124157.fb2 Kuzynki - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 36

Kuzynki - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 36

Otworzyła oczy. Twarz, przystojna, choć szczurowata, zdradzająca pewną nieuchwytną obcość. Coś się malowało w zimnych oczach. Rozwiązłość? Chyba tak. Pedofil? Niewykluczone. A zatem dobra nasza. Niech spróbuje ją zgwałcić. Wystarczy, że oplecie mu uda wokoło ciała i wyciśnie duszę, zanim gość zdąży mrugnąć… Przeniosła spojrzenie na drugiego. I zmartwiała. Sieklucki, nauczyciel biologii… Nie miał na twarzy maski, nie starał się w żaden sposób ukryć, a zatem zabiją ją. Pozbędą się, żeby nie mogła drania rozpoznać.

Teraz? Chyba jeszcze nie. Gdyby chcieli ją zabić natychmiast, przynieśliby broń, plastikowy worek, rozłożyli gazety na podłodze; krew łatwo wsiąka w beton i nie sposób jej potem usunąć…

– Widzisz, przyjacielu, mamy tu do czynienia z bardzo ciekawym przypadkiem zoologicznym – odezwał się Dymitr. – Wampirzyca…

– Młoda wampirzyca – uzupełnił biolog oglądając ją z widocznym zaciekawieniem.

Pamiętała jego wzrok pierwszego dnia w klasie. Teraz było w nim coś nowego. Patrzył zupełnie zimno, jakby podziwiał preparat w formalinie.

– Nie sądzę. Może mieć na karku kilkaset lat… Może nawet więcej niż myślimy – dodał w zadumie.

– Jesteś pewien, że to wampirzyca? – zaciekawił się Mikołaj.

– Oczywiście. Widziałem w życiu co najmniej dwie, na Kresach i w Rosji… – po twarzy przebiegł mu cień. – Zresztą nie musisz wierzyć mi na słowo.

– Zęby ma normalne.

Dymitr obszedł Monikę dookoła. Wbił palce za uchem i przemocą otworzył jej usta, blokując nożem wepchniętym między zęby. W drugiej dłoni miał metalową łyżkę. Odgiął brutalnie język do tyłu. Prawie się zadławiła.

– Zobacz sam – biolog pochylił się i natychmiast odskoczył, bo strzeliła ssawką, celując między jego oczy.

– Jezu… – mruknął, choć był ateistą. – Miałeś rację.

Jego wspólnik wyciągnął nóż i spokojnie wytarł go o spodnie.

– Zapamiętaj, te bydlęta mają wyjątkową odporność na urazy. Tkanka regeneruje im się w kilka godzin. Jest jednak parę ciekawych metod walki. Po pierwsze reagują na wszystkie znane narkotyki, choć słabiej niż człowiek. Są podatne na alkohol. Ale tym, co może im naprawdę zaszkodzić, jest srebro.

Monika nie drgnęła nawet, życie nauczyło ją, by nigdy nie okazywać strachu, zwłaszcza wobec wroga. Mimo wszystko, w duszy poczuła żal, że jej tysiącletnie przeszło życie zakończy się tak banalnie. Umrzeć w walce, tak jak wtedy w Kosowie… Ulec po zmaganiach, zostawić wrogom na pamiątkę blizny, które będą z dumą pokazywali wnukom. Skonać na świeżym powietrzu… Zamiast tego zarżną ją związaną jak baleron w jakiejś piwnicy.

Dymitr spokojnie opróżnił kieszenie, układając jakieś rzeczy poza jej polem widzenia.

– Srebro parzy ich skórę – podjął wykład. – Ten proces można porównać z bardzo silną reakcją uczuleniową. Oczywiście nie wygląda to tak widowiskowo, jak w durnych, hollywoodzkich filmach.

Nieoczekiwanie przytknął jej rant srebrnej monety do policzka. Szarpnęła się w więzach, ale zdołała powstrzymać krzyk bólu.

– Zobacz sam. Już pojawiło się zaczerwienienie, za parę minut będzie tu bąbel wypełniony płynem surowiczym… – A zatem, skarbie – po raz pierwszy zwrócił się bezpośrednio do niej, – Stasia nie ma już tynktury, zapas musiał się jej skończyć przed wiekiem, ale przybyła do Krakowa, zapewne po to, aby odnaleźć Sędziwoja. Skąd wie, że tu jest?

Wzruszyła ramionami.

– Szkoda takiej ślicznej buzi – mruknął i przejechał monetą po jej drugim policzku.

Zamknęła oczy. Zginie. Żywej jej z rąk nie wypuszczą. Ale była pewna, że obie kuzynki Kruszewskie pomszczą ją, gdy tylko dowiedzą się, kto był zabójcą. A zatem? Zatem niech się bydlak znęca. Gdy ból okaże się nie do zniesienia, zacznie kłamać. Nie powie jednak nic, co mogłoby narazić jej przyjaciółki.

– Ech, widać od razu, że nikt nie nauczył cię posłuszeństwa i dobrych manier…

Przyłożył jej monetę do czoła.

– Ładna była mała – zarechotał Sieklucki.

Z miejsca odgadła wszystko. Nie lubił znęcania się. Nie był sadystą. Był kimś gorszym. Akceptował tortury, jeśli jego zdaniem wiodły do zamierzonego celu. Katował ludzi nie z potrzeby serca, ale z nieludzkiej obojętności. Z dwojga złego wolałaby chyba mieć do czynienia z sadystą…

– Czy wampiry zarażają się czarną ospą? – spytał przyjaciela.

– Skąd mogę wiedzieć? – też wzruszył ramionami. – A co, chcesz sprawdzić?

– E, jeszcze trochę czasu minie, zanim kultury bakterii odpowiednio wyrosną – machnął ręką. – Zresztą nie ryzykujmy rozwleczenia zarazy…

Nie wiedziała o czym mówi, w tej chwili czuła tylko potworny ból zranionego czoła.

– Jak Kruszewskie chcą znaleźć alchemika? – zapytał Dymitr.

Pokręciła głową. Ból eksplodował nagle, bez ostrzeżenia. Dopiero po sekundzie, gdy zdołała złapać oddech, zrozumiała że rzucił jej monetę na prawe oko. Czuła krew spływającą po policzku.

– Powiesz wszystko, powiesz – warknął. – Co najwyżej minie trochę czasu zanim cię złamiemy. Ale możesz być pewna… Każda istota posiadająca układ nerwowy musi się wcześniej czy później poddać, a nam się nigdzie nie spieszy…

Odpiął najniższy pas i zerwał koc okrywający jej stopy.

– Jak chcą znaleźć alchemika? – zapytał.

Nie odpowiedziała. Wziął w dłoń cienki, srebrny łańcuszek.

– Wiesz, to fascynujące – zwrócił się do biologa. – Ich inne tkanki też reagują na srebro… Zresztą zobacz sam…

Gdy odpiłowywał jej pierwsze dwa palce, milczała. Przy trzecim nie zdołała powstrzymać dzikiego skowytu. Wrzasnęła, aż zadrżały szyby w oknach.

– Niezły głosik – pokręcił głową Dymitr. – Z osiemdziesiąt decybeli jak nic… Gardziołka szkoda…

– Dziwne, nie ma krwawienia. Prawie nie ma – Sieklucki zmarszczył brwi, patrząc na kikuty palców uroczej niegdyś stopki.

– Związki srebra są dla nich bardzo toksyczne. Żyły się obkurczyły, by zablokować przenikanie szkodliwych substancji w głąb organizmu – wyjaśnił. – No to co, będziesz gadać?

– Nie wiem – jęknęła. – Nie mówiły, jak mają zamiar go znaleźć. Katarzyna pracowała przy identyfikacji komputerowej. Jakoś tak.

Najlepiej brzmią kłamstwa pomieszane z prawdą…

– Szczegóły – zażądał krótko.

– Nie wiem.

– Jakich programów chce użyć? Co porównywać? Do czego ma dostęp?

– Nie wiem…

Uderzył łańcuszkiem w jej drugie oko. Zapadła ciemność.

– Cholera, przesadziłeś – syknął nauczyciel. – Oślepiłeś ją…

– I tak idzie na raki… Jak na pierwszą rozmowę uzyskaliśmy niewiele – mruknął. – Niech sobie poleży do rana, może nabierze rozumu… Jak nie, to niestety trzeba będzie pokroić na kawałeczki… Jest odporna na ból, ale nie wie jeszcze, co to jest prawdziwy ból… Jak jej wyciągniemy jelita z brzuszka, to zmięknie…