125128.fb2 Najazd o ?wicie - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 3

Najazd o ?wicie - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 3

Dillon spróbował jeszcze raz. Kształt zbliżał się coraz bardziej. Daremnie prosił, błagał o śmierć — nie potrafił umrzeć. Pozostało mu tylko jedno. Zebrał wszystkie siły i rozpaczliwie rzucił się naprzód, na majaczący przed nim kształt.

Wszystko zniknęło.

Dopiero po chwili Dillon uświadomił sobie, że niebezpieczeństwo minęło. Został sam na placu boju. Mimo wszystko wygrał!

Przed nim leżała opuszczona cytadela ego, oczekująca na zamieszkanie. Dillon poczuł przypływ szacunku dla biednego Arka. Walczył naprawdę dobrze i był godnym przeciwnikiem. Może mógłby mu zostawić trochę miejsca, gdyby Arek nie próbował…

— To bardzo miło z twojej strony, Dillon! — usłyszał. Nie miał czasu zareagować. Został pochwycony w uścisk tak silny, że myśl o jakimkolwiek oporze wydawała się śmieszna. Dopiero teraz poczuł prawdziwą moc umysłu K’egranina.

— Byłeś dobry, Dillon — rzekł Arek. — Nie musisz się wstydzić swojej walki.

— Ale od początku nie miałem żadnych szans — dopowiedział Dillon.

— Tak, żadnych — odparł uprzejmie Arek. — Sądziłeś, że wasza ziemska metoda inwazji jest wyjątkowa. Większość młodych ras tak sądzi. Jednak K’egra to bardzo stara planeta i w swoim czasie przeżyliśmy wiele inwazji, zarówno fizycznych, jak i psychicznych. Tak więc dla nas to nic nowego.

— Bawiłeś się ze mną! — krzyknął Dillon.

— Chciałem się dowiedzieć, jaki jesteś — powiedział Arek.

— Pewnie jesteś zadowolony z siebie! Niezła zabawa. W porządku, skończmy z tym.

— W jaki sposób?

— Zabij mnie!

— Czemu miałbym to robić?

— Ponieważ… ponieważ cóż innego mógłbyś zrobić? Czemu miałbyś mnie traktować inaczej niż tamtych najeźdźców?

— Niektórych z nich już spotkałeś, Dillon. Walczyłeś z Ethanem, który zamieszkiwał bagno swej rodzinnej planety, zanim zachciało mu się podróży. A małe stworzenie, które tak przekonująco szeptało ci do ucha, to Oolermik, który przybył tu niedawno, pełen zapału i energii tak jak ty.

— Ale…

— Przyjęliśmy ich, użyczyliśmy im miejsca i wykorzystaliśmy ich zdolności do uzupełnienia naszych. Razem jesteśmy czymś więcej, niż bylibyśmy osobno.

— Żyjecie razem? — wyszeptał Dillon. — W jednym ciele?

— Oczywiście. Dobre ciało to w Galaktyce rzadkość i nie można marnować okazji. Poznaj innych, Dillon.

Dillon znów zobaczył bezkształtne stworzenie z bagna, pokrytego łuskami Oolermika i tuzin innych.

— Przecież to niemożliwe! — wykrzyknął. — Obce rasy nie mogą żyć razem! Życie to walka i śmierć! To podstawowe prawo natury.

— Tylko we wczesnych stadiach rozwoju — odparł Arek. — Już dawno temu odkryliśmy, że współpraca oznacza przetrwanie i to w znacznie lepszych warunkach. Przyzwyczaisz się. Witamy w federacji, Dillon!

I wciąż oszołomiony Dillon wkroczył do cytadeli, by zamieszkać w niej wspólnie z licznymi przedstawicielami innych planet.