125330.fb2 Nostalgia za Sluag Side - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 46

Nostalgia za Sluag Side - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 46

– Idziesz czy zostajesz?

Layne poślinił końce palców, jakby miał otwierać czyjś sejf.

– Idę.

Przeszli arkadę bramy i stanęli na owalnym podwórku. Białe zatarte linie wyznaczały miejsce postojowe dla ciężarówek. Wszystkie były puste, tylko na jednym widniała tłusta plama oleju.

– Chyba coś słyszę – szepnął Layne.

Ashcroft wyciągnął broń spod pachy. Prostopadłościan budowli miał tylko jedno wejście. U góry pod dachem biegł rząd zakurzonych wywietrzników. Kiedy wsunęli się do środka, hałasy stały się konkretniejsze. Ashcroft namacał kontakt i w świetle rzędu gołych żarówek dojrzeli leżącą na korytarzu stertę cienkich desek. W głębi ktoś zapamiętale łomotał. Ashcroft uniósł fragment rozbitej skrzynki, jeszcze połączonej gwoździami. „Property of US…” głosił urwany napis. Layne położył dłoń na desce, potem ruszył głową. Wydrapany na murze napis odsłaniał czerwień cegieł: „Property of Havoc”. Poniżej błyskał wygięty gwóźdź.

– W tym trzyma się broń?

– Tak – Ashcroft opuścił szczątki. – Karabinki M-16.

– Otworzyć… – dobiegł tym razem bardziej zrozumiały okrzyk, a potem seria ciężkich uderzeń.

– Trzeba ich wypuścić – mruknął Layne. – Ciekawe, ile Havoc tego zabrał…

Rozgniatane okuciami butów resztki skrzynek pękały momentalnie.

– Bardziej mnie interesuje, po co to zabrał.

Nietrudno było trafić do właściwego pomieszczenia. Sądząc z hałasu, ten ktoś na dole musiał mieć kafar. Po zapaleniu światła dojrzeli metalową klapę w podłodze. Zwalono na nią stojaki pełne beczkowatych pojemników. Ashcroft zabrał się do odsuwania. Łoskot zrazu umilkł, potem wrócił ze zdwojoną mocą. Wreszcie odsunęli zapadkę i odskoczyli. Jak się okazało, słusznie. Twarze czterech mężczyzn, którzy z małpią zręcznością wyskoczyli z otworu, były sine z wściekłości. Ashcroft stał już z wyciągniętym do przodu znaczkiem.

– Kapitan Ashcroft, policja.

– Kurwa… dopiero teraz? – barczysty mężczyzna nachylił się groźnie. – Te sukinsyny zamknęły nas jeszcze wczoraj.

– Niecałe pół godziny temu mieliśmy anonimowy telefon. Kto was zamknął?

Mężczyzna obrócił twarz w stronę rudzielca dzierżącego łom o stępionym końcu.

– Tak jest zawsze, kiedy przyjmuje się miejscowych…

Dwóch pozostałych strażników wyszło na korytarz. Sądząc z odgłosu trzaskania drzwiami, sprawdzali inne pomieszczenia. Dowódca gwardzistów ponownie zwrócił się do Ashcrofta:

– Mieliśmy dwóch nowych strażników z tego miasta. Zameldowali wczoraj o odkryciu podkopu w piwnicy – wskazał ręką na ciemny prostokąt włazu. – Zeszliśmy i faktycznie… był zamaskowany otwór w ścianie i wyglądało na to, że ktoś chce się dostać z zewnątrz przez stary kanał.

Sierżant z żalem potarł swoje bicepsy.

– Idioci wleźliśmy tam wszyscy… po kilkunastu metrach okazało się, że kanał musiał być zamurowany chyba jeszcze przed Rooseveltem. Wyczułem od razu, że sprawa śmierdzi, ale te sukinsyny zamknęły zejście i byliśmy gotowi. Tak nas podejść…

Rudy kiwał do wtóru głową. Ashcroft zerknął na jego łom.

– Co było potem?

– A co miało być? Macie papierosa…?

Layne podsunął paczkę, widząc, że rudy także nie przepuszcza poczęstunku. Żarłocznie zaciągnęli się dymem.

– Latarki siadły, a ci hałasowali przez noc w magazynach. Musiało ich być znacznie więcej.

– Ciężarówka – westchnął rudy.

– Prawda – dowódca kaszlnął. – Zdawało nam się, że na podwórze zajechał jakiś ciężki samochód.

Dwóch mężczyzn wróciło do sali z ponurymi minami. Jeden trzymał w rękach jakiś świstek i krótki ołówek.

– Co zginęło?.

– Wszystkiego po trochu. Trzydzieści skrzyń M-16, skrzynka AR-10, czterdzieści granatników M-79, cztery komplety miotaczy ognia wraz z dwudziestoma butlami, masa amunicji…

– To wszystko? – warknął dowódca.

– Nie, jeszcze ładunki wybuchowe, zestaw kabli lontowych.

– Żeby szlag trafił tych terrorystów… – prawie wrzasnął. – Żeby szlag trafił ćwiczenia w Nowym Meksyku i ten cholerny magazyn, który może służyć do wszystkiego, tylko nie do przechowywania broni.

Umilkł, jakby uświadamiając sobie bezsens żalów. Przetarł skronie.

– Idę zameldować – powiedział i raz jeszcze tylko zerknął na właz. – Tak mnie podejść.

Kręcąc głową zaprowadził ich do pokoju, gdzie stał telefon. Czekając na swoją kolej Ashcroft spojrzał przez okno. Na podwórzu, obok bramy, spacerowało dwóch strażników. Rudzielec miał tak samo zawziętą minę jak poprzednio, ale teraz zamiast łomu trzymał w ręku pistolet maszynowy.

* * *

Po dobrej minucie pukania, walenia, a wreszcie kopania, muzyka w środku ucichła i drzwi otworzyły się, ukazując usiłującego włożyć zbyt małą koszulę Kelly’ego. Stazzi przez dłuższą chwilę nie mógł wydobyć z siebie głosu, ale bynajmniej nie dlatego, że Kelly chwiał się na nogach. Koszula, którą nareszcie wciągnął, była najwyraźniej damska.

– Eee… chciałem… – wybełkotał cofając się Stazzi, ale Kelly chwycił go za ramię i wciągnął do środka.

– Napijesz się czegoś? – Ręce Stazziego bezwiednie zacisnęły się na podanej szklance z piwem i papierowym kubku.

Powoli jego wzrok zaczął rozróżniać majaczące w mroku szczegóły – zaścielające podłogę piersiówki z whisky, puste puszki i dwie dziewczyny, z których jedna ubrana była w szeroką koszulę Kelly’ego. Strój drugiej stanowiły dwie poduszki przyciskane rękami do ciała.

– Chyba przeszkadzam…

– Nie, skąd – z najciemniejszego rogu podniósł się Slayton poprawiając krawat będący oprócz spodni jedyną częścią garderoby, jaką miał na sobie. – Siadaj i mów, co cię sprowadza.

– Chciałem się dowiedzieć, co naprawdę zaszło w supermarkecie, bo komunikaty… ale może przyjdę kiedy indziej?

– Bez przesady – Slayton wlał mu whisky do papierowego kubka.

Siedząca bliżej dziewczyna, ta z poduszkami, położyła głowę na kolanach Stazziego. Jej oczy nie wyglądały na zbyt przytomne.

– Co chcesz wiedzieć? Wszystko od początku?

– Nie, trochę już słyszałem – Stazzi siedział wyprężony nieruchomo, nie chcąc budzić zapadłej nagle w kamienny sen dziewczyny. – Tuż po akcji rozmawiałem przez telefon z szefem grupy szturmowej, ale był jeszcze w szoku i mówił nieskładnie…

– Skąd wiesz, że był w szoku?