124547.fb2 Limes Inferior - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 18

Limes Inferior - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 18

Spostrzegł, że dziewczyna patrzy na jego prawy nadgarstek.

– O, widzisz? – uśmiechnął się. – Pozbyłem się tego drobnego problemu. Zostały inne, gorsze. Ale to już zupełnie osobna sprawa. Położył rękę na jej dłoni.

– Dziękuję ci, w każdym razie. Jak ci na imię?

– Alicja.

– Przeszkadzam ci w pracy, Alicjo. Zaraz sobie pójdę.

– Nie przeszkadzasz. Rano powinien tu przyjść facet, który przechowuje moje punkty. Wiesz, nie trzymam ich na własnym Kluczu. Nie muszę dziś pracować… za punkty. W ogóle, chętnie bym zajęła się czymś innym. Gdyby można było uczciwie zarobić chociaż ze dwie setki żółtych na miesiąc, nie marnowałabym zdrowia w tej cholernej knajpie.

– Dwie setki? – Sneer spojrzał na nią ze zdziwieniem. – Tyle nie dostaje nawet zerowiec na kierowniczym stanowisku. Uśmiechnęła się zagadkowo.

– Są różni zerowcy. Nie masz pojęcia, do jakiego stopnia różnią się między sobą. Znam wielu z nich. Rozmawiają ze mną. Niektórym nie dałabym nawet dwójki. Zupełne dno!

– Wiem. Sam zrobiłem kilku takich.

– Masz zero?

– Coś koło tego.

– Dlaczego nie pracujesz?

– Za ile? Za sto żółtych miesięcznie? – skrzywił się Sneer. – Z liftingu mam cztery, pięć razy tyle. A jak się trafi kandydat na zero, to nawet wiecej.

Otarł usta serwetką i wyciągnął się na tapczanie. Alicja usiadła obok niego. Widział jej profil na tle ciemnego okna. Miała ładny, mały nos i apetyczny zarys warg. Sneer przyglądał się jej z przyjemnością.

Nażarłeś się – pomyślał z przyganą – i już zaczynasz łakomie zerkać na dziewczynę.

– Posuń się – powiedziała. – Zająłeś cały tapczan.

– Przypominam, że nie mam Klucza – mruknął, gdy kładła się obok.

– Lubię sobie porozmawiać z prawdziwym zerowcem. Ale najpierw musisz się przespać – powiedziała i przytuliła się do niego.

Sneer nie byłby sobą, gdyby potrafił zasnąć w takich okolicznościach. Bliskość Alicji rozbudziła go zupełnie.

– Mówiłaś o zerowcach. Że wielu wśród nich jest liftowanych. W jaki sposób możesz to rozpoznać? – spytał, patrząc z bliska w jej oczy. – Kiedy otwierałaś drzwi kabiny, dostrzegłem czwórkę na twoim Kluczu.

Zmieszała się trochę, ale po chwili uśmiechnęła się przepraszająco.

– Zełgałam trochę. To co robię tutaj, wśród dziewcząt z baru, nie jest moim jedynym zajęciem. To jest… a raczej był… parawan dla sporych sum wpływających na mój Klucz. Zaczęli się mną interesować inspektorzy z Kontroli Dochodów, więc musiałam udawać panienkę lekkich obyczajów. Ale wkrótce przekonałam się, że to zajęcie opłaca się jeszcze lepiej niż poprzednie i… zmieniłam zawód.

– Co robiłaś przedtem?

– Też mam zero. Robiłam to samo, co ty…

– Lifterka? – Sneer aż uniósł się na łokciu, by przyjrzeć się tak niezwykłemu zjawisku. – Coś podobnego!

Pierwszy raz w życiu miał przed sobą dziewczynę lifterkę na poziomie zerowym.

– Nie bujasz tym razem? – upewnił się jeszcze.

– Stąd właśnie znam ciebie i paru innych. Któryż z lifterów Argolandu nie znałby Sneera, artysty w swoim rzemiośle – powiedziała, przymykając swoje ogromne oczy o tęczówkach koloni nieba nad Tibigan w pogodny lipcowy dzień.

Sneer nie mógł oderwać wzroku od jej oczu, niewinnych na pozór, lecz dziwnie przyciągających i obezwładniających. Miał dziwne uczucie, jakiego nigdy przedtem nie doświadczył, że ta dziewczyna mogłaby zrobić z nim wszystko, co zechce. Jej spojrzenie rozmiękczało w jednej chwili ów chłodny pancerzyk, twardy acz niedostrzegalny z zewnątrz, którym się otaczał, zapobiegając zbyt głębokim penetracjom uczuć w obszar jego duszy. Duszy – jak uważał – w gruncie rzeczy zbyt wrażliwej, by bez dostatecznej osłony mogła funkcjonować w tym bezwględnym, zmechanizowanym świecie.

Powłoczka cynizmu, przywdziana przez duszę i sumienie chroniła Sneera przed nadmiarem współczucia dla innych ludzi, przed zakusami przedsiębiorczych dziewczyn, które – po uwieńczonym sukcesem ataku na zmysły, spodziewały się podobnie łatwych zdobyczy w dziedzinie uczuć.

Lecz ponadto – i to było już efektem ubocznym – powłoczka owa przesłaniała Sneerowi jego własne wnętrze przed nim samym, pozwalając mu nie zastanawiać się zbyt głęboko nad własnym postępowaniem, nie analizować własnych stanów uczuciowych i prawdziwego stosunku do otoczenia.

Teraz, twarz w twarz z Alicją, Sneer czuł się coraz bardziej obnażony ze swojej warstwy ochronnej, bezbronny, miękki jak ostryga wydobyta z muszli.

– Powiedz od razu, czym jeszcze się zajmujesz – powiedział ochrypłym półszeptem, próbując zbliżyć usta do jej policzka. – Hipnotyzujesz? Rzucasz uroki?

– Nie! – roześmiała się, uchylając twarz przed jego pocałunkiem. – Ale potrafię wróżyć. Daj mi lewą rękę!

Patrzyła przez chwilę na wewnętrzną stronę jego dłoni.

– Widzę wielkie zmiany! – powiedziała tajemniczym głosem chiromantki. – Widzę zero na twoim Kluczu!

– Mówisz o stanie konta? – roześmiał się. – Bywało tak już nieraz. To żadna sztuka wydać wszystko co do punktu!

– Mówię o twojej klasie. Zostaniesz zerowcem, bardzo ważnym zerowcem… Będziesz dźwigał na swych barkach wielki ciężar. Będziesz znał prawdę. A kiedy dostrzeżesz, że nie ma ratunku dla świata, kiedy nie będziesz wiedział, co czynić, kiedy uświadomisz sobie, że w całym wszechświecie nie ma istoty zdolnej ci dopomóc, pomyśl o Alicji. Nigdy nie zapominaj o Alicji! – zacisnęła jego dłoń i dodała, już swym zwykłym, żartobliwym tonem:

– Za wróżby się nie dziękuje, ale wolno pocałować wróżkę. Sneer skwapliwie skorzystał z przyzwolenia.

– Czy znasz piosenkę, którą śpiewała kiedyś Dony Bell? – spytała, gdy leżeli obok siebie w mroku kabiny, rozświetlanym co chwila barwnymi odblaskami neonowej reklamy zza okna. – Tę balladę o gwiazdach nad Tibigan?

– Nie przypominam sobie… Dony Bell? To ta, której zabroniono występować w telewizji?

– Tak. Koniecznie musisz posłuchać kiedyś tej ballady. Koniecznie, pamiętaj!

– Uhm! – mruknął sennie. – Zanotujesz mi tytuł…

– Pamiętam numer nagrania. Zapiszę ci. Pamiętaj, musisz tego posłuchać!

Za oknem było już zupełnie jasno, gdy Sneer otworzył oczy, rozbudzony lekkimi pociągnięciami za włosy.

– Wstawaj. Powinieneś już stąd iść – powiedziała Alicja łagodnie. – Lepiej będzie, jeśli nikt cię tutaj nie zobaczy.

– Dlaczego? – wymamrotał sennie.

– Wstań, proszę cię! – Alicja popchnęła go w kierunku łazienki.

Opłukał twarz, spojrzał w lustro na swoje nie ogolone policzki i zaczerwienione oczy. Ubrał się szybko. Alicja otworzyła przed nim drzwi i na pożegnanie dotknęła dłonią jego twarzy.

– Wrócę tu – powiedział, patrząc jej w oczy.