125137.fb2
— Oszukał mnie.
Tomasz przymknął oczy. Przypomniał sobie jak dawno dawno temu prezydent przegrał partię warcabów z komputerem sztabowym warszawskiego okręgu wojskowego. To było zaraz po tym jak ogłosił się światowym arcymistrzem tej gry. Generałowie wyrwali komputer ze ściany i na rozkaz prezydenta wynieśli go przed budynek gdzie odbyła się «egzekucja oszusta». Doszedł do wniosku, że należy zmienić temat.
— A tak swoją drogą to odwiedziłem księżniczkę Helenę.
— I jak?
— Ktoś był u niej. W wazonie miała bukiet kwiatów. Chyba południowo amerykańskich dzikich róż.
— Sprawdzę na kamerach kontrolnych. Co zrobimy jeśli Gruzin wróci? Przecież nie pozwolę mu żeby szukał swojej lubej po dwu piętrach stacji.
— Hmm, można go stuknąć od razu albo trochę poczekać. Czekanie jest niebezpieczne bo może nam się znowu wymknąć spod kontroli. Już raz zrobiłeś ten błąd z Dziadkiem Weteranem. Siedział w lodówce ale uciekł.
— Nie uciekł tylko został wypuszczony. Zresztą Zinka też zniknęła. Dobra. Co dalej? Mamy jeszcze jakieś problemy? Może masz ochotę odpocząć w lodówce i zobaczyć za sto lat jak się to skończy?
— A jak Gruzin cię dopadnie to kto mnie wyciągnie? Dziękuję bardzo. Nie skorzystam.
Patrzyli obie w oczy przez chwilę. Wreszcie Prezydent roześmiał się.
— Nadal mi nie ufasz?
— Nikomu nie ufać — powiedział Miszczuk. — Dzięki temu żyję tak długo.
— Widzisz ja się odwracam do ciebie plecami i żyję tak samo długo.
— Ty możesz się odwracać do mnie — powiedział Miszczuk. — Ja wolę nie ryzykować.
Roześmieli się obaj. Dawno by sobie na wzajem podcięli gardła ale byli przecież kumplami.
— Dobra — powiedział Miszczuk. — Pogadaliśmy sobie o drobnych problemach i kosmetycznych poprawkach. Opowiedz lepiej co to za afera z tymi X'htla?
— Kompletny i nic nie znaczący drobiazg. Po prostu wypowiedzieli nam wojnę.
— Coś takiego. Dlaczego nie zawiadomiłeś mnie wcześniej?
— Nie chciałem cię denerwować. To będzie zupełnie mała wojenka.
— Czwarta światowa też miała być mała. Tak mówiłeś. Sto milionów żołnierzy zabitych w działaniach wojennych i półtora miliarda cywilów, jedna czwarta globu skażona izotopami, całkowita zagłada 70% infrasruktury przemysłowej...
— Wypadek przy pracy. Jesteśmy współodpowiedzialni. Ty byłeś wówczas wodzem naczelnym. Zresztą program «błękitny deszcz» wymyśliłeś po pijanemu i uruchomiłeś też po pijanemu żeby udowodnić tej flądrze, jak to ona się nazywała? Alexis?
— Hmm, nie chcę ci przypominać kumplu kto wydał rozkaz numer osiemset dwanaście, o ataku wirusem HIV-DELTA4. W całej Australii poza naszymi agentami którzy byli zaszczepieni nie ocalała żadna forma życia wyżej zorganizowana niż...
— At, nie ważne — prezydent podniósł kamień i cisnął w przelatującą opodal mewę.
— Sądzisz że załatwisz całą flotę laserami stacji?
— Chcą tylko pojedynku między mną a ichnim przedstawicielem. Będziemy latali kutrami i walili do siebie z rakiet.
— Więc jednak nie będzie jedenastej światowej. Dobre i to. Umiesz to pilotować?
— Oczywiście.
— Dziwne. Kiedy się nauczyłeś?
— Jak siedzialeś w lodówce. Nie ważne. Co słychać u dysydentów?
— Chyba wreszcie udało im się trafić na trop. Systemy ochronne Marsa uruchomiłem godzinę temu. Jeśli się tam pojawią...
— Działają jeszcze? Te czujniki, a nie dysydenci.
— Och, system sygnalizuje pełną sprawność. Co by nie mówić ci Tarani robią rzeczy prawie niezniszczalne.
— Za to jak się zaczynają psuć to może się rozwalić cała planeta.
— Coś za coś. Będę trzymał kciuki. Co się stanie jak przegrasz?
— Pamiętasz szóstą światową?
— Jak cholera. Wziąłem sobie dwa tygodnie urlopu a ty w tym czasie zasypałeś to co zostało z Brazylii gradem głowic...
— A co? Miałem pozwolić żeby mnie ciągali po jakichś ONZ-towskich trybunałach, jako zbrodniarza wojennego? No to przyładowałem, zresztą oni też nie byli w porządku. Judasze. Podpisali układ o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej, a to czym skontrowali to były atomówki oparte na czerwonej rtęci... Nawet nie wiesz ile się namęczyłem, żeby cię znaleźć. Stacja gotowa do odlotu, a ty siedziałeś na posterunku w celi...
— Głupie gliny.
— Teraz możesz tak mówić, ale gdyby cię nie zwinęli za łowienie ryb w rezerwacie ścisłym to mógłbym cię nie znaleźć. Mało brakowało, a spóźnił byś się na pociąg. Tym razem jeśli przegram będę musiał opuścić planetę...
— Tym razem się nie spóźnię.
Powietrze zamigotało i w jaskini Susłowa zmaterializował się Nodar. Zmaterializował się na poziomie podłogi ale natychmiast zgiął się w pół i gruchnął na beton. Susłow podbiegł do niego.
— Co z nim? — zapytała Zina spłoszona nagłym pojawieniem się nieznajomego.
— Złamania obu nóg — stwierdził Sergiej.
Nodar otworzył oczy i wycelował w nich broń.
—Żadnych sztuczek — powiedział. — Gdzie jestem?
— Może się najpierw przedstaw — powiedział Susłow zapalając lampę ultrafioletową. Na czole leżącego wyraźnie zalśnił trzycyfrowy numer.
— Gruzin — wyrwało się Zinie. — Tu dzma char...
— Szeni czyri me — powiedział. — Choć akurat może nie w moim stanie. Jestem Nodar Tuszuraszwili.
— Jestem Sergiej Susłow — powiedział dysydent. — szukaliśmy cię.