125137.fb2 Najwi?ksza tajemnica ludzko?ci - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 35

Najwi?ksza tajemnica ludzko?ci - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 35

— Jak wyglądali.

— Normalnie. Jak ludzie. Tylko większe, mądrzejsze i jasnowłose.

— Kolejna obłędna teoria rasistowska — stwierdził. — Dużo się z tego nie dowiemy.

— Ja pamiętam wszystko zapewniła Zina. — Dlaczego mnie nie pytasz?

Uśmiechnął się do niej nad stołem.

— Zgoda. O co mam cię pytać? Ach już wiem. Co to było POF?

— To były Polskie Ogniwa Fotoelektryczne. Na morzu czarnym i śródziemnym rozpięte były pływające dywany z ogniw fotoelektrycznych. Miały powierzchnię w tysiącach kilometrów kwadratowych. Potem pozakładali takie przy innych kontynentach aż połowa energii elektrycznej na świecie była przez niego produkowana.

— Rozumiem — powiedział.

— Coś ciekawego — powiedział niespodziewanie Mitrofanow przełączając sygnał na głośnik. Mówił Stary Prezydent.

Góra Bólu. Poleć dziś wieczorem na platformę i dotrzymaj towarzystwa księżniczce Helenie.

— Ach...

— Wymyśl jej jakieś zajęcie. Ulokowałem ją w południowej części. W pałacyku. Podaję koordynaty. — Podał ciąg liczb. — Powodzenia kumplu.

— Tak jest.

Mitrofanow włączył nagłośnienie.

— Te cyfry to ani chybi kod do teleportera. — powiedział. — I to prywatny bo w tym co przywiozłeś Serżo z tamtej czynszówki nie figuruje.

— Pawło, nie miałbyś ochoty zobaczyć jak wygląda prawdziwa księżniczka o imieniu Helena?

— Miałbym, czemu by nie.

— Wiadomo coś o tym Gruzinie, którego szukają w Gdańsku?

— Była rozmowa między tym z Góry Bólu, a jakimś Niagarą Ognia i Wielkim Murem. Zdaje się że nasz drogi Stary Prezydent skasował jakiś ślizgacz ale nie są pewni czy razem z pasażerem.

— Jeśli dostał nasze ostrzeżenie to będzie teraz bardzo ostrożny — zauważył Sergiej. — No nic. Zobaczymy. Zino, nie znasz przypadkiem adresu Gruzińskiej Misji Wojskowej w Polsce z czasów tobie współczesnych?

— Skąd? Nawet nie wiedziałam, że coś takiego istnieje, a co, sądzisz że mogą tam jeszcze być?

Roześmiał się lekko.

— Nie, ale w tym miejscu ulokowałbym aparaturę przetrwalnikową. Pod misją.

— Skąd wiesz że chodzi o przetrwalnik?

— Bo pole czasu stojącego nie było jeszcze znane, natomiast hibernacja tak.

— Weto — powiedziała Zina. — Pole już było, ale jeszcze nie w powszechnym użytku.

— Jeśli Gruzini nad nim także pracowali to mogli mieć — zauważył Mitrofanow. — Ale niekoniecznie.

— Czekaj, a może jednak hibernacja. Pamiętasz ten ich komunikat? Sugerował pomoc medyczną. Może ten Gruzin był na coś chory i zamrozili go żeby doczekał lepszych czasów?

— Może. Ale czy wówczas byłby w stanie sam się rozmrozić? Chyba że nastąpiło uszkodzenie układów. Może skoczę do Gdańska i rozejrzę się.

— I czego będziesz wypatrywał?

— Z ich wewnętrznych komunikatów wynika że ma na czole numer ale bez pseudonimu.

— To ja wiem skąd mógł się wziąć — powiedziała Zina. — ci którzy pracowali w POF to mieli. Numer trzycyfrowy ma czole. Widoczny dopiero pod ultrafioletem. Jednocześnie dzięki temu mogli robić zakupy bo to była jakaś kategoria kredytowa.

— Pawło, myślę że powinieneś tam pojechać.

— Załatwione.

Stanął obok stołu i zaczął wystukiwać kod. Po chwili zniknął jakby go piekło pochłonęło.

— No cóż — powiedział Sergiej. — A my chyba pojedziemy zobaczyć księżniczkę.

— Nie lubię — powiedziała Zina. — Jeśli będziemy tam na górze i coś się spartoli to zostaniemy tam.

— Furda. Przyjdzie ktoś żeby nas aresztować to go obezwładnimy i po problemie. Zresztą weźmiemy dwa urządzenia.

— Dobra. Skoro tak ci zależy.

— To może być ktoś kogo znasz.

— Albo następna w kolejce.

— To też nie wykluczone.

II

Profesor Janusz Seleźniecki zatrzymał swój ślizgacz koło namiotu. Pierwszy zauważył go Tomasz Miszczuk i wszczął alarm. Po chwili wszyscy wybiegli z wykopów i zebrali się w karnym szeregu. Profesor był w dobrym humorze. Humor potęgowało ćwierć litra czystego spirytusu które dali mu na pożegnanie Rosjanie ze stacji orbitalnej, a którego trochę wypił po drodze. Dochodził właśnie do wniosku że z tymi zakazami picia i tak dalej to zawracanie głowy gdy oni się zbiegli.

— No co jest? — zapytał. — Wracać do roboty, zaraz wam zrobię taką inspekcję że się nie pozbieracie. Szef przyjechał to od razu siup. Fajrantu nie będzie.

Przerzucił manetkę gazu i zwalił się wraz ze ślizgaczem do wykopu. Dziewczyny pisnęły rozdzierająco. Miszczuk podbiegł i popatrzył w dół. Profesor miał pecha. Dziura w, którą wpadł była najgłębsza w całej okolicy. Ciało leżało w bardzo nienaturalnej pozycji widać było że nastąpiło złamanie kręgosłupa.

Zbiegł na dół i pochylił się nad nim. Profesor nie żył. Ślizgacz wydał dziwny dźwięk. Z pękniętej osłony synchrofrazatora sączył się płyn dreniczny. Z rozbitej głowy profesora krew.

— Cofnijcie się — polecił stojącym na górze.

Z torby wyjął laptopa. Wsunął kabel w złącze na skroni. Ściągnął aparaturę reanimacyjną. Rozłożył zakłócacze entropii. Potem zajął się ślizgaczem. Płyn, który wyciekał był superciężkim pierwiastkiem o liczbie atomowej około trzystu. Był zbyt niestabilny, aby przebywać poza polem siłowym w części centralnej. Zmaterializował fiolkę i kapnął na urządzenie jedną kroplę cieczy.

— Destrutox? — zaciekawiła się Damao patrząca z góry.

— Nowsze — wyjaśnił spokojnie.