Już dość na dzisiaj rodzajowych scenek. I bez tego przychodzą jej do głowy wszelakie bzdury.

* * *

Semirol wrócił po południu; milczący i strapiony. Swą elegancką koszulę, która już dwa dni wcześniej była nie pierwszej świeżości, zmienił na inną – romantyczną, z białego, grubego materiału. Oprócz tego Semirola wyraźnie irytowały krótkie, aksamitne spodnie i pantofle ze sprzączkami założone na bose stopy.

– Do tych spodni przysługują też skarpety... – oznajmiła Irena.

Semirol się skrzywił.

– Mam nadzieję, że nie ścisnęłaś się zbyt mocno gorsetem? Nałożyłaś go w ogóle?

Irena pogłaskała się po brzuchu. – Jak można...

Jej talia wyraźnie się poszerzyła. Ostatnimi czasy nie budziło to żadnych wątpliwości.

Semirol nie odpowiedział.

* * *

Obiad jedli na dole, w karczmie. Flaków Irena nie ruszyła, za to do czysta ogryzła kurze udko. Semirol zamówił wino i sam wypił prawie cały dzban.

– Co, upijamy się, Janie?

– Musimy porozmawiać, Ireno.

W milczeniu wrócili do pokoju; Irena dostrzegła ciekawskie spojrzenia karczmarza i gości. Semirol zamknął zasuwę, otworzył okno, wpuszczając do pokoju gwar z ulicy, i usiadł na kozetce z dwoma wymyślnymi podłokietnikami.

– Miałaś rację, Ireno. Z tym tak zwanym modelem jest coś ewidentnie nie tak.

Położyła się na łóżku. Rozciągnęła obolałe plecy. Niezły początek...

– Schodziłem całe miasto... i moje pierwsze wrażenie jest... hm. Po pierwsze, wygląda na to, że nie ma tu stróżów prawa ani wymiaru sprawiedliwości.

Irena westchnęła z ulgą. Bijące prosto w twarz promienie latarek, oślepiające, zbijające z tropu... Tu policja, proszę podnieść ręce i nie stawiać oporu...

Więzienne udręki nie minęły bez śladu. Od samego początku nie opuszczało jej podświadome poczucie niebezpieczeństwa: wpadną tu z halabardami, oskarżą o jakieś absurdalne przewinienia i oddadzą w ręce kata.

– To wspaniale, Janie. Nie ma sądów, nie ma więc też niesprawiedliwych wyroków... Chyba że zamierzasz zrobić tu karierę jako adwokat.

Semirol rzucił jej dziwne spojrzenie. Odwrócił wzrok.

– Mam nadzieję – rzekła z niepokojem – że nie ma tu też niczego... w rodzaju inkwizycji? I nie zostaniemy oskarżeni o herezję, czary czy... coś w tym rodzaju?

– Dlaczego wszystkiego się boisz? – zapytał Semirol ze znużeniem w głosie. – O nic nas nie oskarżą... Wydaje się, że panują tu dość liberalne obyczaje. Ludzie nie są agresywni. Miastem rządzi hercog, tak zwany „Wysoki Dach". Wiele mówi się o jakichś Interpretatorach.

– Interpretatorach snów? Wizji? Czy to jacyś przepowiadacze przyszłości? Religia? Sekta?

Semirol wzruszył ramionami.

– Interpretatorach Objawienia... Najwyraźniej jest to rzeczywiście jakaś religia. Tylko dlaczego przejawia się w tak dziwnej formie... Hm. Tylko ty możesz wiedzieć, po co Andrzej Kromar stworzył tego rodzaju... model.

– Nie mam pojęcia – przyznała otwarcie.

– Masz. Możesz się domyślić. Tylko się dobrze zastanów. Na przykład ta... rzeczywistość, w której się spotkaliśmy. Czym różni się od twojej rodzimej... od wyjściowej rzeczywistości?

Semirol robił częste pauzy, dobierając neutralne określenia. Irena przypomniała sobie, jak w podobnej sytuacji jąkał się Peter.

– Twój model charakteryzuje się obłąkanym prawodawstwem – odparła bez zastanowienia. – To od razu rzuca się w oczy i jest jasne jak słońce... Chorobliwie rozrośnięty wymiar sprawiedliwości i aparat śledczy. Nadzwyczaj okrutne wyroki... I przy tym dzika przestępczość. Irracjonalna, maniakalna...

Semirol przyglądał się jej z niedowierzaniem. Jakby Irena wyciągnęła na jego oczach królika z gorsetu.

– A może się mylę? Może te wszystkie zabójczynie... Semirol zamrugał oczami.

– A gdzie widziałaś te... nadzwyczaj okrutne wyroki, Ireno?

Zakrztusiła się.

– W przypadku tylu wyroków śmierci? Może uważasz także, że oddawanie skazańców w ręce wampira jest bardzo... humanitarne?

Semirol nie odpowiedział. Z ulicy dobiegał ogłuszający łoskot drewnianych kół.

– Widzisz, Ireno... Istnieją prace wybitnych kryminologów... Szkoda, że nie mamy do nich dostępu. Uzyskałabyś odpowiedzi... komentarze na temat irracjonalnych przestępstw, surowych wyroków, sposobów ich wykonania... Przecież wyroki za wyjątkowo okrutne przestępstwa powinny być zróżnicowane. Aby każda kanalia, proszę mi wybaczyć, Ireno, aby przestępca skazany na karę śmierci miał mimo wszystko coś do stracenia... i aby kara była rzeczywiście nieodwracalna.

Irena westchnęła.