125330.fb2
Ponownie uniósł głowę i dojrzał, jak Malle z uśmiechem wdusza spory jeszcze niedopałek w żłobienia popielnicy.
– Masz rację – powiedział, potem położył dłoń na słuchawce. – W twoim wieku niecierpliwość to zdrowy objaw.
Vincent Cadogan siedział na pryczy i cierpiał z powodu braku szelek.
– Przeczytał pan zeznania po raz trzeci. Jeden ze świadków jest adwokatem, drugi dziennikarzem. Ludzie o ustalonej reputacji, w pełni władz umysłowych. Więc…?
Cadogan odemknął powieki, wciąż oparty o ścianę przesunął teczkę w stronę Ashcrofta. Miał worki pod oczami.
– Absurd – stwierdził i poprawił spodnie. – To, że szedłem pasażem piętnastego koło czwartej, jest prawdą. To, że usiadłem na chwilę w jednej z tych otoczonych żywopłotem altanek, również jest prawdą. Prawdą jest też, że znalazłem tam martwą dziewczynę. Ale ja jej nie zabiłem.
– Cadogan! – Ashcroft uniósł się nad siedzącym. – Nie pieprz głupstw! Widziano, jak trzymałeś ją za gardło.
– Nie trzymałem! – Cadogan niemal pisnął i skoczył w kąt pryczy.
Ashcroft nachylił się i wyprostował go jednym szarpnięciem.
– Myślałeś, że nikt nie usłyszy, jeżeli szybko ściśniesz jej tchawicę? – palce Ashcrofta zgniotły coś niewidzialnego. – Jednak ta dwójka ze snack-baru dostrzegła to, mieli okno akurat naprzeciw wnęki. Czytałeś zeznania, czego chcesz więcej?
Cadogan skrzywił się płaczliwie, a potem jednym, nad podziw energicznym ruchem opadł na kolana. Wczepił się palcami w materiał spodni Ashcrofta.
– To nie ja… – rzęził. – Nie ja. Przecież pamiętam, co robiłem. Kiedy tam wszedłem, ona już nie żyła. Zlitujcie się, nie gubcie niewinnego człowieka.
Ashcroft musiał mu odginać palce jeden po drugim.
– Więc co…? – patrzył z odrazą, jak tamten wije się na pryczy. – Oni wszyscy zmówili się…?
Cadogan uniósł ręce ku górze.
– Tak – szepnął. – Tak musiało być, na Boga, tylko tak. Jakże inaczej.
Ashcroft zawiązał teczkę z odpisami zeznań i zastukał w płytę. Nie zważając na mamrotanie aresztowanego wyszedł z celi.
Człowiek spacerujący korytarzem schował do kieszeni białego fartucha jakąś łamigłówkę.
– Nie przyglądał się pan przesłuchaniu? – spytał Ashcroft, potem obrócił głowę w stronę strażnika. – Dalej poradzimy sobie sami – powiedział.
Człowiek w mundurze służb penitencjarnych przyłożył palec do skroni i zawrócił.
– Nie – lekarz przyjrzał się paznokciom. – Spędziłem z nim wiele godzin na testach, wystarczy…
Ashcroft zerknął nieufnie. Na ich widok rozkraczony na krześle, otyły strażnik uniósł kratę dzielącą areszt od części przeznaczonej dla personelu.
– Ten test… – mruknął Ashcroft po chwili. – Nazywa się chyba Rorschacha…? – popatrzył na psychiatrę. Ten wbił ręce w kieszenie fartucha uśmiechając się pod nosem.
– Czytuje pan „Scientific American”… – zakpił, lecz zaraz zmienił ton. – Nie, z metod projekcyjnych stosowałem jedynie Murraya. Za to maglowałem go ze struktury osobowości.
Stanęli przy drzwiach z napisem „Zespół terapeutyczny”. Lekarz wskazał go głową.
– Dobre sobie – przepuścił Ashcrofta przodem. – Zespół diagnostyki i terapii powinien mieć co najmniej sześć osób, a praktycznie jestem sam.
Powiódł wzrokiem po gorzej niż skromnie urządzonym pokoju, jakby podkreślając tragiczność swego położenia. Poza dużą szafą kartoteki, biurkiem oraz jedynym stołkiem pomieszczenie było sterylnie puste. Ashcroft podszedł do okna i oparł się o parapet.
– Wracając do rzeczy – lekarz za jego przykładem oparł się o biurko – gdybym miał odpowiedzieć na pytanie, czy ten człowiek jest normalny, odpowiedziałbym: tak.
Wyjął dłoń z kieszeni i jakby zdziwiony przyjrzał się łamigłówce.
– Co to znaczy normalny? – Ashcroft zerknął przez ramię; na ulicy widać było niewielkie zbiegowisko. – Nie jest mordercą?
Psychiatra wzruszył ramionami.
– Mordowanie to nie choroba. Cadogan jest typem lekko neurastenicznym, ale bez skłonności do gwałtu i przemocy. Tyle tylko chciałem powiedzieć.
Odrzucił pudełko łamigłówki na blat biurka.
– Czytał pan zeznania – Ashcroft położył dłonie za sobą na parapecie. – Cadogan powtarza w kółko, że jest niewinny…
Lekarz siadł na blacie obejmując szczupłymi palcami kolano.
– To właśnie jest najciekawsze, testy wykazują, że facet faktycznie jest przekonany o swojej niewinności. Może hipnoza albo środki psychomimetyczne…
Ashcroft tym razem dłużej patrzył w dół przez szybę.
– W takim razie na co pan czeka? – powiedział odwracając się gwałtownie. – W naszym stanie ciągle mamy krzesła elektryczne, a to jest znacznie gorsze.
Psychiatra taksował go wzrokiem.
– Lubi pan być błyskotliwy…
– Proszę…? – Ashcroft nachylił się marszcząc brwi.
– Nic, nic – tamten zeskoczył na podłogę. – Na badania tego typu nie zgadza się adwokat. Kretyn z urzędu. Nie rozumie, że to tylko może pomóc Cadoganowi.
Ashcroft odwrócił się do szyby.
– Przebada pan resztę ludzi, tych z mojej listy?
Psychiatra stanął z tyłu i unosząc się na palcach zerknął w dół ponad jego ramieniem.
– A można wiedzieć za jakie pieniądze? Cadogan zapracował na całą moją pensję, mogę pokazać…
– Nie trzeba. Wycisnę gotówkę dla pana – Ashcroft uniósł podbródek celując w zbiegowisko na chodniku. – Co tam się dzieje?
– Kręcą film – lekarz przytknął czoło do szyby. – Niech pan spojrzy, ten facet zaraz złamie nogę.
Na oświetlony reflektorami fragment jezdni wjechała ciężarówka. Stojący przy krawężniku mężczyzna w białym kapeluszu odrzucił kubek prażonej kukurydzy i dwoma susami znalazł się u jej boku. Źle jednak wymierzył odległość. Mimo że ręce złapały burtę, nogi nie trafiły na zderzak. Wyleciał w powietrze i trzasnął o bruk.