124547.fb2
– Liftuję, i to nieźle. Mogę ci załatwić lepszą klasę, jeśli zechcesz.
– Mówiłeś, że jesteś „po drugiej stronie". Myślałem, że po tej samej, co ja.
– Więc może jestem po trzeciej stronie – Sneer wzruszył ramionami. – Nie mogę podcinać gałęzi, na której siedzę i z której zrywam zupełnie smaczne owoce.
– Niczego nie rozumiesz! – Matt zacisnął pięści i widać było, że traci cierpliwość. – Ten świat upadnie, zawali się! Siedząc na swojej gałęzi nie widzisz, że korzenie tego drzewa próchnieją w oczach. Mało kto rozumie sytuację, wszyscy oślepli, mają przed oczami tylko kolorowe punkty. Musimy jakoś przeciwstawić się tej piwno-telewizyjnej pseudokulturze, która się tu wytworzyła. Czy nie zastanowiłeś się, dlaczego oni poją nas piwem i karmią tanią masową rozrywką? Jedno i drugie zawiera ten sam podstawowy składnik: ogłupiacz! Popatrz na tych ludzi! Cóż widzą przed sobą? Życie wypełnione piwkiem i bezsensownymi programami rozrywkowymi! Uczą się, bo muszą. Majsterkują, bo się nudzą. Ale przez cały czas mają świadomość, że zarówno ich wiedza, jak nabyte zdolności manualne nie zostaną nigdy wykorzystane w jakimkolwiek pożytecznym celu. Człowiek przestał być potrzebny.
– Owszem – wtrącił Sneer. – Jest nadal potrzebny. Jako konsument. Bez niego wszystko traci sens.
– Straciło już dawno. To wszystko, co widzisz dookoła, jest jednym wielkim cyrkiem, komedią reżyserowaną przez grupę zerowców dla całej nieświadomej reszty. To wszystko jest jednym wielkim bluffem!
– Przesadzasz!
– Ani trochę. Przekonasz się wkrótce. Przekonają się wszyscy, nawet najgłupszy szóstak w tym mieście pojmie, że jest obiektem bezsensownej manipulacji.
– Posłuchaj, Matt! – zniecierpliwił się Sneer. – Nasza administracja jest tolerancyjna. Znosi różne rzeczy, czasem przymyka oko na spore kanty i niezbyt czyste interesy. Obawiam się jednak, że nie będzie wyrozumiała dla tych, co chcieliby wywołać jakieś ogólne zamieszanie lub powszechne niezadowolenie. Bo chyba, jak zrozumiałem, do tego zmierza wasza konspiracja.
– Mniejsza o to, Sneer. Zapomnijmy o tej rozmowie – westchnął Matt. – Czy znasz najnowszy dowcip o zerowcach?
– Nie słyszałem.
– Więc… mają ich przemianować na e l i p t y k ó w.
– Dlaczego?
– Bo się p ł a s z c z ą.
– Przed kim?
– No, nie! – Matt pokręcił głową z niedowierzaniem. – Czy ty naprawdę nie chwytasz pointy?
Sneer naprawdę nie rozumiał ani dowcipu, ani sensu tych wszystkich aluzji.
Matt wdał się w jakąś głupią, szczeniacką aferę – myślał, idąc z powrotem w stronę hotelu. – Nic dziwnego, że go przeklasyfikowali. Powinienem wyciągnąć go z tej kabały. To w gruncie rzeczy niegłupi facet. Załatwię mu choćby trójkę i jakąś sensowną pracę.
Wiedział, że może liczyć na kilku dość wpływowych urzędników, którzy dzięki niemu zajmowali teraz niezłe pozycje w administracji Argolandu. Załatwienie pracy dla trojaka nie byłoby dla nich żadnym problemem.
Pod warunkiem, że ten kretyn przestanie spiskować przeciwko porządkowi w aglomeracji! – pomyślał z irytacją o koledze.
W gruncie rzeczy Sneer nie był wcale taki pewny, jak to jest naprawdę z tą argolandzką rzeczywistością. Chyba jednak Matt ma trochę racji: albo wolność, albo porządek. A może i jedno, i drugie jest nieprawdziwe?
Sneer doznał olśnienia w momencie, gdy idąc w kierunku hotelu stał się przypadkowym świadkiem zajścia pod pawilonem Banku.
Wśród szwendających się tam, jak zwykle, handlarzy i kameleonów, krążył niepozorny, mały człowieczek. Sneer dostrzegł, że podobnie jak inni miejscowi kombinatorzy, on też dyskretnie zaczepiał przechodniów. Zbliżył się także do Sneera. W półotwartej dłoni trzymał mały, plastykowy krążek do nagrań akustycznych.
– Prawda po cenie kosztów! – powiedział cicho, schrypniętym szeptem. – Płacisz tylko tyle, ile za czysty krążek.
– Dziękuję – mruknął Sneer i nie zatrzymując się poszedł dalej.
Nim uszedł kilkanaście kroków, usłyszał za sobą tupot nóg i odgłosy szamotaniny. Obejrzał się. Dwóch cywilów wlokło małego handlarza w kierunku zaparkowanego w bocznej ulicy samochodu. Cała reszta punkciarzy – jakby nigdy nic – kontynuowała swą działalność.
Już wiem! – ucieszył się Sneer, obserwując to wydarzenie. – Wiem, jak to jest z tym porządkiem w Argolandzie. Mamy tutaj po prostu doskonale kontrolowany bałagan, stwarzający pozory zarówno porządku, jak wolności.
Sformułowanie tego – paradoksalnego na pozór – algorytmu działania Argolandu okazało się nadspodziewanie owocne dla wyjaśnienia wielu zjawisk – tych, z którymi zetknął się w tym mieście, oraz tych, które miał poznać w najbliższej przyszłości.
To jedyne logiczne wyjaśnienie wielu pozornych absurdów, na które napotyka człowiek w codziennym życiu – kontynuował Sneer swoje rozważania, znalazłszy się w kabinie mieszkalnej. – Wprost trudno uwierzyć, by administracja dysponująca tak precyzyjnym systemem kontroli i sterowania ludnością, nie mogła poradzić sobie z tymi wszystkimi ujemnymi zjawiskami, z nielegalną działalnością różnych kombinatorów i kanciarzy.
Scena pod bankiem świadczyła o tym, że służba porządkowa tylko pozornie nie zauważa jednych, by natychmiast reagować na pojawienie się innych podejrzanych facetów. Wniosek stąd jest zupełnie oczywisty: niektórzy są władzom po prostu potrzebni, ich działalność jest wkalkulowana w funkcjonowanie systemu, być może nawet jest administracji na rękę, pomaga w czymś, stwarza jakieś specyficzne sytuacje społeczne czy gospodarcze.
Wiele spraw wygląda zupełnie inaczej, gdy spojrzeć na nie przez pryzmat tej zasady. Choćby taki lifting: może nie jest tak bardzo istotną rzeczą, czy wysoki urzędnik administracji albo dyrektor instytucji, ma klasę zerową, czy – powiedzmy – drugą. Jeśli jednak stawia się wymagania co do klasy – to wówczas kandydat na dane stanowisko musi za wszelką cenę zdobyć to zero. Gdyby nie pomoc liftera, wielu takich kandydatów nigdy by nie sprostało wymaganiom. A przecież są wśród nich – na przykład – synowie czy kuzyni wysoko postawionych osób, protegowani ważnych zerowców! Formalnie nie można dla nikogo robić wyjątków, poprzeczka jest ustawiona równie wysoko dla każdego. Podliftowany zerowiec – de facto dwojak – radzi sobie lepiej lub gorzej na swej posadzie, ale nikt mu nie może czynić formalnych zarzutów z powodu klasy. Z drugiej zaś strony, gdyby odpowiednie czynniki kontrolujące zechciały pogrzebać w zapisach bankowych, można by wreszcie wykazać, kto i kiedy korzystał z usług liftera. Wobec tego, liftowany dygnitarz jest potulny i niekontrowersyjny w swym służbowym środowisku, łatwo nim sterować, wywierać na niego pewne naciski, bo zrobi wszystko, by nie grzebano w jego przeszłości i nie badano kwalifikacji.
Prawdziwy zerowiec, mający swój intelekt w głowie, a nie tylko na Kluczu, ma w nosie te wszystkie naciski i układy personalne. On poradzi sobie sam, nikt mu nie wykaże niedostatków umysłowych, a weryfikacja nie grozi mu przeklasyfikowaniem. Taki pracownik – choć faktycznie zdolny i samodzielny w pracy – nie jest pożądanym elementem w służbowej hierarchii instytucji publicznych czy placówek naukowych.
Podobnie jak lifterzy, także inni fachowcy muszą spełniać jakąś – pozytywną z punktu widzenia władz – rolę w Argolandzie. Weźmy takiego kameleona: gdyby nie on, skąd wziąłby niepracujący czwartak żółte punkty na honorarium dla liftera? I tak dalej, i tak dalej… Cała ta podskórna infrastruktura społeczna działa za cichym przyzwoleniem administracji – a więc na ten czy inny sposób – w interesie władzy. Kto wie, czy nie są również do czegoś potrzebni wyciskacze, wampiry, zdziercy? Może funkcjonowanie tego społeczeństwa wymaga, by ludziom, oprócz poczucia bezpieczeństwa – fizycznego i socjalnego – dostarczać także nieco poczucia zagrożenia? Pewna liczba bandziorów – liczba z góry zaplanowana i utrzymywana na określonym poziomie – może pełnić taką samą rolę jak szczupaki w stawie z karpiami. Taki szczupak eliminuje słabe, chore sztuki hodowlane, a pozostałe zmusza do czujności, do ruchu, do ucieczki, by rozwijały swe mięśnie zamiast obrastać w tłuszcz.
Zupełnie zgrabna analogia z tym stawem hodowlanym! – zakonkludował Sneer, leżąc wygodnie z rękami pod głową i mając w zasięgu dłoni puszkę doskonałego, chłodnego piwa. – Cały Argoland jest takim stawem karmionych karpi. Są w nim ryby większe i mniejsze, ważniejsze i mniej ważne. System klasyfikacji z jednej a owa nieformalna substruktura z drugiej strony, zmuszają wszystkich do ciągłego ruchu, byśmy się zanadto nie zapaśli na ciele i umyśle. Mnie też przygoniono trochę, dla zasady. Widocznie zanadto rozleniwiłem się ostatnimi czasy i ktoś uznał, że powinienem się rozruszać.
Przypomniał sobie o krążkach z nagraniami, które miał w kieszeni kurtki, więc sięgnął po odtwarzacz kupiony w drodze do hotelu. Włożył słuchawkę do ucha, umieścił jeden z krążków w aparacie i włączył urządzenie.
„Do ciebie mówimy, obywatelu Argolandu, niezależnie od tego, jaką posiadasz klasę i ile punktów zawiera twój Klucz! – mówił głos z krążka. – Chcemy postawić kilka pytań, których sam nie stawiasz sobie z lenistwa umysłowego lub z wrodzonej niechęci do myślenia. Chcemy zakłócić senny spokój twojego umysłu. Czy nie zauważyłeś dotychczas, że jesteś systematycznie ogłupiany? Czy nie czujesz, nie dostrzegasz, że z każdym dniem upodabniasz się coraz bardziej do automatów, które cię otaczają?
Dlaczego nie pytasz, komu zależy na tym, abyś był potulnym pionkiem, dającym się przestawiać na szachownicy życia? Dlaczego pozwalasz, by samozwańcze siły manipulowały twoim losem w imię celów, których nie dano ci poznać?
Czy nie zauważasz, że jesteś oszukiwany i zmuszany do oszustw, że bierzesz udział w tragicznej farsie, w niegodnej ludzkiej istoty parodii życia społecznego? Czy wystarcza ci to, że po prostu istniejesz, wegetujesz jak roślina, zdana na łaskę nieznanych ogrodników?
Dlaczego pozwalasz więzić się w pętach wynaturzonego modelu społecznego, nie znajdującego uzasadnienia w całej szczytnej historii naszej cywilizacji – modelu nieodpowiedniego dla istot ludzkich, stworzonych do życia w wolności? Dlaczego zrujnowano dorobek wieków kultury i cywilizacji? Ludzie, którzy kierują naszym miastem, kontynentem, całym światem powinni odpowiedzieć na te pytania. Dlaczego milczą? Dlaczego zamykają usta pytającym, zamiast udzielić odpowiedzi?
Pytajcie wszyscy, głośnym chórem! Wasze połączone głosy nie dadzą się zagłuszyć ani zignorować! Pytajcie i nie pozwalajcie zbyć się wykrętnymi ogólnikami! Pytajcie i żądajcie odpowiedzi".
– Uhm… – mruknął Sneer do siebie. – Jeśli już zaczną pytać, to raczej o przyczyny wzrostu ceny piwa.
Zmienił krążek w aparacie, lecz zamiast oczekiwanej ballady w wykonaniu Dony Bell, męski głos obwieścił:
„Jest nam bardzo przykro, lecz nagranie, którego żądasz, zostało zastrzeżone przez Wydział Masowej Rozrywki zarządzeniem z dnia trzeciego lipca bieżącego roku. Jego rozpowszechnianie wstrzymano ze względu na niski poziom artystyczny i brak walorów społeczno-wychowawczych. Prosimy wybrać inną pozycję z katalogu nagrań".
– Do licha! – Sneer wyłączył aparat. – Tego jeszcze nie było. Zakazana piosenka?
W zestawieniu z treścią pierwszego nagrania fakt ten wyglądał intrygująco. Sneer zastanowił się chwilę, a potem sięgnął po telefon.
– Benny? Mam sprawę – powiedział. – Czy mógłbyś mi wyszperać nagranie numer 378245?
– To ty, Sneer? – rozległo się w słuchawce. – A co to za nagranie?
– Dony Bell.
– Posłuchaj, stary! – głos Benny'ego przybrał oficjalny ton. – Jestem porządną firmą. Szukam różnych dziwnych rzeczy i nie obchodzi mnie, po co są klientowi potrzebne. Ale takich spraw nie tykam. Dony Bell jest zastrzeżona. Oficjalnie nigdzie nie występuje, nie nagrywa, w telewizji nie odtwarzają nawet jej dawnych przebojów. To coś oznacza. Nie wiem, co. Nie znam się na polityce. Chodzą plotki, że nie chciała ujawnić autora tekstu jednej ze swych piosenek. Uparcie twierdzi, że go nie zna, że tekst został jej podrzucony.