124117.fb2
Niestety! Nawet gdyby orbitalna baza mogła mieć okno, nie sposób wyrzucić czegoś, czego nie ma.
— Black, proszę cię — ojciec podniósł głos. — Dość już żartów. Nie przeszkadzajmy profesorowi. Proszę… — zakończył trochę bezradnie.
Ale grubas, nazwany Blackiem, okazał się nieubłagany.
— Człowiek, który zjadł dwa kotlety, cztery całe ananasy i trzy porcje lodów, podbił moje serce raz na zawsze — oświadczył z mocą. — Tam gdzie ja jestem, jemu wszystko wolno.
Pod sufitem zawisł straszliwy potwór, zrodzony, jak łatwo było zgadnąć, w wyobraźni łaknącego zemsty profesora Fufuryi. Przypominał monstrualnego pająka z mackami jak u ośmiornicy, miotaczami zamiast oczu i zębatymi kleszczami przy żuchwach.
— Weź trochę galaretki — poradził mu przytomnie Baś. Z bezgranicznym zachwytem obserwował, jak okropne ramię posłusznie sięga do salaterki i wraca oblepione apetyczną słodką substancją. Łysy chemik zachichotał.
— Wyobraźnia starego profesora nie wygra z fantazją dziecka! — triumfował. — A gdyby tak prawdziwy kosmiczny potwór przyszedł do nas na obiad? Co? Ha?
— Black, proszę cię — powtarzał bez przekonania doktor Olcha.
Profesor Fufurya wypowiedział kilka wyrazów, których próżno byłoby szukać w jakimkolwiek słowniku. W tej samej chwili Radek poczuł, że coś dotknęło jego pleców.
— Nie! — wydał cichy, ale przejmujący okrzyk.
— Precz!!! — grawitonik po chwilowej niedyspozycji odzyskał zdolność mowy.
— Baś, śmiało!
— Black, proszę cię.
— Nie — powtórzył szeptem Radek.
Upewniwszy się, że potwór nie zlazł ze ściany, zerknął do tyłu. Ujrzał zdumione oblicze profesora O,Cla-hy, a za nim pobladłą twarzyczkę Anik. Musieli przyjść już-chwilę temu, ale nikt tego nie zauważył:
I nic dziwnego. Gdyby w jadalni pojawił się teraz żywy wieloryb, najprawdopodobniej nikt nie spojrzałby nawet w jego stronę.
— Co się tutaj dzieje? — zabrzmiał za plecami Radka cichy i drżący dziewczęcy głosik.
— Nicnicnic! — zapewnił po swojemu matematyk, po czym zawołał rozkazującym tonem: — Zabraćten-stół! Zabraćtozwierzę!
— Mój! Potwór! Precz! — odpowiedział z. pasją Fufurya.
— Dobrze, że przyszedłeś, Sean — odetchnął z ulgą doktor Olcha. — Pomóż mi zrobić tutaj porządek.
— Precz!!! — zaryczał znów grawitonik.
— Takpreczpreczprecz! — zgodził się O’Claha. — PotwóriżarcieiwTzeszczącychudzielec!;Iżebymibyło-cicho!!!
Po tym wyrecytowanym w szalonym tempie żądaniu zapadło głębokie milczenie.
Radek odwrócił się i spojrzał na Anik. Dziewczyna szeroko otwartymi, niebieskimi oczami wpatrywała się w ucztujące na ścianie monstrum, uniósłszy obie ręce w górę, jakby chciała się zasłonić przed niespodziewanym atakiem potwora. Jej warkocz przesunął się do przodu i lśnił jak najczystsze złoto. Wyglądała prześlicznie.
— Co?! Kto?! — wykrztusił wreszcie profesor Fufurya.
Był tak zdziwiony zuchwałą interwencją O,Clahy, że na chwilę zapomniał nawet o swoim gniewie.
— Terazlepiej — rzekł z zadowoleniem matematyk. — Tylkozabraćjeszczetoześciany. Straszydzieci!
— Sam! Straszysz! — zagrzmiał „chudzielec”, o-trząsnąwszy się z osłupienia. — Kto?!
— Profesor Sean O’Claha, profesor Mig Fufuyra — dokonał wzajemnej prezentacji doktor Olcha. Radkowi wydawało się, że mówiąc to ojciec mrugnął na' niego porozumiewawczo, i w tym momencie uprzytomnił sobie, że oto jest świadkiem oczekiwanej Wielkiej Chwili, czyli spotkania obu tak niecodziennie mówiących uczonych. Odruchowo wyprostował się i nadstawił uszu. Spotkało go jednak rozczarowanie.
— Ontakzawsze? — spytał z niekłamanym zaciekawieniem O’Claha, celując palcem w pierś wielkiego grawitonika. — Siwychudyjakczaplaadrzesiężekosmos-trzeszczy. Inawetsięnieuczesze — dodał od niechcenia:
Człowiek-wąż zadygotał z oburzenia, ale zanim zdołał wyrzucić z siebie choć jedno słowo, twarz jego nowego prześladowcy rozciągnęła się w pojednawczym' uśmiechu.
— Ja podobno mówię trochę za szybko, za dużo i za głośno — powiedział niespodziewanie wyraźnie O’Claha — a ty zwykłeś posługiwać się szczekaniem. Przyznasz sam, że na dłuższą metę byłoby to nie do wytrzymania. Proponuję więc układ. Ilekroć znajdziemy się razem, będziemy mówić cicho i spokojnie. O — tak — właś — nie — zademonstrował.
Grawitonik chwilę jeszcze mierzył intruza morderczym wzrokiem, po czym nagle oklapł. Twarz mu złagodniała.
— Zgadzam się ze względu na dzieci — rzekł ponuro. — Ale tylko wtedy, kiedy będziemy obaj w tym samym miejscu — zastrzegł się przezornie.
— Proszę bardzo — przystał O’Claha. — A teraz usuńcie wreszcie te frykasy i potwory, bo zrobiło się późno. Nasi młodzi towarzysze powinni iść spać.
Profesor Fufurya wygiął się i bez trudu dosięgną! palcami ściany. Jadalnia natychmiast zszarzała i jakby zmalała.
— Popsuli nam zabawę — westchnął z żalem łysy grubas. — Nigdy bym nie uwierzył, że znajdzie się ktoś, kto tak łatwo poskromi naszego zacnego Miga.
„Zacny Mig”, usłyszawszy to, wyciągnął się pod sufit i już miał zamiar zaryczeć, kiedy przypomniał sobie o zawartym przed chwilą porozumieniu.
— Poczekaj, aż wyjdzie O’Claha — mruknął obiecująco.
— My się chyba nie znamy — poskromiciel profesora Fufuryi podszedł do nowego przyjaciela Basia. — Sean O’Claha. Dzień dobry.
— Nazywam się Black Rondell — grubas uścisnął dłoń rozbitka z K-1. — Jestem chemikiem, ale poza tym lubię dobrze gotować i dobrze zjeść. Całe lata czekałem, żeby spotkać bratnią duszę wśród tego stada zasuszonych naukowców opętanych kosmosem.
— Sam jesteś opętany kosmosem — zaśmiał się doktor Olcha, który znał łysego chemika od wielu lat. — Inaczej nie siedziałbyś tutaj, tylko gospodarował w zacisznej restauracyjce gdzieś na wyspach Pacyfiku i przyjmował smakoszy z całego świata…
— Z twoim synem, z twoim synem — wtrącił pośpiesznie Rondell.
— Ja też bardzo pana lubię —wyznał z całą powagą Baś.
Gruby chemik pogładził go czule po głowie, po czym spojrzał ciekawie na Anik.
— A kim jest to bóstwo? — zagadnął z uśmiechem.
— To jest właśnie nasz miły gość — odpowiedział serdecznie Michał Olcha — przyjaciółka Patt i córka Piotra Jardin. Miała dzisiaj ciężki dzień. Powinna wreszcie odpocząć. Musimy o nią dbać, inaczej Piotr zmyje nam głowy, kiedy wróci.
Anik spuściła głowę.
— Tatuś… — szepnęła takim głosem, że Radek natychmiast zapomniał o cudownych ścianach, potworach, gadatliwych profesorach i o całym świecie.