124547.fb2 Limes Inferior - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 22

Limes Inferior - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 22

Sneer kręcił głową z podziwu. Trudno było odmówić sprytu temu czwartakowi. Ale, z drugiej strony, wszystko to razem nie wyjaśniało jeszcze powodów, dla których policja tak łatwo przeszła do porządku dziennego nad sprawą Sneera. Blokada, aresztomat, afera z downerem – i nic, żadnych konsekwencji! To zbyt piękne, by mogło być zakończeniem serii kłopotów.

Jak to się dzieje, że w tak doskonale zorganizowanym świecie mogą swobodnie i bezkarnie działać takie pasożyty, jak Pron czy ten, jak mu tam, Aber? – rozmyślał w drodze do „Raju Majsterkowiczów".

Wielki magazyn narzędzi i materiałów, oprócz działów handlowych, stawiał do dyspozycji klientów liczne warsztaty i pracownie, gdzie zapaleni majsterkowicze mogli za parę punktów uprawiać swe hobby. Były tu pracownie mechaniczne, elektroniczne, chemiczne, studia nagrań, fotolaboratoria. Wśród użytkowników przeważała młodzież, lecz spotykało się tutaj także sporo osób dorosłych. Było tajemnicą publiczną, że tu właśnie powstaje większość narzędzi, którymi posługują się ludzie uprawiający nielegalne zawody. Tu konstruowano przemyślne wytrychy do automatów, przeróżne urządzenia i aparaty do oszukańczych machinacji punktowych, kompozycje chemiczne – symulatory, którymi posługiwali się podejrzani osobnicy w celu znalezienia się w szpitalu miejskim lub klinice psychiatrycznej.

Sneer także korzystał dość często z kabin warsztatowych „Raju". Ukryty przed niepowołanym okiem w zamknięciu wynajętej kabiny, realizował tu swoje pomysły: mikroskopijne urządzenia transmisyjne, owe barwne pigułki, tak pomocne przy liftingu, oryginalne, unikalne mikroukłady, montowane z superminiaturowych elementów krystalicznych. Pomysły i schematy kreślone na bibułkowych serwetkach w kawiarni podczas wielodniowych włóczęg Sneera po lokalach Argolandu, przeradzały się tutaj w gotowy, znakomicie funkcjonujący produkt jednorazowego użytku – za każdym razem inny, oparty na nowej idei, wyprzedzającej myśl techniczną konstruktorów starających się zabezpieczyć automaty testujące przed oszustwem.

Sneer był specjalistą od mikroelektroniki układowej. Studiował tę dziedzinę z prawdziwym zamiłowaniem, nie ograniczając się do wąskiej specjalizacji wymaganej na uczelni. Dzięki temu mógł teraz bez trudu rywalizować z profesjonalistami z kilku innych, pokrewnych dziedzin, nadzorującymi różne funkcje Ogólnego Systemu Komputerowego, zwanego w skrócie Syskomem.

Szlachetna idea rozwijania technicznych umiejętności młodzieży, przyświecająca istnieniu instytucji „Raj Majsterkowiczów", jak wiele szlachetnych idei, produkowała uboczne efekty społeczne, wymykające się kontroli władz aglomeracji.

Czy naprawdę? – zastanowił się Sneer, wchodząc do „Raju". – Czy rzeczywiście władze nie zdają sobie sprawy z tego, co się tu dzieje? A może tolerują taki stan rzeczy w ściśle określonych celach? Przecież każdy, kto korzysta z urządzeń warsztatowych, płaci za to ze swojego Klucza. Bank rejestruje na jego koncie wydatki na materiały, na wynajęcie pracowni. Jeśli trzeba, nietrudno odtworzyć z zapisu bankowego, czym zajmuje się właściciel Klucza.

Sneer od dawna zdawał sobie z tego sprawę i nie był tak naiwny, by potrzebne mu materiały kupować w automatach. Mikroelementy elektroniczne nabywał od pracowników zajmujących się naprawami i konserwacją automatów i nawet nie wnikał specjalnie w pochodzenie tych drobiazgów.

Tym razem nie zamierzał niczego konstruować. Potrzebna mu była tylko dobra piła do metalu. Poszukał wolnej kabiny mechanicznej, zapłacił Kluczem i zamknął się starannie od środka. Z zestawu narzędzi wybrał odpowiednią piłę, poszukał kawałka blachy dla zabezpieczenia przegubu przed skaleczeniem i odchylił mankiet bluzy.

– O, do diabła! – wyrwało mu się, gdy spojrzał na przegub swej prawej ręki.

Zamiast stalowej obręczy, stanowiącej fragment policyjnego automatu, rękę otaczała miedziana bransoleta o gładkiej, wypolerowanej powierzchni, zaopatrzona w zwykłe, łatwo dające się otworzyć zapięcie.

Sneer odłożył piłę i przez chwilę przyglądał się bransoletce. Odpiął zamek i zdjął ją z przegubu. Była torusem złożonym z dwóch łukowatych części, spojonych zawiasą.

Kiedy? – Myślał intensywnie, starając się zrozumieć, jak to się stało. – Pokazywałem downerowi, wczoraj wieczorem… A potem… Tak! Alicja!

Tylko Alicja mogła zamienić bransolety, gdy spał w jej kabinie. Lecz w jaki sposób otworzyła ten trickowy, policyjny zamek? Czyżby pracowała dla policji? I dlaczego to zrobiła? Co oznacza ta miedziana obręcz?

Sneer obejrzał dokładnie bransoletę. Na wewnętrznej jej stronie, przylepiony kawałkiem przejrzystej taśmy, widniał skrawek papieru z sześcio-cyfrowym numerem. Obok, na gładkiej powierzchni metalu, był wygrawerowany napis: „Pamiętaj o mnie".

W zamyśleniu zapiął bransoletę na przegubie. Więc jednak Alicja. O co właściwie chodziło tej dziewczynie, w tak dziwny sposób starającej się pozostać w jego pamięci?

Podświadomie czuł, że ma to jakiś związek z nocną rozmową. O czym rozmawiali? Po kolei przypominał sobie jej słowa.

Mam! – ucieszył się wreszcie. – Nagranie! Mówiła o jakiejś piosence, balladzie. Numer nagrania! Obiecała zanotować… Oryginalny sposób, ale trzeba to sprawdzić!

W drodze na drugie piętro, gdzie mieściły się studia nagrań dźwiękowych, kupił w automacie czysty krążek akustyczny – cienką tarczkę wielkości małego guzika, na której można było pomieścić zapis półgodzinnej audycji.

Włożył krążek do automatu i wybrał na klawiaturze numer. Po kilkunastu sekundach krążek wypadł do podstawionej dłoni. Sneer rozejrzał się za wolnym stanowiskiem odsłuchowym, lecz wszystkie były okupowane przez młodzież ze słuchawkami w uszach, podrygującą w rytmie modnych przebojów.

– Sneer! – usłyszał tuż obok znajomy głos. Obejrzał się. Przy urządzeniu do kopiowania nagrań stał Matt i ktoś jeszcze, młody chłopak, którego Sneer widział po raz pierwszy.

– Cześć, Matt! Co porabiasz? Obiecałem do ciebie zadzwonić, ale wybacz, miałem trochę kłopotów.

– Nie szkodzi – uśmiechnął się Matt. – Jakoś sobie radzę.

– Bawisz się nagraniami?

– Niezupełnie – Matt zmieszał się jakby.

Jego towarzysz zgarnął do pudełka stertę krążków akustycznych i spojrzał pytająco.

– Idź, spotkamy się wieczorem – powiedział Matt i sięgnął do pudełka, wyjmując jeden z krążków.

Chłopak zabrał pudełko z pozostałymi, a Matt ujął Sneera pod rękę i poprowadził do kąta sali, gdzie stało kilka stolików i szereg automatów z napojami.

– Dziś ja zapraszam na kufelek – powiedział, stawiając przed Sneerem plastykowe naczynie.

– Znalazłeś pracę?

– Mam do ciebie prośbę – bąknął Matt cicho, rozejrzawszy się czujnie dokoła. – Gdyby cię ktoś pytał o mnie, to nie widziałeś mnie tutaj.

– Jakaś trefna robótka? – domyślił się Sneer.

– Posłuchaj sobie w domu. – Matt wcisnął mu w dłoń krążek dźwiękowy.

– Co to jest?

– Parę pytań dla tych, którzy oduczyli się je zadawać. Przeciwwaga dla codziennej porcji papki informacyjnej, którą nas karmią.

– Bawisz się w konspirację, Matt? – raczej stwierdził, niż zapytał Sneer. – Dawniej to się nazywało „bibuła".

– Niestety – westchnął Matt. – Od czasu, gdy wynaleziono samorozpadający się papier, nie można robić ulotek. Prawdziwy, trwały papier jest zupełnie niedostępny. Drukuje się na nim tylko podręczniki i dzieła uznane za klasykę.

– Nietrwały papier to znakomity wynalazek. Nie trzeba sprzątać z ulic starych opakowań, nie gromadzą się stare gazety.

– Właśnie. To bardzo wygodne dla administracji: po tygodniu nie ma żadnego śladu oficjalnych wypowiedzi władz i można bez rumieńca wstydu głosić coś wręcz przeciwnego. Zapis akustyczny wypiera inne sposoby notowania informacji, ale ludzie tak przywykli do informacyjnego szumu, że natychmiast wypuszczają prawym uchem to, co wpada w lewe. O wiele skuteczniej można im coś przekazać na piśmie. Ale wobec braku papieru musimy nagrywać te krążki.

– Z kim wojujesz, Matt? – uśmiechnął się Sneer pobłażliwie.

– Jak to: „z kim?" Oczywiście z administracją, z tymi zerowcami z Rady, którzy robią z nas durniów, stwarzając dla nas ten obłędny cyrk.

– To tak, jakbyś wojował ze mną.

– Czyżbyś pracował dla Rady?

– Nie. Ale żyję dzięki temu, co nazywasz cyrkiem.

– Nie wiem, co robisz. Ale, jeśli żyjesz dzięki sytuacji, jaką stworzyli zerowcy z Rady Aglomeracji, to po prostu pasożytujesz na tych wszystkich, którym jest gorzej niż tobie w tym mieście.

– Jestem im potrzebny.

– Tak długo, dopóki istnieje ten wynaturzony system społeczny.

– Właśnie dlatego powiedziałem, że wojujesz ze mną – zaśmiał się Sneer. – Chcesz zdewastować moje tereny łowieckie i rozpędzić zwierzynę.

– Jesteś paskudnym cynikiem.

– Moi klienci są odmiennego zdania. Wszyscy, co do jednego, okazują mi wdzięczność.