124090.fb2
Moja biedna głowa podskakiwała na zdrętwiałej szyi. Koła lśniącego lincolna doktora Breeda znowu wpadły w szyny tramwajowe.
Spytałem doktora, ile osób spieszy na ósmą rano do pracy w zakładach General Forge and Foundry, i dowiedziałem się, że trzydzieści tysięcy.
Na każdym skrzyżowaniu stali policjanci w żółtych pelerynach, ruchami dłoni w białych rękawiczkach przecząc światłom ulicznym.
A światła, połyskujące w deszczu jak jaskrawe zjawy, kontynuowały swoją bezsensowną błazenadę, udając, że nadal kierują lawiną pojazdów. Zielone oznaczało wolną drogę. Czerwone — stop. Żółte oznaczało ostrzeżenie.
Doktor Breed opowiedział mi, jak doktor Hoenikker, wówczas jeszcze bardzo młody człowiek, pewnego ranka wysiadł z samochodu, pozostawiając go na środku jezdni.
— Policja, szukając przyczyny zatoru — mówił — znalazła w samym środku piekła auto Feliksa z włączonym silnikiem, z palącym się cygarem w popielniczce i świeżymi kwiatami w wazonach.
— Jak to w wazonach?
— Feliks miał marmona wielkości sporej lokomotywy. Między oknami były tam umocowane kryształowe wazoniki i jego żona co rano wstawiała do nich świeże kwiaty. I właśnie ten samochód tkwił na środku jezdni.
— Jak “Marie Celeste” — wtrąciłem.
— Policja odholowała samochód. Wiedzieli, kto jest jego właścicielem, więc zadzwonili do Feliksa i bardzo uprzejmie poinformowali go, gdzie może odebrać swoje auto. I wtedy Feliks odpowiedział, że mogą je sobie wziąć, bo jemu nie będzie już potrzebne.
— I co, wzięli sobie?
— Nie. Zadzwonili do żony i ona przyjechała i odebrała samochód.
— A jak miała na imię jego żona?
— Emily. — Doktor Breed zwilżył językiem wargi, spojrzenie mu się zamgliło i jeszcze raz powtórzył imię dawno już nieżyjącej kobiety — Emily.
— Czy sądzi pan, że mogę wykorzystać tę historię z samochodem w swojej książce? — spytałem.
— Pod warunkiem, że nie wspomni pan, czym się skończyła.
— Nie rozumiem.
— Emily nie była przyzwyczajona do prowadzenia marmona. W drodze do domu miała groźny wypadek, w którym doznała złamania miednicy…
Staliśmy właśnie przed skrzyżowaniem. Doktor Breed przymknął oczy i zacisnął dłonie na kierownicy.
— Dlatego właśnie umarła przy porodzie małego Newta.