125330.fb2
– Nie – Henley spojrzał na Ashcrofta z głęboką urazą. – Zeskoczyłem całkiem sprawnie. Zdążyłem nawet zrobić kilka kroków, kiedy ten idiota Luther najechał na mnie jeepem.
– Pana zdaniem zrobił to umyślnie? – spytał Layne.
– Nie, skąd… To zupełny wariat. Gdyby nie on, siedziałbym z kolegami spokojnie z tyłu i montował kable, a tak pchałem się nie wiadomo po co na słup i zeskoczyłem Lutherowi pod zderzak. Rozumieją panowie? Jak można kogoś takiego zrobić szefem elektryków?
– Oczywiście, oczywiście, ale… – Ashcroft nagle zawiesił głos. – Zaraz, co pan zrobił po okrzyku reżysera?
– Słucham?
– Odwrócił się pan, tak?
Henley skinął głową.
– A kamera była jeszcze wyżej niż pan?
– Tak…
– Idziemy, Marty – prawie krzyknął Ashcroft. – Powinniśmy ich jeszcze złapać.
– Kogo?
– Ekipę filmową. Wiem, że wtedy kręcili w okolicy przez cały dzień. Może na taśmie jest scena zabójstwa!
Sześć potężnych wozów, mieszczących zarówno sprzęt jak i garderoby, jednoznacznie określało miejsce pobytu filmowców. Wymachując legitymacją Ashcroft przesuwał się wśród gapiów torując drogę sobie i Layne’owi. Po kilkunastu sekundach i paru uwagach na temat ważniaków z policji dotarli do stóp fontanny, gdzie ustawiono kamery. Ashcroft całkiem świadomie nadepnął komuś z obsługi na stopę.
– Gdzie wasz szef? – spytał.
Tamten syknął i schylił się. Ashcroft podetknął mu kartonik legitymacji.
– Muir? Reżyser stoi tam… – mruknął człowiek i ostrożnie dotknął buta. – Przy kamerze.
Ashcroft klepnął go w ramię i z uwagą stawiając nogi między rozciągniętymi kablami, dotarł do pierwszej niecki. Gdyby uruchomiono teraz rzygacze, strumień wody z najbliższego trafiłby wyłysiałego faceta prosto w plecy. Palec Ashcrofta stuknął w to samo miejsce.
– Pan kieruje tym wszystkim?
Mężczyzna okręcił się na obcasie.
– Bo co…? – łypnął okiem. – Robi pan wywiad na temat konfliktu producent-reżyser?
Był niski, w ustach błyszczały mu dwa srebrne zęby. Poza tym zajeżdżał tanią brandy. Ashcroft po raz kolejny pokazał legitymację.
– Mógłby mi pan poświęcić parę minut? Człowiek zerknął na ich buty ukazując starannie zaczesany placek łysiny.
– Od razu chce mnie pan straszyć tym, że wygasa licencja na kręcenie w mieście, czy odłoży pan to na później?
– Chcę wiedzieć, czy piętnastego koło czwartej po południu robiliście zdjęcia na pasażu handlowym.
– Łysina ustąpiła miejsca profilowi o ptasim nosie.
– Eve, dziecinko, podejdź do nas! – zawołał. Dziewczyna o spódnicy rozciętej do połowy uda ruszyła w ich stronę.
– Powiedz panom, co kręciliśmy w sobotę.
Oparła zawieszoną na szyi tabliczkę o płaski brzuch.
– Między trzecią a czwartą trzydzieści robiliśmy scenę na tarasie kawiarni z Lindą i Patrickiem…
– To mało ważne – przerwał jej Ashcroft. – Zdejmowaliście pasaż?
– Tak, był w ogólnym kadrze.
– Chcielibyśmy obejrzeć scenę nakręconą koło czwartej.
Reżyser i dziewczyna uśmiechnęli się jednocześnie.
– Taśmy pojechały do obróbki.
– To ściągnijcie je, chociaż fragmenty.
Od strony wozu technicznego ktoś krzyczał coś na temat akumulatorów i Muir musiał odejść na moment. Czas ten jednak dobrze podziałał na pamięć dziewczyny.
– Słuchaj, Tony – pociągnęła niskiego człowieczka i szepnęła mu coś do ucha.
Tamten zerknął na nią, a potem na Ashcrofta.
– Macie szczęście. Te sceny przyjadą dzisiejszym… – spojrzał na zegarek. – Właściwie to już przyjechały.
Ashcroft uderzył palcami po kieszeniach spodni.
– Powinniśmy je jeszcze dzisiaj obejrzeć.
Muir, który wrócił tymczasem, przyglądał się przez moment jego kapeluszowi, wreszcie wytarł łysinę chustką.
– A zezwolenie…?
Ashcroft zatknął kciuki za pasek spodni.
– Najpierw chcemy zobaczyć, czy macie szanse na Oskara…
Dziewczyna mrugnęła okiem do Layne’a i wolno ruszyła w stronę nadchodzącej grupy aktorów.
– Dobrze – odezwał się reżyser, gdy już jej ciasno opięte pośladki zniknęły w tłumie. – Przyjdźcie o piątej do „Palace Hotel”, chociaż nie mam pojęcia, po co wam to wszystko.
Ashcroft pstryknął w rondo kapelusza i odwrócił się ku zagradzającej im drogę ciżbie.
– Na razie – powiedział Layne do Muira.