Tu, na ziemi przodków, czuje się dziwnie obco. I jeszcze coś. Po czterech stuleciach nauczyła się ufać przeczuciom. Ktoś zanadto interesuje się jej osobą. Czuje wokół siebie zagęszczanie się atmosfery. Co zwiastuje? Zapewne kolejnego wariata z osikowym kołkiem… Wszystkiemu winna ta debilna telewizja. Filmy o wampirach, filmy o nieśmiertelnych świrach obcinających sobie głowy… Jakby mało kłopotów przysporzyła jej literatura brukowa…
Nie kupiła sobie telewizora. Trudno jej znieść przerywające filmy spoty reklamowe. Nie zatrzyma się tu długo. Dwa, może trzy lata. Odszuka alchemika i wyjedzie. Gruzja może poczekać. Peru lub Boliwia… Raczej Boliwia. W Peru jest stanowczo zbyt wysoka przestępczość. Wprawdzie umie sobie radzić, ale nie mogła nigdy przywyknąć do zabijania… A czasem niestety nie da się tego uniknąć. W Boliwii jest spokojniej. Wprawdzie, zdaje się, aktualnie mają tam rewolucję, ale tam to normalne… Kupi sobie hacjendę wysoko w górach… Ziemia w Andach nie powinna być droga…
A zatem postanowione. Jest tylko jeden problem. Nie potrafi odszukać mistrza. I co najgorsze, zupełnie nie wie jak się za to zabrać.
Noc. W Warszawie też pada deszcz. Nieoznakowane furgonetki CBŚ pędzą przez uśpione miasto. Tym razem uderzenie w mafię będzie naprawdę dotkliwe. Szesnastu biznesmenów mieszkających w różnych częściach Warszawy śpi spokojnie. Nie wiedzą, że ich twarze zarejestrowały przed laty kamery przemysłowe w kilku bankach. Nie wiedzą, że superkomputery bazy rozpoznały ich, zidentyfikowały ich szkolnych kumpli, a analitycy ustalili powiązania z grupami przestępczymi. CBŚ rozszyfrowało wszystko. Tajemnica bankowa utrudnia zbadanie stanów ich kont, ale dane z rynku nieruchomości zostały dokładnie sprawdzone. Zrabowane pieniądze inwestowali w ziemię. Kupowali grunty od państwa. Przepływ gotówki niełatwo śledzić, ale czasem się udaje.
Odrapana półciężarówka, oznakowana jako własność Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji, zatrzymuje się przed willą byłego wicepremiera. Polityk śpi słodko, nawet nie wiedząc, że za godzinę, skuty kajdankami, wyląduje w celi aresztu – śledczego pod zarzutem przyjmowania łapówek od członków mafii. A przecież system komputerowy znajduje się ciągle w fazie testów… Potrzeba jeszcze wielu miesięcy, by osiągnął pełną sprawność. A wtedy będzie można zdejmować bydlaków warstwa po warstwie. Na razie bandziorki śpią jak aniołki. Do czasu…
Synchronizacja jest bezbłędna. Wszystkie furgonetki zatrzymują się przed domami podejrzanych z dokładnością do piętnastu sekund. Przenośne generatory zagłuszają sygnał telefonów komórkowych. Drzwi wykonane zostały z różnego materiału. Czasem wystarczy pocisk ze strzelby gładkolufowej, czasem trzeba przebijać się przez nie ładunkiem kumulacyjnym…
Sprawczyni zamieszania leży na polowym łóżku. Rozpuściła włosy, naelektryzowały się i otaczają jej głowę jak złocista chmura. Nie śpi. Rozmyśla. Jak przeszukać wszystkie prywatne szkoły w Krakowie? Oczywiście jest na to metoda. Wystarczy do każdej placówki wysłać oficjalny list sygnowany przez CBŚ i zapytać, czy wśród kadry nauczycielskiej nie ukrywa się przypadkiem kobieta, której fotografię załączamy… Można zrobić z niej wielokrotną morderczynię, lesbijkę – sadystkę rżnącą uczennice piłą łańcuchową… Istnieje niestety ryzyko, że dyrekcja uzna, iż zna swojego pracownika lepiej i ostrzeże. Na jaki okres może się przyczaić dziewczyna nosząca na karku cztery wieki? Na czterdzieści lat? Z jej punktu widzenia czas to coś zupełnie innego…
Nikt nie może żyć w próżni, nie zostawiając po sobie śladów w urzędowych papierach. Łóżko, na którym leży Katarzyna, znajduje się za szumiącym cicho bankiem pamięci. Obcowanie na co dzień z ciekłym azotem sprawia, że jej myśli stają się chłodne i rzeczowe.
Stanisława Kruszewska musiała do perfekcji opracować system tworzenia tożsamości. Można wprawdzie kupić dowód osobisty na bazarze, ale będzie on miał tyle wad, że dokładna kontrola z pewnością pozwoli odkryć fałszerstwo. A zatem jak oszukać system? Musi w jakiś sposób zdobyć autentyczne dokumenty. Żelazne, niepodważalne. Nie mogą to być na przykład papiery kogoś, kto nie żyje. Kontrola w urzędach stanu cywilnego pozwoliłaby wykryć oszustwo. Z drugiej strony, nie da się tego tak zupełnie wykluczyć.
Zaraz, co powiedziała staruszka? Stanisława Kruszewska opowiadała im o Etiopii. To nie takie głupie. Przybyć do Polski z etiopskimi dokumentami i wystąpić o naturalizację w kraju przodków. Zdobycie polskiego obywatelstwa nie powinno być specjalnie trudne… Zwłaszcza jeśli udowodni, że należy do naszej nacji…
Tak czy inaczej, prawdopodobnie przebywała za granicą. W kilku lub kilkunastu krajach. Czekała tam, aż wymrą ci, którzy mogliby ją rozpoznać…
Katarzyna niechętnie wstaje z łóżka i podchodzi do komputera połączonego z rządową siecią. (Terminal ten nie ma, z obawy przed włamaniem, żadnego połączenia z bazą). Wstukuje kilka komend. Komputer posiada sporą moc obliczeniową, ale w zasadzie nie jest to konieczne… Kartoteka imigrantów. Ustawia parametry. Kobieta, wiek 20-25 lat. Narodowość polska, kraj pochodzenia nieznany. Szkoda, że nie można ustawić rasy, cała masa Chinek zarejestrowała się jako Polki z Mandżurii…
Katarzyna siedzi przed komputerem i w milczeniu zastanawia się nad swoją kuzynką. Lubi uczyć. Oczywiście pracuje w szkole nie po to, żeby wysysać z uczniów krew… Prawdopodobnie w ten sposób kompensuje fakt, że sama nie może mieć potomstwa. Skutek uboczny działania eliksiru? Nie da się wykluczyć. Z drugiej strony, każdy mąż po najdalej sześćdziesięciu latach wyciągnie nogi. Podobnie dzieci. Jeśli nie jest w stanie zapewnić im trwania, to może lepiej nie mieć ich wcale?
Ma biologicznie około dwudziestu lat. Aby pracować w ulubionym zawodzie powinna mieć wyższe wykształcenie. Przynajmniej w obecnych czasach. Dawniej nie było to aż tak istotne… Jak ominie przepisy? Prawdopodobnie zda egzamin państwowy z obcego języka i zatrudni się jako lektorka. Żyjąc tak długo, pewnie poznała wiele narzeczy… Katarzyna przesiada się do kolejnego terminala. Sprawdzimy wszystkich ludzi mających uprawnienia do nauki jednocześnie angielskiego, francuskiego i niemieckiego. Z pewnością przynajmniej część czasu spędziła na Dalekim Wschodzie. Staruszka wspominała, że ich nauczycielka upinała czasem włosy w chińską fryzurę… A zatem spis tłumaczy języków chińskiego, japońskiego, koreańskiego, wietnamskiego…
Brzęczyk sygnalizuje zakończenie pracy. Listy są długie. Dziewczyn w odpowiednim wieku chce się osiedlić w Polsce sześć tysięcy. Co najmniej dziesięć razy tyle już u nas mieszka. Wykaz osób, które przeszły państwowe egzaminy z trzech języków obcych też rozmiarami przypomina książkę telefoniczną. Pracowity nasz naród… Tłumaczy z chińskiego również mamy sporo.
Teraz wystarczy porównać listy. Pozostaje jedno nazwisko Stanisława Kruszewska. A jednak. Czemu nie wyłapał jej system? Jest w Polsce od niedawna. Jeszcze nie dostała numeru PESEL… Zna sześć języków europejskich, do tego amharski, gyyz, turecki, chiński i japoński. Pewnie włada też innymi, ale z tych tylko zdała egzaminy państwowe.
A więc znowu pojawia się Etiopia. Kuzynce musiało się tam wyjątkowo spodobać. Ciekawe gdzie i kiedy uczyła się chińskiego? Przecież nie w czasach rewolucji kulturowej? Może przed dojściem do władzy komunistów, a może na Tajwanie lub w Hong Kongu? Warto sprawdzić…
Teraz wystarczy użyć superkomputera bazy. Adres, adres szkoły… Przyjechała aż z Etiopii. Ciekawe. Zapewne dlatego, żeby nie można było zbyt szybko sprawdzić jej tożsamości, w tym kraju niewiele jest komputerów… A zatem nieśmiertelna kuzynka istnieje realnie. Można wpaść do niej w odwiedziny. Można zajść do niej do pracy. Można ją złapać, skuć kajdankami i wpakować do piwnicy pod kwaterą główną CBŚ. Można – tylko po co?
Do tej pory Katarzyna koncentrowała się na jej odnalezieniu. Teraz pora wymyślić motywy… Co robić dalej? Zadzwonić, umówić się na herbatę? Zaczaić i strzelić jej między oczy? W zasadzie… Pogadać sobie o przodkach, których istnienie odnotowały herbarze? To mogłoby być ciekawe.
A na razie trzeba iść spać. Trzecia nad ranem… A jutro znowu czeka ją szesnaście godzin dłubania w komputerach. Gdzieś tam istnieje siatka wywiadu pewnego teoretycznie zaprzyjaźnionego mocarstwa… Uśmiecha się pod nosem. Czy po wykonaniu analizy upadnie kolejny rząd? Generał i prezydent mieli świętą rację. Baza to władza. Władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie. Jeśli się jej pożąda.
Zasypia nakryta kocem. Jej ostatnie myśli krążą wokół tych spraw. Jeśli upadnie rząd, kontrolę nad bazą przejmą nowi ludzie. Może okazać się, że jej stanowisko przypadnie komu innemu. A jeśli chce się zrobić coś porządnie, trzeba to zrobić samemu. Aż do końca. W zasadzie nie wie nic. Jest tylko technikiem. Wprawdzie istnienie systemu utrzymywane będzie w tajemnicy, ale ona nie stanowi zagrożenia dla nowej ekipy. A więc przeżyje. Na wszelki wypadek naniosła pewne poprawki do oprogramowania. Gdyby trzeba było się ukryć, nie znajdą jej. Baza nie obróci się przeciw swojej twórczyni…
Gdyby ją dorwali, ma zabezpieczone materiały na kilka potencjalnych ekip rządzących. Dawno już podejrzewała, że polityka to brudne zajęcie, ale nie sądziła, że aż tak. Członkowie partii koalicyjnych i opozycyjnych to dziwna banda. Szpiedzy, tajni agenci, przedstawiciele mafii i masonerii, oszuści, morderca, jest nawet pedofil i dwu bigamistów…
Trzeba będzie tu trochę posprzątać. Przecież nie można tolerować sytuacji, w której minister jest wtyczką urugwajskiego wywiadu. Swoją drogą to kompletny idiotyzm. Rozumiałaby, gdyby pracował dla obcych mocarstw, ale dla Urugwaju?! Po co ten maleńki, biedny kraik utrzymuje swoją siatkę u nas? Sprawdzenie tego będzie bardzo interesujące. Ale na razie Katarzyna musi przyskrzynić swoją kuzynkę… To już pojutrze.
Obsługa pubu przy Rynku szybko zapamiętała nietypowego klienta. Przychodzi zawsze w czwartki. Zawsze zajmuje to samo miejsce. Siedzi zawsze samotnie, wypija zwykle trzy litry dobrego piwa. Sączy je powoli z własnego kamionkowego kubka. Przegląda jakieś papiery, czasem robi notatki. Nikt go nie zagaduje, nikt się do niego nie dosiada. Ludzie przy sąsiednich stolikach ściszają rozmowy, żeby mu nie przeszkadzać. Ale jednocześnie nikt nie czuje się nieswojo w jego obecności. Nieruchoma postać w brązowym płaszczu stała się po prostu elementem wystroju wnętrza…
Po trzech, czasem sześciu godzinach zagadkowej pracy, nieznajomy oddaje dzban po piwie, reguluje rachunek i znika. Trunek nie wywiera na niego żadnego widocznego wpływu… Co ten człowiek robi w pozostałe sześć dni tygodnia?
Wieczór w teatrze… „Jezioro łabędzie”. Dawno nie była na balecie. Chyba ze trzy, może cztery lata… Sala nabita po brzegi. Zbiorowa rezerwacja krakowskiego liceum. Jedno miejsce wykupione przez CBŚ. Informatyczka załatwiła je sobie przez Centralę.
Z balkonu czwartego piętra doskonale widać baletnice pląsające w takt muzyki. Jednak Katarzyna wybrała kiepskie miejsce, prawie pod samą ścianą po lewej stronie. Scena widoczna jest stąd pod kątem, który nieco przeszkadza w odbiorze całości. Za to świetnie widać środkowe partie widowni. Jest ciemno, ale od czego najnowszy gadget ze zbrojowni CBŚ: lornetka zaopatrzona w przetworniki termowizyjne? Balkon trzeciego piętra. Dwanaście wystrojonych uczennic. Widać chłopcy nie dali się namówić, a racja, to szkoła żeńska… Pomiędzy dziewczętami kobieta około dwudziestu, może dwudziestu dwu lat. Nie wygląda na dużo starszą od swoich podopiecznych. Ubiera się skromnie, ale elegancko. Patrzy na popisy tancerek chłodno i spokojnie. Ile razy mogła widzieć ten balet? Dwadzieścia? Osiemdziesiąt? Kiedy ostatnio była na nim w teatrze? Przed pięciu laty, czy przed wiekiem? W zasadzie można by zapytać… Koniec aktu. Kurtyna opada. Twarz kuzynki traci swój rozmarzony wyraz. Licealistki wyglądają na nieco znudzone. Swoją drogą, co za debilny pomysł, szukać sobie roboty, która wymaga użerania się ze smarkaterią stulecie za stuleciem? A przecież nie wygląda na masochistkę.
Katarzyna wymyka się, pędzi korytarzem, zbiega po schodach. Odprowadzają ją zgorszone spojrzenia ludzi dostojnie kroczących foyer. Kuzynka w otoczeniu swoich uczennic wychodzi do głównego holu. Nie wie, że jest obserwowana.
Agenci CBŚ przechodzą drobiazgowe i skomplikowane szkolenie. Technicy pracujący dla biura też mają swój cykl treningowy, choć znacznie mniej rozbudowany. Katarzyna posuwa się spokojnym krokiem w ślad za grupką dziewcząt. Obserwuje nauczycielkę. Prosta sukienka, torebka wyprodukowana prawdopodobnie w Chinach. W torebce rewolwer. Ciekawe, czy ten sam nagan, którym przed osiemdziesięciu laty broniła się w szkole? Nie da się wykluczyć, to niezawodna broń o kalibrze, który położy nawet słonia. Do tego prawdopodobnie nóż w pochwie przytroczonej na udzie lub łydce. Jak widać, kuzynka miała ciężkie życie i nauczyła się dbać o siebie…
W wywiadzie szkoli się agentów, jak zawierać znajomości bez budzenia podejrzeń inwigilowanego. Katarzynę ominęła ta część cyklu treningowego. Ale byka najlepiej brać za rogi. A zatem…
Przyspieszyła kroku. Kryjąc się za rzędem filarów doszła prawie do końca holu, zakręciła i ruszyła na spotkanie przeznaczenia szybkim, lekkim krokiem.
– Witaj kuzynko.
Na twarzy Stanisławy odmalowało się na moment zaskoczenie… W oczach błysnął strach. Ludzie, którzy się boją, zdolni są do czynów nieprzewidywalnych… Historia notuje kilka głośnych zabójstw dokonywanych w teatrach. Lincoln, Stołypin…
– Moment – Stanisława dotknęła palcami skroni jakby usiłowała sobie przypomnieć.
Gra przed swoimi uczennicami. Nie spławiła jej natychmiast, a to oznacza, że czegoś się domyśla. Podjęła wyzwanie. Współpracuje. A zatem trzeba jej pomóc…
– Katarzyna Kruszewska – podpowiedziała.
– Ach, kuzynka Kasia – twarz nauczycielki rozpromieniła się, choć jej oczy nadal pozostały chłodne. – Nie poznałam cię w pierwszej chwili.
Co robić dalej? Można postraszyć.
– No, nie widziałyśmy się całe wieki – zaakcentowała lekko ostatni wyraz.
Nie za mocno postraszyła? Chyba tak.
– Idźcie na miejsca, zaraz koniec antraktu – Stanisława zwróciła się do uczennic. – Dołączę za chwilę…
Dziewczęta zmyły się. Twarz nauczycielki spoważniała.
– Kim jesteś? – zapytała cicho.
– Naprawdę jestem twoją kuzynką – uśmiechnęła się Katarzyna. – Z Kruszewskich herbu Habdank.
Stanisława podeszła do barierki schodów i patrzyła przez dłuższą chwilę na spacerujących nimi ludzi.
– Jak mnie odnalazłaś? – spytała wreszcie.
– W mojej, a właściwie naszej, rodzinie istniała legenda przechodząca z pokolenia na pokolenie. Legenda o prababce, która nigdy się nie zestarzała…
– Na podstawie samej legendy nie zdołałabyś mnie zidentyfikować – głos był chłodny, ale zabrzmiało w nim zaciekawienie. Nie była nastawiona wrogo.
– Widziałam portret w Muzeum Narodowym… Pracuję w CBŚ przy komputerowych systemach identyfikacji przestępców…