124994.fb2 Moje potr?jne ja - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 4

Moje potr?jne ja - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 4

I obydwaj runęli jak dłudzy.

Opadli ciężko na ziemię, o dobry krok od siebie i potrząsali nieprzytomnie głowami.

— Jesteś najbardziej uparty drań, jakiego widziałem — powiedział jeden. — Gdzieś ty się…

— …nauczył mojego chwytu? — dokończył McCarthy podchodząc do nich.

Tamci dwaj zerwali się na równe nogi i zapatrzyli w przybysza.

— Ee! — zawołał ten z aparatem. — Wy dwaj jesteście bliźniacy!

— Chwileczkę — McCarthy stanął pomiędzy tamtymi.

— Jesteśmy wszyscy bliźniacy. To znaczy trojacy. To znaczy… Wszystko jedno, siadajcie, muszę wam coś powiedzieć.

Wszyscy trzej przysiedli powoli i przyglądali się sobie podejrzliwie.

Po czterech porcjach tytoniu otaczał ich dokoła równy krąg ciemnego nikotynowego soku. McCarthy ciężko dyszał we wszystkich swych trzech postaciach.

— Krótko mówiąc, ja jestem McCarthy I, bo byłem przy tym od samego początku, aż do tej chwili, kiedy tłumaczę McCarthy’emu II, że nie potrzebuję jechać po kartkę, którą McCarthy III chce dostać od profesora Ruddle’a.

Ten z aparatem wstał, a inni poszli za jego przykładem.

— Nie rozumiem tylko — rzekł ten z aparatem — dlaczego ja mam być McCarthy III. Myślę, że już prędzej ja jestem McCarthy I, ten z prawej — McCarthy II, a ty — McCarthy III.

— Akurat — zaoponował McCarthy II — wcale nie tak. Bo mnie się wydaje, że to ja jestem McCarthy I, ty…

— Nie ma co gadać! — rzekł McCarthy I, a dwaj, którzy przed chwilą walczyli, zwrócili ku niemu twarze. — Bo ja wiem na pewno, że jestem McCarthy I!

— Skąd wiesz? — spytali tamci.

— Bo mnie wszystko to wytłumaczył profesor Ruddle. Tak właśnie mi wytłumaczył, że ja jestem McCarthy I. A wam tego nie mówił, prawda? Więc nie ma się co kłócić. Jesteście najbardziej uparte chuligany, jakich w życiu widziałem. A widziałem ich dosyć. Teraz możemy już wracać.

— Zaczekaj, zaczekaj. Skąd mam wiedzieć, że nie mam ruszać kamienia? Tylko dlatego, że ty tak mówisz?

— Dlatego, że ja tak mówię i że tak mówi profesor Ruddle w kartce, którą wam pokazałem. I dlatego, że nas jest dwóch, którzy nie chcą, żeby ruszać kamień, i rozwalimy ciebie jak nic, jeżeli popróbujesz.

McCarthy II kiwnął przytakująco głową. McCarthy III rozejrzał się dokoła za jakąś bronią. Nic jednak nie znalazł, więc ruszył w stronę trzech machin czasu. McCarthy I i McCarthy II pośpiesznie zrównali się z nim krok.

— Jedźmy moją, stoi najbliżej! — Wszyscy trzej weszli do machiny McCarthy’ego I.

— A co będzie z czekami? Dlaczego ty masz mieć trzy czeki, McCarthy II — dwa czeki, a ja tylko jeden? Podzielicie się ze mną?

— Poczekaj, aż wrócimy do profesora. On już tę sprawę załatwi. Czy nie potrafisz myśleć o niczym innym, tylko o pieniądzach? — powiedział ze smutkiem McCarthy I.

— Nie, żaden z nas nie potrafi — odparł McCarthy II. Ja chcę mieć udział w tym trzecim czeku. Mam większe prawo niż ten durny facet, no nie?

— Dobra. Poczekajcie, aż będziemy w laboratorium. — McCarthy I nacisnął chronotranzyt. Wyspa i wspaniały blask słońca znikły. Czekali teraz na dalszy ciąg.

— Hej, tu całkiem ciemno! — zawołał McCarthy II.

— Gdzie jest laboratorium? Gdzie profesor Ruddle?

McCarthy I pociągnął za chronotranzyt, lecz ten ani drgnął, Tamci dwaj podeszli i ciągnęli teraz we trójkę.

Ale chronotranzyt ani o milimetr nie dał się ruszyć z miejsca.

— Pewnie nacisnąłeś za mocno — jęknął McCarthy III. — Zepsułeś maszynę!

— Pewnie — zawtórował McCarthy II. — Skąd ty możesz wiedzieć, jak się obchodzić z maszyną czasu? Zepsułeś ją i teraz nie ruszymy się z miejsca!

— Chwileczkę! — McCarthy I odepchnął pozostałych.

— Coś mi świta w głowie. Wiecie, co się stało? Wszyscy trzej chcieliśmy wrócić do… do teraźniejszości, jak mówi profesor Ruddle. Ale właściwie to tylko jeden z nas należy do teraźniejszości — kapujecie? Więc jak nas trzech tutaj siedzi, maszyna nigdzie nie może iść.

— No, to sprawa jest prosta — zawołał McCarthy III.

— Ja jestem jedyny prawdziwy…

— Zwariowałeś?! Ja jestem jedyny prawdziwy McCarthy! Wiem, bo…

— Spokój — krzyknął McCarthy I. — Takim gadaniem nigdzie nie zajedziemy. A powietrze robi się coraz gorsze. Wracajmy z powrotem i tam się dogadamy. — Przycisnął dźwignię do dołu.

Wrócili więc 110 milionów lat wstecz, by spokojnie obgadać sprawę. A kiedy wylądowali na wyspie, czy wiecie, co tam znaleźli?

Tak jest. Właśnie to.