123975.fb2 Ka?? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 91

Ka?? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 91

Cisza. Piasek przestał się osypywać; nie było słychać wiatru, kroków ani szelestu wijących się pod ziemią korzeni.

– Myślałem o Nicku, Sicie i Elzie... Jeśli nie wrócę... będzie po nich.

Irena sceptyczne wzruszyła ramionami. Jej z kolei wydawało się, że uwalniając się od wampira, byli skazańcy zaczną żyć pełną parą.

– Zdajesz sobie przecież sprawę, że nie mogą żyć w społeczeństwie. Zostaną złapani... Prędzej czy później wpadną... ja zostanę uznany za niegodziwca, a egzekucja i tak się odbędzie. Niestety, tak to wygląda.

– A co z prawem zerwanej szubienicy?

– O czym mówisz?

– Jeśli lina przypadkowo się zerwie i skazaniec pozostanie przy życiu – zostaje ułaskawiony.

– Nie istnieje takie prawo – odparł Semirol po chwili milczenia.

– To u was go nie ma – Irena ze znużeniem oparła się o omszałą ścianę. – Gdyż Andrzej zbyt się postarał... w swoim dążeniu do nieprzekupności.

– Dlaczego jeszcze nie zwariowałem? – rzekł Semirol sam do siebie.

Cisza. Czarna cisza przestronnej mogiły.

– Boję się, Janie.

– Myśl o dziecku. Nie potrzebujesz negatywnych emocji.

– A jeśli jesteśmy zasypani i...

Na ściany jaskini padł oddalony blask latarni. Wracał Rek.

* * *

– Zawaliło się jakieś dziesięć metrów korytarza. Nie mam pojęcia, co mogli tam podłożyć...

– Damy radę się przekopać? – zapytał rzeczowo Semirol.

Rycerz uśmiechnął się krzywo.

– W kilka miesięcy na pewno się wyrobimy... Mając oczywiście szufle zamiast dłoni.

Latarnię postawił na ziemi – jednak broni nie wypuścił, co Irena zauważyła z nieprzyjemnym przeczuciem.

– A dokąd mamy się spieszyć? – zapytał Semirol wesołym tonem. – Wodę mamy, strumyk jest co prawda wyjątkowo błotnisty, ale za to ekologicznie czysty... Grzyby są jadalne. Inna sprawa, że pani Chmiel potrzebuje w swym stanie witamin, mięsa, warzyw, mleka, światła słonecznego, higienicznych zabiegów, pozytywnych emocji...

– Odsuń się od niej – rzekł Rek głuchym głosem.

– Co? – Semirol udał, że nie dosłyszał.

– Odsuń się od niej, wampirze... – Palce rycerza kurczowo zacisnęły się na cepie. – Odsuń się od tej kobiety!

– Co mówisz? – Semirol błazeńsko przystawił dłoń do ucha.

– Pewnie sądzisz, że umrzesz jako ostatni, wampirze. – W świetle latarni błysnęły wyszczerzone zęby Reka. – Nie dam ci takiej szansy. Zginiesz jako pierwszy, krwiopijco!

Cep zaczął się obracać i nagle zniknął. Przemienił w rozmazany w ciemności krąg. Pozostał tylko świst przecinanego powietrza i lodowate spojrzenie bezinteresownego rycerza.

– Reku! – krzyknęła Irena bezsilnie.

Semirol się uśmiechał.

– Do licha, Ireno, skąd go... nieważne. Będzie się pan musiał schylić, młodzieńcze, gdyż w tej chwili nie jestem w stanie wstać, nawet podpierając się kosturem... Niech pan wali, rycerzu. Nie będę się bronił.

Irena domyślała się, że Semirol blefuje; choć bardzo przy tym ryzykuje. Nie miał pojęcia, czym bezinteresowny rycerz różni się od swych schematycznych, książkowych współbraci. Bezinteresowni bywają niekiedy naprawdę podli i czynią prawdziwe zło – po prostu dla zasady. Czy Rek zdobędzie się na szlachetny czyn względem okulałego wampira?!

Nie zrobi tego. Irena pojęła to, widząc fanatycznie wygięte brwi.

– Reku, przestań!!

Zerknął na nią zmrużonymi oczami. Nie bał się zabić. Nie chciał jednak urazić swej towarzyszki. Nie chciał zabijać w jej obecności.

Cep zwolnił.

– Pani Ireno... Pani Chmiel. Nie wiem, co łączy panią z tą istotą... Jesteśmy jednak w pułapce. A ten potwór może przeżyć jeszcze bardzo długo, żywiąc się naszą krwią i...

Irena wstrzymała oddech.

– Niech pan go zostawi, Reku... To ojciec mojego dziecka.

* * *

Wilgoć wdzierała się pod ubranie. Doktor Nick pewnie by zemdlał, gdyby zobaczył, w jakich warunkach spędza czas jego podopieczna.

– Masz ochotę na grzyba, Ireno?

– Dziękuję. Nie jestem głodna.

Ciemność. Posępny rycerz. Rek wziął latarnię i poszedł na zwiady – prawdopodobnie nie stracił jeszcze wiary. I dopóki błądzi po jaskini, Irena ma jeszcze promyk nadziei, że zaraz znajdzie drogę, powróci, w milczeniu weźmie ją za rękę i wyprowadzi na światło dzienne.

A może wyjdzie sam? Zostawiając ich – wampira i jego kobietę – by w nieskończoność dotrzymywali sobie towarzystwa?!

– Albo weźmy tych bezinteresownych – Semirol półleżał, oparty ramieniem o omszały kamień. – Spośród wszystkich innych praw natury... gdyż Objawienie jest jedynie prawem natury... umieli wyodrębnić to, które jest „niemoralne". I nauczyli sieje obchodzić... Kto jednak nauczył ich odróżniać tak zwane dobro od tak zwanego zła? I skąd ta ich pewność, że nienagrodzone dobro jest bardziej szlachetne...? A właśnie, co cię łączy z tym młodzieńcem, Ireno?

Miała wrażenie, że adwokat lekko się uśmiecha. W każdym razie jego głos drgnął ironicznie w absolutnej dla Ireny ciemności.

– To wielbiciel mojej twórczości – odparła znużonym tonem. – Moje wczesne opowiadania... wpłynęły na jego życiowe decyzje. Żaden laureat Srebrnego Wulkanu nie może poszczycić się podobnym osiągnięciem.

Semirol mruknął z sarkazmem.

– Nie ma się z czego śmiać, Janie... Poza tym ten młodzieniec, jak raczyłeś go nazwać, kilkakrotnie mnie uratował, być może nawet od śmierci.

– Czy Objawienie go za to wynagrodziło, czy może przeciwnie, ukarało?

Irena poczuła się niepewnie. Semirol doskonale widzi jej twarz, podczas gdy ona wpatruje się w ciemność.