124117.fb2
— Nie wiem. Musimy jej poszukać. Jaksądzisz, czy tu jest powietrze?
Nastała cisza. Powietrze… Pewnie, skoro rakieta straciła oparcie i runęła na ziemię, w jej pancerzu mogły powstać szczeliny. W takim razie byliby zdani wyłącznie na skromne zapasy tlenu w butlach. A Anik? Czy zdążyła włożyć kask?
— Chodźmy szybko! — zawołał, na próżno usiłując przebić wzrokiem otaczające go ciemności.
Kabina pilotów nie była duża. ”Dojdę do przeciwległej ściany — myślał gorączkowo Radek — wrócę… w końcu muszę ją znaleźć”.
Zanim jednak zdążył przystąpić do realizacji swojego planu, za jego plecami rozległ się drżący z oburzenia głosik:
— Puść mnie! Puść!
Radek krzyknął z radości. Naraz w kabinie zapaliły się wszystkie lampy. W ich świetle ukazała się Anik, bez k a s k u, ale za to w towarzystwie potwora, który przypierał ją do ściany tuż obok przejścia do głównej kabiny. Chłopiec bez zastanowienia rzucił się na ratunek, został jednak powstrzymany łagodnym, ale nieubłaganym chwytem stalowego ramienia.
— Mu-si-wło-żyć-kask — rzekł potwór charakterystycznym głosem uniwersalnego automatu pomocniczego. — Ma-my-a-wa-rię — wyjaśnił.
Awarię! Dobre sobie!
— Zostaw ją! — zawołał nie panując nad sobą. — Ona sama włoży kask.
— Mam-o-bo-wią-zek-do-pil-no-wać.
— Bądź taki dobry i podaj jej kask — rzekł grzecznie Nik zbliżając się do osobliwej grupki. Automat tym razem usłuchał bez sprzeciwu.
— Tak się bałem… — szepnął bezwiednie Radek, odwracając głowę i szukając czegoś na nieczynnym ekranie. — Mogło nie być powietrza…
— Jest powietrze — rzekł Nik — i jest światło. Z tego wynika, że roboty naprawcze działają normalnie.
Radek poczekał, aż Anik skończy przymocowywać kask do kryzy skafandra, po czym zwrócił się do robota:
— Czy potrafisz sprawdzić szczelność naszych ubiorów?
— O-czy-wiś-cie.
Radkowi wydało się, że w głosie „uniwersalnego” zabrzmiała nutka urazy, więc szybko dodał:
— Przepraszam cię, że się zdenerwowałem. To dlatego, że byłem jeszcze oszołomiony po kata… po awarii.
— Tak — automat poruszył jednym ze swoich pają-kowatych ramion — lu-dzie-się-de-ner-wu-ją.
Kiedy operacja sprawdzania skafandrów została zakończona, robot, nie czekając, aż ktoś go o to poprosi, skierował,się do pulpitu sterowniczego.
— O-su-nął-się-grunt — poinformował zwięźle. -Dźwi-ga-ry-u-leg-ły-znisz-cze-niu.-R-a-kie-ta-le-ży. Bez-po-mo-cy-z-ze-wnątrz-nie-u-da-się-jej-po-sta-wić.
— Au-to-ma-ty-na-praw-cze-za-koń-czy-ły-czyn-noś-ci.
— Re-zer-wy-tle-nu-i-wo-dy-w-nor-mie.-E-ner-gii-
— wy-star-czy-na-pół-to-ra-ro-ku.-Ist-nie-je-oba-wa-że-
— grunt-na-dal-bę-dzie-się-ob-su-wał.-Po-żą-da-ne-o-
— pusz-cze-nie-stat-ku.
— Skąd to wszystko wiesz? — spytał z niedowierzaniem Radek. — Masz łączność z komputerem? On ocalał?
— Tak.
— Dlaczego w takim razie nic nie widać na ekranie? — wtrącił się Nik. — Czy nie możemy odzyskać kontaktu z ludźmi, którzy wyszli na zewnątrz?
— An-te-ny-u-leg-ły-znisz-cze-niu — wyjaśnił robot.
Na-wią-za-nie-łącz-noś-ci-na-po-wierz-chni-K-1-
— moż-li-we-po-o-pusz-cze-niu-stat-ku.-Kon-tak-tu-z
— ba-zą-nie-ma.
— Co on mówi? — szepnęła Anik. — Baza nas nie słyszy? A tatuś? — głos jej zadrżał. — Co zrobimy?
— Rakieta leży i nie da jej się podnieść — podsumował Nik. — Możemy porozmawiać z Byssonem i Daubą, ale dopiero wtedy, kiedy wyjdziemy na zewnątrz. Nadajniki dalekiego zasięgu nie działają, bo w czasie upadku „Ety” zgniotło nam anteny, a aparaty łączności przy skafandrach są za słabe, żeby nasze głosy mogły przeniknąć przez pancerz statku. Mamy powietrze, wodę i energię, ale komputer obawia się, że grunt nas nie utrzyma. Czy coś opuściłem? — Wydął dumnie wargi. Zaraz jednak zreflektował się i potrząsnął głową.
— Och! — wykrzyknęła cicho Anik.
— Wszys-tko-się-zga-dza — orzekł automat. Radek odwrócił się i zrobił ruch, jakby chciał pogłaskać Anik po jej baniastym kasku.
— Nie martw się — wydukał przez zaciśnięte gardło. — Komputer jest cały. Coś wymyślimy. Nik zbliżył się do pulpitu i stanął obok robota.
— Coś wymyślimy… — powtarzał półgłosem — coś wymyślimy…
„Byle szybko” — rzekł sobie w duchu Radek. Bysson i Dauba też zastanawiają się teraz, co robić. Nagle stracili przecież kontakt z „Etą”. Nie wiedzą, czy rakieta uległa zniszczeniu, czy też może wystartowała. Zapewne zechcą wrócić, żeby się przekonać, czy trójce ich młodych towarzyszy nie grozi niebezpieczeństwo. W takim razie pomoc dla ojca Anik znowu się odwlecze, o ile w ogóle będzie jeszcze potem możliwa. Skoro grunt jest już taki miękki?…
Nagle przyszło mu do głowy rozwiązanie i aż się zdziwił, że jest takie proste. I nie tylko proste, ale — w gruncie rzeczy — jedyne.
— Czy właz towarowy jest nadal otwarty? — zwrócił się do robota. — Tak.
— A pojazdy? Nie zostały zniszczone?
— Son-dy-w-po-rząd-ku-a-le-wy-rzut-nia-znaj-du-je-się-pod-po-wierzch-nią-grun-tu — odpowiedział automat. — In-ne-po-jaz-dy-spraw-ne.
— Pojedziemy łazikiem? — Nik w lot podchwycił myśl Radka.
Ten skinął głową.
— Przecież robot i tak radzi nam wyjść na zewnątrz. Wobec tego po pierwsze, lepiej, żebyśmy byli wszyscy razem, z Daubą i Byssonem, a po drugie, jedynym chyba pewnym schronieniem na K-1 jest teraz posterunek obserwacyjny.
Oczy Anik zabłysły.