125330.fb2 Nostalgia za Sluag Side - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 25

Nostalgia za Sluag Side - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 25

Layne w poszukiwaniu pomocy spojrzał na stojących niedaleko żołnierzy, ale ci wydawali się sympatyzować z poczynaniami oprawców.

– Jestem z policji! Wasze nazwiska!

– Kelly – powiedział facet w krawacie. – A ten tam to Slayton.

– Policzę się z wami.

– Przecież powiedziałem, że w porządku. Możecie jechać.

Ashcroft wściekle przycisnął pedał gazu. W sekundę później jednak zwolnił go znowu. W pierwszej chwili wydawało się, że syk uchodzącego z opon powietrza podziałał na niego uspokajająco.

– Chyba zapomniałem zabrać tę cholerną deskę – mruknął Slayton.

Ashcroft powoli wysiadł z samochodu. Mimo prawie całkowitych już ciemności mrużył oczy.

– Kelly i Slayton, tak? – spytał cicho.

Tamci wyglądali na trochę skonfundowanych, ale potwierdzili.

– Możecie być pewni, że zapamiętam wasze nazwiska.

– Spokojnie, panowie – z tyłu rozległ się czyjś niewyraźny głos. – Jestem Carlo Stazzi, kierownik ochrony ośrodka. Przepraszam za wszystko. Zapłacimy za opony.

Layne dopiero teraz zdecydował się wysiąść.

– Proszę nie brać ludziom za złe tego, co robią – Stazzi cały czas trzymał namoczoną w czymś chustkę przy spuchniętym policzku. – Nie sądziliśmy, że przybędziecie panowie tak szybko, a to, co się tu wydarzyło…

– Właśnie, co z Hawokiem?

– To już panowie o wszystkim wiecie?

Ashcroft spojrzał na niego zdziwiony.

– Przyjechaliśmy z powodu skargi pani Maureen Havoc.

– Nie dostaliście naszego wezwania?

– Nie. Ale jeżeli wzywaliście niedawno nasz patrol z miasta, to nie przybędzie szybko. Na drodze jest straszny korek. Mimo wszystko może usłyszymy jednak, co tu się dzieje?

Stazzi zmienił położenie chusteczki.

– Właściwie to sprawa jest ta sama. George Havoc uciekł.

– Był waszym więźniem?

– Pacjentem.

– Ale to na jedno wychodzi, prawda? – wtrącił Layne.

Stazzi spojrzał na niego krzywiąc usta.

– Mam nadzieję, że wieczne tarcia między armią a policją nie staną na przeszkodzie naszej współpracy…

– Nie jestem policjantem.

– A kim? Pacyfistą?

Ashcroft podszedł do Stazziego.

– Co tu zaszło? – spytał.

– Chciała nas rozjechać niebieska limuzyna.

Layne spojrzał na pokiereszowane samochody na parkingu.

– Która z nich?

Stazzi uśmiechnął się krzywo wskazując zdemolowany i wypalony wrak leżący w miejscu, gdzie przedtem stała cysterna.

– Ukaraliście ją przykładnie – mruknął Ashcroft. – Czy jest pan jednak pewny, że to tłumaczy zachowanie… eee… Kelly’ego i Slaytona?

– W tym samochodzie, w środku… nie było nikogo!

– Wierzy pan w duchy?

– Nie, w zdalne sterowanie.

– Więc o co chodzi?

Stazzi splunął krwią.

– Żeby z taką precyzją sterować z oddali samochodem, trzeba go widzieć. Powiedziałbym nawet, że tak idealną kontrolę można uzyskać dysponując minimum dwoma punktami obserwacji.

– Słucham dalej.

– Obstawiłem budynek i cały teren. Nie złapaliśmy nikogo. Nie było też żadnych śladów.

Na twarz Ashcrofta wypełzł złośliwy wyraz.

– Może trafiliście na lepszych fachowców?

– Tak? A sam samochód? W środku powinno coś zostać. Powiedzmy, że zupełnie roztopiła się cała elektronika, że eksplozja wywaliła wszystkie kable… ale siłowniki? Powinny zostać chociaż ślady po dodatkowym układzie hydraulicznym. A nie ma niczego.

Ashcroft powoli włożył sobie do ust drażetkę gumy do żucia.

– Pozwoli pan, że wszystkie oceny odłożymy do czasu zbadania wraku przez naszych fachowców?

– Jasne. Źle mnie pan zrozumiał. Ja też chcę znaleźć realne rozwiązanie i zdaję sobie sprawę, że moje oględziny były pobieżne.