124855.fb2
W ciągu tygodnia Arnold, Gregor i trzy konfiguratory Zawinęli z powrotem do kosmoportu im. Kennedy’ego. Nie musieli już nic robić, tylko cierpliwie czekać na fortunę, która sama wpadnie im w ręce. Zaraz po wylądowaniu Arnold opuścił statek i złapał taksówkę. Pojechał najpierw na ulicę Canal, a potem do śródmieścia Nowego Jorku. Uwinął się szybko ze swoimi sprawami i po kilku godzinach był z powrotem na statku.
— Dobra, wszystko w porządku! — zawołał do Gregora. — Byłem u kilku jubilerów. Możemy sprzedać jakieś dwadzieścia dużych kamieni, ale bez robienia sensacji na rynku. A potem trzeba zmusić konfiguratory do produkcji platyny, przez pewien okres, a później… co u diabła?
Gregor popatrzył na niego kwaśno.
— Czy zauważyłeś jakieś zmiany?
— Mhm? — Arnold rozejrzał się po kabinie, rzucił okiem na Gregora i konfiguratory. W kabinie znajdowały się cztery konfiguratory.
— Zmusiłeś je do wyprodukowania nowego? — spytał Arnold. — Nic nie szkodzi. Teraz niech produkują diamenty każdy z osobna.
— Jeszcze nie zrozumiałeś — powiedział Gregor ze smutkiem. — Spójrz.
Nacisnął guzik najbliższego konfiguratora i powiedział: „Diament”. Konfigurator zaczął się trząść.
— Ty i ta twoja cholerna zasada przyjemności — jęknął Gregor. — Reprodukcja. Te przeklęte maszyny oszalały na punkcie seksu!
Maszyna zatrzymała się i wyprodukowała następny konfigurator.