125330.fb2
– Slayton – powiedział ściskając jej dłoń. – Jestem oczarowany pani urodą.
– Proszę nie żartować. Ten człowiek – ruchem głowy wskazała salę operacyjną – dostał dużą dawkę. W pewnym momencie jego dozymetr uległ zniszczeniu. Zdążył zarejestrować ponad sześćset radów.
– A ile mógł dostać w sumie?
– Nie wiem, może dziewięćset, może tysiąc. To zdanie fachowców, a oni są ostrożni w określaniu dawki
– A pani?
– Myślę, że dostał trochę więcej.
– Ile?
Wzruszyła ramionami.
– Trochę więcej niż trochę.
Slayton zaklął cicho. Przez chwilę pocierał brodę, potem podszedł do pielęgniarki.
– Proszę wywołać doktora Kelly’ego. Jak najszybciej.
– Ale…
– Natychmiast. Proszę go wyciągnąć za wszelką cenę.
Speszona pielęgniarka cofnęła się kilka kroków. Potem, jakby pokonując wewnętrzny opór, wślizgnęła się do środka, zostawiając szeroką szparę w drzwiach. Po chwili ukazał się w niej Kelly trzymając uniesione do góry zakrwawione ręce.
– Mów szybko, czego chcesz. Stary piekli się nad stołem.
– Facet, którego tam obrabiacie, jest gorący. I to bardzo.
– Wiem. I co z tego?
– Muszę się nim zająć. Inaczej umrze.
– Umrze, jeśli go teraz wypuścimy – maska chirurgiczna tłumiła głos Kelly’ego.
– Muszę go dostać!
– Człowieku, nie rozumiesz, co się dzieje? On ma rozległy wylew krwi do mózgu, uszkodzoną wątrobę i perforację jelit. Jedna nerka jest zmiażdżona, a druga wędruje. Przywieziono go praktycznie w stanie agonii.
– Więc kiedy go oddacie?
– Nie wiem, nie mam zielonego pojęcia – Kelly spojrzał na ludzi zgromadzonych na korytarzu. – No dobrze, powiedz, co możemy zrobić z nim sami.
– Sami? Sami nic nie możecie zrobić!
– No, słucham.
– Natychmiast wyjmijcie z niego wszystkie odłamki, jeśli takie są – Slayton wzruszył ramionami. – Nie wiem, co jeszcze… Wypompujcie mu żołądek, zaraz zaczną się torsje…
– Już się zaczęły – Kelly poprawił maskę i łokciem zatrzasnął drzwi.
Dopiero po dłuższym czasie milczenie przerwała Kathereen Burns.
– Przepraszam – powiedziała cicho. – Czy on ma jakieś szanse? Chodzi mi o pańską dziedzinę.
Slayton zerknął na zegarek.
– Niewielkie – wyjął z kieszeni paczkę papierosów, ale była pusta. – Powiedziałbym nawet, że raczej teoretyczne. To pani znajomy?
Potrząsnęła głową.
– A czy pan nie powinien się jakoś przygotować? – spytała podsuwając mu paczkę cienkich i potwornie długich pall malli. – Kiedy chirurdzy zwolnią salę…
– Nie, nie muszę – przerwał jej. – Wszystko jest gotowe. Chodźmy stąd.
Ruszyli rzęsiście oświetlonym korytarzem. Pilot rozejrzał się wokół, jakby szukając kogoś, kto mógłby wydać mu rozkaz. Nie znalazłszy nikogo, dopiero teraz zdjął hełm i poszedł za nimi.
Klub o tej porze był zupełnie pusty. Po bezskutecznym dobijaniu się do baru Slayton przyniósł im tylko kawę i kanapki z automatów.
– Może mi pani wyjaśnić, co się właściwie stało? – spytał zaciągając się ohydnym w smaku pall mallem.
Papieros był tak słaby, że prawie nie czuło się dymu.
– Nie mogę panu wiele powiedzieć – Kathreen po raz pierwszy uśmiechnęła się lekko. – Kiedy wszystko się zaczęło, byłam w pomieszczeniu kontroli przecieków, z dala od reaktora. Słyszałam tylko, jak ktoś krzyknął: „Chiny! Zaraz będziemy w Chinach!” Wtedy zaczęła się panika. Czegoś takiego nigdy nie widziałam.
– Chiny? Czyżby stopił się rdzeń reaktora?
– Ależ skąd. Ktoś po prostu zwariował ze strachu. Zresztą, gdyby gorący rdzeń przepalił kulę ziemską, odczułby pan to tutaj.
– Więc co się stało?
– Poszła jakaś sprężarka – wtrącił pilot. – Słyszałem, jak mówili, że któraś z turbin zsunęła się z łoża i zablokowała wszystkie zawory. Potem była ta eksplozja.
– W gorącej strefie?
– Nie, ale chlapnęło roztworem całkiem nieźle.
Kathreen skinęła głową.
– Geigery tak stukały, że naprawdę przerażona wyskoczyłam na korytarz, a tam… – kobieta nerwowo obracała w dłoni papierowy kubek. – Trudno opisać, co się tam działo. Ludzie uciekali w takim popłochu… Nikt nie przestrzegał dróg ewakuacyjnych, wybito większość szyb. Podobno Mark, te znaczy kierownik zmiany, został tylko z jednym człowiekiem w pomieszczeniu sterującym.
– Nieprawdopodobne. Ciekawe, co tam się dzieje teraz?
– Chyba nic szczególnego. Kiedy system kontrolny zamroził stos i wyłączył cały układ energetyczny, sytuacja była właściwie opanowana. Zresztą, co dziwniejsze, ludzie uspokoili się równie szybko.