125330.fb2
– Ty lepiej zostań – Slayton zaczął kompletować swój strój. – Ja pójdę.
– A my? – zaprotestowała jedna z dziewczyn. – Mamy tu siedzieć same?
– Zaczekajcie chwilę – Slayton skinął na Stazziego i obaj zniknęli za drzwiami.
Po półgodzinie prawie jednocześnie zjawili się z powrotem.
– I co załatwiłeś? – spytał Stazzi.
– Werner zasadniczo nie ma żadnych obiekcji, ale twierdzi, że samemu trudno mu podjąć taką decyzję. Obiecał, że skonsultuje się z kim trzeba…
– To już nieaktualne – wpadł mu w słowo Kelly.
– Dlaczego?
– Dzwonił tu przed chwilą i…
– Telefonował tu Werner? – oczy Slaytona zrobiły się okrągłe. – A ty oczywiście odebrałeś?
– Tak. I co z tego?
Slayton opadł na kanapę.
– No tak. Skoro usłyszał twój przepity głos, to mamy zapewnione kilka dyżurów poza kolejnością…
– Wprost przeciwnie, był bardzo grzeczny – Kelly zrobił obrażoną minę. – Pytał nawet, czy może tu wpaść… Nie, żartuję – dodał, widząc że Slayton rzuca się w kierunku stosu puszek, żeby zrobić porządek. – W każdym razie powiedział, że skontaktował się z Huttsem, a ten jako kierownik naukowy kategorycznie odmówił udzielenia swojej zgody na nasze badania.
– To było do przewidzenia – powiedział cicho Stazzi.
– Jak to?
– W dowództwie powiedziano mi, że chorego pielęgniarza skierował do pracy właśnie Hutts.
Slayton chciał coś powiedzieć, ale stojąca ciągle na środku pokoju dziewczyna ziewnęła szeroko i potrząsnęła za ramię leżącą koleżankę.
– Idziemy stąd, kochanie – powiedziała. – Znajdziemy sobie prawdziwych mężczyzn, takich, którzy potrafią coś jeszcze oprócz trzepania językiem.
Earl ziewał rozdzierająco, jednak na widok Ashcrofta zsunął się z biurka usilnie starając się przybrać inteligentniejszy wyraz twarzy.
– Tego brodatego nie ma z tobą? – spytał.
– Jest – dobiegło zza drzwi.
Z wciąż rozłożoną gazetą do gabinetu wkroczył Layne.
– Nic nie piszą – cisnął dziennik na biurko. – Gwardia widać nie ma czym się chwalić.
– Dennis znowu zabrał Lionela i Freddie’ego – stwierdził Earl odrywając wzrok od okna. – Jeszcze trochę, a razem z obyczajówką będziemy biegać po burdelach.
Ashcroft skrzywił się, jakby zabolało go gardło.
– Jest coś nowego?
– Żadnych nowych morderstw, a stare sprawy bez zmian – Earl wyglądał na szczerze zmartwionego.
Ashcroft przesunął dłonią po jakiejś głębszej rysie na powierzchni stołu.
– Od dzisiaj – powiedział – musisz uważać na jeszcze jedno. Przestrzeliwanie albo ćwiczenia z bronią w okolicach miasta. Mogą się tym parać całkiem porządni obywatele.
– Broń rejestrowana?
– Nie… M-16, AR-10…
Earl cicho gwizdnął, potem zgarbiony przemaszerował kilka razy wzdłuż ściany.
– To może pasować – powiedział nachylając się nad raportami. – O…
Ashcroft rozłożył papiery, słuchając komentarza.
– Przyszło z trzeciego komisariatu. Ludzie pracujący u Manganellego słyszeli w piwnicach dziwne odgłosy. Przypominały palbę karabinową.
– Zgadza się – Ashcroft trzepnął kartkami. – Ale posterunkowy pisze, że dźwięki dobiegały jakby zza ściany. Sprawdził, czy nie ma tam innego pomieszczenia?
– Rozmawiałem z nim dzisiaj – Earl wsparł się plecami o ścianę. – To rozsądny facet, na pewno tego nie przeoczył. Wokół piwnic Manganellego nie ma nic… chyba że kanały ściekowe.
– Dobra. – Chybocząc się na krześle Ashcroft złożył na powrót sprawozdania. – Gdyby coś takiego powtórzyło się, melduj.
– O.K. – Earl skinął głową. Potem machnął im ręką i wyszedł.
Layne przestał manipulować przy zapięciu zegarka.
– Gdzie jest ten market? – spytał.
Ashcroft zerknął na niebo przez dawno nie myte szyby.
– Na końcu ciągu handlowego. Kilkanaście lat temu zburzono sporo domów pod centrum usługowe.
– A starej sieci kanalizacyjno-wodociągowej nie zasypano?
– Nie ruszono tam niczego. Wygląda, że będziemy musieli się rozejrzeć.
– A plany?
– Fabryka uzdatniania wody. – Ashcroft uniósł się z miejsca. – Samochodem będziemy za kwadrans.
Kompleks budynków leżał nad niewielką, jedyną w promieniu wielu mil rzeką. Można było podejrzewać, że właśnie wodzie miasto zawdzięczało swoją lokalizację na tym kawałku pustynnego wybrzeża. Budynek kontroli jakości znajdował się pół kilometra dalej. Ashcroft i Layne, idąc wzdłuż rurociągu, zbliżali się do jego walcowatego kształtu.