124157.fb2 Kuzynki - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 42

Kuzynki - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 42

– Ale ja…

– Biorąc pod uwagę pani portret psychologiczny, doradzam zmianę pracy. Więzienie w Radomiu ogłasza nabór na strażniczki – rzuciła wydruk ulotki. – Myślę, że tam znajdzie pani możliwości samorealizacji… A o tej sprawie może pani zapomnieć. Monika jest już w naszych rękach. Przyda się jako nauczycielka serbskiego dla agentury.

Wyszła, grzecznie zamykając za sobą drzwi. Trzaskanie jest tak niekulturalne…

* * *

Sobotnie popołudnie, chmurzy się, ale przecież żal siedzieć w czterech ścianach. Ból głowy minął, a łyk świeżego powietrza nikomu jeszcze nie zaszkodził. Alchemik snuje się po Plantach. Przechodzi przez Bramę Floriańską. Po jej drugiej stronie malarze rozwiesili swoje prace. Podziwia koszmarne bohomazy, ogląda obrazy, które jego zdaniem są nawet całkiem, całkiem, ale ciut za drogie. Dociera do Rynku.

Nurkuje w bramę i w dół do piwnic, w poszukiwaniu piwa. Po chwili w głębokim lochu siedzi nad szklanicą złocistego napoju. Przymyka oczy i oddaje się wspomnieniom. Kraków czasów jego młodości był inny. Niby nie zmieniło się tak wiele, sporo budynków nadal stoi, ale jednak… Cuchnące rynsztoki, nosiwody z cebrzykami na koromysłach, błotniste zaułki, konie i wozy przeciskające się między ścianami, bryzgi błota zdobiące mury… Sukiennice, niewielkie sklepiki na parterach kamienic oraz wozy, z których chłopi sprzedawali słomę na posłania i do sienników, kury oraz gęsi, śmietanę w siwakach, miód podebrany w lesie.

Wszędzie żywa krzątanina, setki warsztatów ukrytych w zaułkach wokół Rynku… Gwar, odgłosy kucia. Dzisiaj Kraków jest sto razy większy. A przecież alchemikowi wydaje się, że miasto przypomina własnego trupa. Coś się zmieniło. Czegoś brakuje…

* * *

Monika Stiepankovic miała wyjątkowo twardy organizm, nawet jak na wampira. Do wieczora przeszło jej nawet osłabienie wywołane zatruciem. Rany zabliźniły się, ale jeszcze nie oderwała pokrywającej ich zrogowaciałej warstwy. Niech się wszystko dobrze wygoi… Z okiem gorzej. Oceniła, że będzie musiała jeszcze przez tydzień chodzić z opaską.

– Muszę jechać do szałasu – powiedziała po obiedzie.

– Zamieszkaj z nami. Miejsce ci wygospodarujemy – uśmiechnęła się Stasia.

– Z przyjemnością – księżniczka w podzięce skłoniła głowę. – Ale zostawiłam tam telefon komórkowy. A już mnie pewnie klienci ścigają.

– Telefon jest tutaj – powstrzymała ją Katarzyna.

– Znalazłyśmy też twojego laptopa, zabrałyśmy wszystkie książki i zeszyty. Lepiej żebyś tam nie wracała.

– Ee tam – machnęła ręką. – Tamci czterej nieprędko nabiorą odwagi, by wrócić na łąkę…

Ale została. Rozłożyła się wygodnie na kanapie i uruchomiwszy komputer wróciła do przerwanej pracy. SMS-y od klientów i przyszłych zleceniodawców zapchały całą skrzynkę. A ona straciła już dwa dni.

– Jutro muszę na trochę wyjść – oznajmiła zamykając kolejny plik.

– Przecież nie będę cię trzymała na siłę – mruknęła alchemiczka. – Jeśli czujesz, że dasz radę…

– Czuję się już dużo lepiej – powiedziała Monika. – Mleko pomogło…

– Przy zatruciach ołowiem i rtęcią też się je stosuje – zauważyła leniwie Katarzyna. – Oczyszcza organizm z metali ciężkich.

Stanisława nie odpowiedziała. Zwinięta w kłębek na swoim tapczanie zapadała w drzemkę. Obecność wampira we własnym mieszkaniu u większości ludzi wywołałaby niepokój. Ona wręcz przeciwnie – poczuła się bardziej bezpieczna. Kto jej podskoczy, jeśli na straży domu stoi szesnastolatka, zdolna porachować kości czterem byczkom równocześnie?

* * *

Rozpalenie samowara nie jest specjalnie łatwe. W środkową rurę sypie się węgiel drzewny, do zbiornika wokoło wlewa wody. Nie można o tym zapomnieć, ponieważ mosiężne blachy lutowane są cyną. Jeśli woda wyparuje, nagrzeją się do temperatury nieco ponad dwustu stopni i urządzenie zamieni się w kupkę złomu.

Ogień podkłada się od spodu. Oczywiście węgiel drzewny nie złapie tak szybko płomienia, a użycie rozpałki jest raczej wykluczone. W zamkniętej rurze efekty gwałtownego spalania przypominają w pewnym sensie wybuch naboju dynamitowego. Stanisława bardzo lubi swój nowy dywan. Dlatego preferuje metody tradycyjne. Pod dolny ruszt, przez otwory, wsuwa kilkanaście sosnowych drzazg. Przez chwilę, zanim drewno wypali się doszczętnie, a węgiel drzewny zacznie się żarzyć, samowar będzie dymił. Na to nic nie da się poradzić, ale przecież można uchylić okno.

Co poza tym będzie potrzebne? Zapałki. Można użyć zwykłych, ale po co, skoro kuzynka wypatrzyła w trafice specjalne, kominkowe. Jeszcze tylko chwilę trzeba podmuchać. W carskiej Rosji używano do tego celu miecha zrobionego z cholewki buta. Ale carska Rosja i jej obyczaje odeszły w otchłań zapomnienia. A zatem głęboki wdech… Herbata będzie za dwadzieścia minut, gdy welon białej pary okryje samowar, a w otworach pokrywy rozlegnie się charakterystyczny „śpiew”.

– Muszę się tego nauczyć – mruknęła Katarzyna obserwując kuzynkę spod półprzymkniętych powiek. – Bardzo sprawnie ci to idzie…

– No cóż, na dworze księcia namiestnika Konstantego pijało się dużo herbaty…

– Jaki on był?

– Ścierwo wyjątkowe. Troglodyta. Miał wielkie, płaskie zęby, które szczerzył jak orangutan. Sypiał po obiedzie w butach na nogach… Nawet nieźle mówił po polsku i może wyobrażał sobie, że jest Polakiem – zamyśliła się, – ale zdecydowanie nim nie był. I co najgorsze, pijał herbatę ze szklanki. Tego mu nie mogli wybaczyć. Ale cóż, dzikus.

– Piłaś kiedyś herbatę ze szklanki? – zainteresowała się Kasia.

– Może ze cztery razy. I do tej pory się wstydzę…

* * *

Osiemnasta. Stanisława spojrzała na zegarek.

– Wychodzę – powiedziała do kuzynki. – Będę w domu około dwudziestej drugiej.

Katarzyna pytająco uniosła brwi.

– W Piwnicy pod Baranami zorganizowali wieczór etiopski. Chyba, że macie ochotę wybrać się ze mną?

Katarzyna zawahała się na chwilę, a potem zabezpieczyła samowar dławikiem.

– Idę z tobą.

– Ja jeszcze nie czuję się dobrze – westchnęła Monika. – Jeśli pozwolicie, zostanę…

Jesienny zmierzch, w powietrzu wiszą kropelki deszczu. Czy może być lepsza pora na oglądanie slajdów z rozpalonego słońcem, afrykańskiego kraju? Mokry bruk krakowskich ulic, światło latarni z trudem przebija się przez wodną zawiesinę. Chodniki puste, za to w lokalach i sklepach pełno ludzi. W podziemnych kafejkach i pubach ścisk taki, że szpilki nie wsadzi. Rzeźbiony portal, schodki w dół… Aby wejść na imprezę, trzeba wykupić bilety. Nie są tanie, ale warto.

Zespół muzyczny przyjechał ze świętego miasta Aksum. Wykonali trzy religijne pieśni pod rząd. Pięć minut przerwy.

– Sistrum – Katarzyna zidentyfikowała instrument w ręce jednego z muzykantów. – Jak na staroegipskich freskach…

– Owszem – potwierdziła Stanisława. – W Etiopii jest jeszcze używane.

Odrobina poezji. Czarni studenci Uniwersytetu Jagiellońskiego deklamowali ustępy z Khebra Nagast i wiersze współczesnych poetów. Ktoś tłumaczył je na polski. Stasia ożywiła się. Wyraz melancholii zniknął z jej twarzy.

Nastąpiła przerwa na poczęstunek: ostro przyprawione placki z ziarna amarantu, do popicia parzona szałwia z kardamonem. Do pełni szczęścia brak tylko wódki z daktyli. Ciekawe, czemu nie postawili jej na stół…

Na szesnastowiecznych ścianach lochu zawieszono fotografie, etiopskie krzyże procesyjne, obrazy malowane na wyprawionej skórze. Obie dziewczyny wędrowały sobie niespiesznie, podziwiając kolejne. Przystanęły przed dużym malowidłem. Obraz był dość dziwaczny. Przedstawiał siedzącego na krześle mężczyznę, przystawiającego sobie do czoła pistolet. Przed nim stał na baczność i salutował biały człowiek w mundurze.

– Cóż to takiego? – zdziwiła się Katarzyna.

– To, można powiedzieć, mój stary znajomy – mruknęła Stanisława. – Cesarz Teodor II Kasa. Sympatyczny gość, choć mocno świrowaty.

– A na tym obrazie…?

– To dłuższa historia. Widzisz, w połowie XIX wieku Etiopia zaczęła wychodzić z izolacji. Gdy na tron wstąpiła królowa Wiktoria, cesarz otrzymał jej portret i zakochał się bez pamięci.

– W kobiecie, którą znał tylko z obrazka? Faktycznie świrowaty…

– Postanowił za wszelką cenę ją poślubić, w związku z czym wysłał swój portret i list miłosny do Londynu. Załączył też notę dyplomatyczną w sprawie ślubu. Ambasador po pewnym czasie przekazał mu odpowiedź odmowną. W Etiopii był paskudny zwyczaj, że człowieka, który przynosi takie wieści, należy niezwłocznie zgładzić. Cesarz jednak był nieco bardziej cywilizowany niż jego poprzednicy. Tylko uwięził ambasadora i planował, po ucięciu mu ręki, wypuścić na wolność. Nie przewidział jednego. Anglikom bardzo się nie spodobało jego podejście do sprawy. Wysadzili silny desant i ruszyli odbić dyplomatę siłą. Cesarz ufał swojej armii, więc zabarykadował się w twierdzy… Niestety artyleria szybko rozwaliła gliniane mury. Widząc, że jego żołnierze giną, postanowił się poddać. Wydał więzionego, potem zaprosił angielskiego dowódcę, lorda Napiera, do swoich apartamentów, po czym, w obecności najwyższych dostojników państwowych raz jeszcze wyznał swą miłość do królowej Wiktorii. A potem wyciągnął pistolet i strzelił sobie w głowę.

– Cholera… Twardy zawodnik – skomentowała Katarzyna.

– Owszem. To był wielki człowiek, gotów oddać życie, aby chronić swój lud…