125330.fb2
Layne dotknął szarego grzbietu książki.
– Co jeszcze ma przyjść? – spytał.
– A to już rzecz zupełnie nowa, choć niedostępna w księgarniach. Chodzi o uniwersytecki raport z prac archeologicznych prowadzonych przez ekipę Hartmana. Pana Havoca interesuje zeszyt: „Wzgórza 1114 i 1115”.
– Musimy zarekwirować te książki – powiedział Ashcroft.
– Hm, nie prowadzę przedsiębiorstwa charytatywnego.
– Ile jesteśmy panu winni?
– Trzysta pięćdziesiąt dolarów.
– Ile?!
– Już mówiłem, że to prawie unikatowe pozycje…
Ashcroft krzywiąc się wypisał czek.
– Przyjmie pan to? – spytał wyrywając podłużną karteczkę.
– Od pana oczywiście. Jak mógłbym nie wierzyć policji?
Ashcroft ciągle z kwaśną miną schował książeczkę do wewnętrznej kieszeni.
– Chcielibyśmy też prosić pana o współpracę…
– Tak…?
– Interesuje nas pan Havoc osobiście. Jeśli przyjdzie odebrać książki w piątek, nasi ludzie powinni na niego czekać i…
– Czy jest poszukiwany?
– Tak.
– No to dlaczego panowie nie powiedzieli od razu. Mogliście go przed chwilą aresztować.
– Co?!
Staruszek uśmiechnął się ponownie.
– Był tu przecież przed chwilą. Wyszedł, kiedy panowie przeglądali magazyn…
Ashcroft bez słowa rzucił się do drzwi. Layne chciał coś powiedzieć, ale chwycił tylko książki i pobiegł za nim. Dopadł do samochodu w momencie, kiedy Ashcroft zaczął krzyczeć do mikrofonu:
– Do wszystkich patroli w okolicy Pitt’s Center! Na Dellen Avenue lub w jej pobliżu kręci się poszukiwany George Havoc. Natychmiast podjąć poszukiwania. Powtarzam…
– Tu „Jane 200”. Zgłaszam się na wezwanie.
– Tu „Jane 217”. Jadę wzdłuż Dellen Avenue. Brak jakiegokolwiek ruchu na chodnikach…
Ashcroft nerwowo kręcił gałką odbiornika. Niestety, pochodzące od zakłóceń szumy i trzaski nie chciały ustąpić.
– Tu „Jane 200”. Widzę mężczyznę o wyglądzie odpowiadającym…
– Śledź go! Jedź za nim!
– Tu „Jane 200”. Podejrzany skręcił w zaułek obok sklepu Krugera. Wchodzi w jakąś bramę.
– Halo, „Jane 200”! Nakazuję natychmiastowe aresztowanie!
– Zrozumiałem. Opuszczamy samochód.
Ashcroft przekręcił kluczyk tak, jakby chciał wyrwać go razem ze stacyjką. Samochód ruszył zawadzając o zderzak furgonetki i ślizgając się na mokrej nawierzchni pomknął wzdłuż metalowej siatki zabezpieczającej chodnik. Przed sklepem Krugera skręcili gwałtownie. Piszczące opony na dłuższy czas straciły przyczepność i samochód zatrzymał się dopiero zrobiwszy prawie pełny obrót.
– Do której bramy weszli policjanci? – krzyknął Layne do niskiego, zanoszącego się kaszlem mężczyzny, którego podtrzymywała drobna dziewczynka.
Pojemniki z farbą w aerozolu wystające z jej kieszeni świadczyły, że to ona była autorką fantastycznych wężowych postaci namalowanych na ścianie domu.
– Hej, słyszy mnie pan?
Mężczyzna podszedł bliżej i nie odejmując od ust chusteczki wskazał na najbliższe przejście.
– Tam – wycharczał i znowu zaniósł się kaszlem. Wyskoczyli z samochodu i starając się nie upaść pobiegli w kierunku bramy. Zanurzyli się w gęsty mrok, ale już po chwili stanęli na widok dwóch rozglądających się bezradnie policjantów.
– Gdzie on jest? – spytał Ashcroft.
– Uciekł. – Starszy policjant schował rewolwer do kabury. – Wbiegł tutaj, ale można opuścić to miejsce w co najmniej pięciu kierunkach.
Layne dopiero teraz dostrzegł rozgałęzienie korytarza.
– Wracamy?
Ashcroft skinął głową. Powlekli się z powrotem, z wściekłością rozpryskując wodę kałuży. Tuż przed samochodem Layne przystanął nagle i ruchem ręki przywołał Ashcrofta. W poprzek chodnika biegł rozmazany jaskrawozielony napis:…AND CRY – HAVOC…!
Layne spojrzał na pobliski mur zaludniony również jaskrawymi, chorobliwie powykręcanymi postaciami. Ich wielkie błyszczące oczy zdawały się patrzeć wprost na niego.
– To twoja robota? – spytał Ashcroft na stojącą obok, samotną już dziewczynkę.
Mała skinęła głową.
– Dlaczego to zrobiłaś?
– Ten pan, który tu stał, prosił mnie o to – dziewczynka nagle okręciła się na pięcie i pobiegła przed siebie.
Na chwilę jeszcze jej twarz pojawiła się zza narożnika.