124157.fb2 Kuzynki - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 16

Kuzynki - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 16

– Menin aeide, thea, Peleiadeó Ahileos

oulomenen, e muri Ahaiois algę etheke,

pollas d’ ifthimouspsuhas Aidiproiapsen

erdon, autous de ‘eloria teuhe kunessin… – zaczęła deklamować po grecku.

Chyba nie do końca o to chodziło. Następne pół godziny spędziła dość miło. Nauczyciel odpytał dwie uczennice, potem podyktował temat lekcji i zaczął omawiać teatr grecki. Słuchała go, jednym uchem śledząc tekst wywodu, tymczasem w zadumie kartkując podręcznik. Pisał go jakiś idiota. Jasne, że program liceum nie może obejmować wszystkiego, ale braki są ewidentne. O starożytnej literaturze greckiej jest obszerny rozdział, o rzymskiej w zasadzie tylko napomknięto. Literatura etruska to dla autora terra incognita – choć trochę utworów znanych jest z omówień łacińskich. O Aleksandrii wiedział tyle, że była tam biblioteka, a gdzie literatura ptolemejskiego i rzymskiego Egiptu?! Ten pismak nie zdaje sobie najwyraźniej sprawy z tego, że po upadku Rzymu w Bizancjum jeszcze przez tysiąc lat kontynuowano chlubne tradycje literackie cesarstwa! Hmmm, a może tu podział dziejów jest inny?

Przewraca kilkanaście kartek docierając do średniowiecza. Jej podejrzenia potwierdzają się. Bizancjum nadal nie ma, o wspaniałym rozkwicie w tym okresie klasycznej literatury ormiańskiej i gruzińskiej najwyraźniej nikt tu nie słyszał, co więcej, brakuje też całych ogromnych działów spuścizny zachodu. O sagach norweskich i islandzkich króciutka wzmianka, poezje tworzone przez hanzeatyckich kupców w ogóle pominięto…

Lekcja dobiegła końca. Nauczyciel zadał do domu przeczytanie wierszy Safo, nazywanej tu Safoną. Przejrzała je już w podręczniku. Z dorobku tej psychopatycznej lesbijki trudno wybrać coś neutralnego – ale autor dołożył starań…

Imię poetki obudziło w Monice wspomnienia. Rok 1073, brukowany placyk, wielki stos płonących ksiąg i zwojów papirusu. Na rozkaz papieża Grzegorza VII ogień trawi najbardziej zbereźne dzieła pisarzy antycznych…

* * *

Monika Stiepankovic lubi zwiedzać nieznane miasta. W Krakowie jest pierwszy raz w życiu. W domu dziecka nie sposób wysiedzieć, nie ma tam z kim pogadać. Zupełnie nie ma. A zatem ulgowy bilet dzienny za cztery i pół złotego i do autobusu. Centrum Krakowa wydaje jej się bardzo ciekawe, Kazimierz odpada – dziewczyna dotrzyma układu. Zwiedzanie zaczyna od peryferii. Dotarcie do pętli na osiedlu Złocień zajmuje jej blisko czterdzieści minut. Wysiada i rozgląda się ciekawie.

Autobus będzie tu stał przez piętnaście minut, ale nie musi się spieszyć, jeśli coś ją zainteresuje. Następny jest za godzinę. Okolica jest, jej zdaniem, zdecydowanie za bardzo cywilizowana. Kominy elektrociepłowni, nowoczesne, dość brzydkie osiedle… Ale jest coś jeszcze: rozległa łąka, na której pasą się konie. Z daleka czuje ich ciepły zapach. Gdzieś wewnątrz narasta tęsknota. Nawet nie wiedziała, że w tym mieście są tak zaciszne miejsca. Pora zmykać, ale z pewnością jeszcze tu wpadnie. Jakiegoś innego dnia. Może jutro? Właśnie, trzeba jakoś załagodzić sprawę potyczki pod prysznicem…

Wraca tym samym autobusem. Przycupnęła skromnie na brzegu siedzenia, na samym przedzie. Jest jedyną pasażerką. Kierowca, starszy, siwy mężczyzna, spogląda na nią życzliwie. Nieczęsto widuje się tak ładne i sympatyczne dziewczęta.

– Głupio się ubrałaś – mówi. – Gdybyś założyła błękitną sukienkę, wyglądałabyś jak księżniczka z bajki…

Dziewczyna uśmiecha się do niego i zarazem do swoich myśli. Kto powiedział, że nie jest księżniczką?

* * *

Za piętnaście ósma. Do szkoły docierają pierwsze uczennice. Dyrektor wyszedł przed budynek i gospodarskim okiem patrzy na zdążającą do krynicy wiedzy trzódkę. Od strony dworca PKS-u nadchodzą dwie nowe nauczycielki. Wloką torbę wypchaną czymś miękkim. Pewnie znowu od ukraińskich przemytników kupiły jakieś towary. Może ręcznie haftowany obrus? Dyrektor oblizuje się w duchu na wspomnienie tego gruzińskiego wina, które pili na rozpoczęcie roku szkolnego…

W sumie to, mimo wcześniejszych uprzedzeń, polubił obie. Stanisława sprawiała wrażenie nieco roztrzepanej, ale jej wyniki dydaktyczne wywarły na nim i na rodzicach uczniów piorunujące wrażenie. Ona faktycznie umie i lubi uczyć. Ma dość silną osobowość, lecz nie popada w sadyzm. Jest sprawiedliwa i surowa, ale jeśli trzeba, potrafi okazać litość, dobroć, wsparcie. Dziś takich pedagogów już nie ma… Sądząc po śladach w literaturze, wymarli w latach międzywojennych.

Jej kuzynka, że też muszą być spokrewnione, to również niezłe ziółko. W zasadzie to zaszantażowała go, żeby załapać się na posadę, ale szybko z ulgą odkrył, że i ona posiada zalety, jakie nieczęsto spotyka się u nauczycielek… To, co robi z komputerami nie mieści mu się w głowie. Szkolny telewizor też bez trudu naprawiła, nawet kontakty umie zreperować. To prawdziwy skarb. Nikomu tych dziewczyn nie odda. Nawet jeśli będzie musiał przyznać im podwyżkę… Cholera, dlaczego samorodne talenty pedagogiczne są tak pierońsko rzadkie?

Mijając go wymieniają pozdrowienia. Są tak cudownie radosne, aż wzdycha z zazdrości. Spogląda na zegarek. Dwanaście minut do ósmej… Jest poważnym menedżerem i musi się prezentować odpowiednio do zajmowanej funkcji. Precyzyjny ukraiński chronometr załatwiła mu Stanisława. Wygląda jak prawdziwy rolex z limitowanej serii, obudowa przypomina kolorem tytan, ale kosztował tylko 12 złotych. I na razie chodzi bez najmniejszej awarii. Tylko baterię trzeba było wymienić. Ukraińcy nie potrafią ich jeszcze dobrze podrabiać.

Z kieszonki garnituru wystaje mu główka wiecznego pióra waterman. Złocenia w kształcie listków koniczyny trochę się wytarły, ale obiecała, że załatwi mu następne, jak tylko dowiozą nową partię. Boli go tylko, że wszyscy nauczyciele mają identyczne. Ech, trudno żeby było inaczej, puszczała je po sześć złotych za sztukę…

Uczniowie nadchodzą przeważnie grupkami. Z daleka widać błysk światła. Jednak to nie słońce odbite w szybie, tylko fryzura złotowłosej Serbki spieszącej do szkoły. Biedna sierotka, na szczęście jakoś się zaaklimatyzowała. Szlifuje język, dużo czyta, poradzi sobie… Może nawet załapie się do grupy czterech najlepszych w szkole – zwolnionych z opłaty czesnego? Pewnie nie ma zbyt dużo pieniędzy…

* * *

Delikatne pukanie do drzwi klasy. Stanisława kończy wieszać mapę, kto to może być? Uczniowie wiedzą, że i tak przed dzwonkiem nie wpuści ich do środka… Dyrektor by nie zapukał. On jest tu gospodarzem, wchodzi bez ostrzeżenia i wszędzie jest go pełno.

– Proszę.

Monika.

– Można na chwilę? – obcy akcent w jej głosie jest bardzo wyraźny.

– Wejdź, proszę – przestawienie się na serbski to kwestia jednej sekundy. – W czym mogę ci pomóc?

Dziewczyna starannie zamyka za sobą drzwi. Ups. Wpadła dokończyć nieudaną próbę zabójstwa?

– Chciałam panią przeprosić – spuszcza swoje błękitne oczy.

– Za co?

– To ja wczoraj pod prysznicem… Myślałam, że nikogo nie ma i jakoś tak wyszło – rumieni się. – Przeraziłam się…

– W zasadzie to ja powinnam przeprosić ciebie – wzdycha nauczycielka. – Ale też się przestraszyłam. Zawsze idziesz się kąpać z nożem w zębach?

Kiwnięcie głową. Nerwowe, wstydliwe.

– Poczekałam trochę, nie chciałam się rozbierać przy wszystkich… – wyjaśnienie jest przekonywujące.

Mówi prawdę.

– Rozumiem. Ale nie masz się czego wstydzić, tu jest to w miarę normalne. Przecież nie musisz wchodzić pod prysznic nago… Jeśli nie masz kostiumu…

W oczach dziewczyny pojawiają się figlarne błyski.

– Mam kostium – kłamie. – Ale tego nie zasłoni…

Szybko rozpina bluzkę i odsłania dekolt. Drobne ale ładne dziewczęce piersi, ukryte w grubym, bawełnianym staniku. Jest chuda, obojczyki wyraźnie się rysują. Poniżej, tuż nad biustem, wytatuowany zielonkawym tuszem bałkański herb i kawałek litanii głagolicą. Na złotym łańcuszku wisi mały złoty medalik…

– Hmmm. Faktycznie – kiwa głową Stanisława. – Rozumiem.

* * *

Księżniczka Monika obserwuje klasę spod oka. Dziewczyny nie wydają się jej szczególnie inteligentne. Konformistki, uczą się tematu na pamięć tak, aby ich wypowiedzi zadowalały nauczycieli. Ciekawe jak u nich z rozumieniem treści… Geografia upływa powoli. Dzisiejsza lekcja porusza temat ruchów planet, tu księżniczka ma pewne luki, więc słucha z zainteresowaniem…

* * *

Chemia też jest ciekawa. Nauczycielka, dla przybliżenia uczniom pewnych zagadnień, co czwartą lekcję poświęca na przedstawienie dziejów tej nauki. Monika ucieszyła się, interesuje ją problem promieniotwórczości, chciałaby się czegoś dowiedzieć o Marii Skłodowskiej-Curie, a przecież tu, u samego źródła… A figę. Dziś profesorka postanowiła opowiedzieć dzieciom o zamierzchłej przeszłości i o początkach nowożytnej chemii…

– Na początek drobny eksperyment – uśmiechnęła się do uczennic. – Alchemicy w swoich oszukańczych praktykach często pokazywali dwa rodzaje sztuczek. Zaprezentuję je wam.

Do niedużego, szklanego naczynia nalała cieczy z butelki. Następnie wzięła do ręki stalowy pręt.

– Płyn zamieniający pospolity metal w złoto – wyjaśniła. – No to do dzieła…

Zanurzyła drut i zaczęła nim delikatnie mieszać ciecz. Gdy go wyjęła, koniec na przestrzeni około pięciu centymetrów lśnił żółtą barwą. Pani profesor, widząc zdumione miny dziewcząt, uśmiechnęła się lekko.

– Czy któraś z was ma pomysł, jak tego dokonałam?

Monika uniosła dłoń do góry.

– Słucham.

– Sądzę, że końcówka drutu została pokryta złotem – miała problem z doborem odpowiednich słów, – potem złoto zaciągnęła pani rtęcią, aby kolorem przypomniało resztę pręta. W naczyniu musiał być bardzo silny kwas. Rtęć rozpuściła się, odsłaniając kruszec.

– Ocena celująca – nauczycielka otworzyła dziennik.

Celująca? Aha, szóstka, u nich najwyższy stopień. Monika uśmiechnęła się zadowolona. Oceny w zasadzie nie mają dla niej żadnego znaczenia, ale jednak przyjemnie je dostawać.

– Robili to także w inny sposób – powiedziała chemiczka. – Bili monetę ze złota, ale na wzór istniejącej. Następnie bielili obie strony rtęcią, aby udawała zwyczajny talar. I znowu mocnym kwasem usuwali warstwę wierzchnią, odsłaniając kruszec. Doświadczenie drugie trochę brzydko pachnie, ale też jest ciekawe… Bierzemy kamień filozoficzny… – z fiolki nabrała łyżeczkę czerwonych kryształków. – Rozpuszczamy je w alkaheście – tak alchemicy nazywali uniwersalny rozpuszczalnik…