125330.fb2 Nostalgia za Sluag Side - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 57

Nostalgia za Sluag Side - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 57

– Tak to jest, jak się zostawi dwóch supermanów ze związaną kobietą – powiedział cicho.

Slayton klnąc wściekle i kulejąc dopadł do konsoli z głównym ekranem sumującym dane z większości aparatów.

– Co z wykresem EEG? – warknął.

Kelly trzymając się za pulsujące bólem czoło sięgnął po papierową taśmę.

– Lepiej niż świetnie – powiedział po chwili trochę drżącym głosem. – Jest wyraźna zmiana. Bardzo charakterystyczna.

– No to jesteśmy w domu. Dziękujemy za pomoc, panie Havoc.

Slayton zwrócił się do Stazziego:

– Jeszcze trochę czasu i nie będziemy błądzić po omacku. To nie są czary, Carlo. Wszystko da się zmierzyć.

– Nic z tego, chłopcy. Zwijamy interes.

– Co?

– Nie wiecie, co się od rana dzieje. Nie widzieliście zajeżdżających ciężarówek? – Stazzi włożył ręce do kieszeni.

– Co się stało? Wojna? – spytał Kelly.

– Gorzej. Epidemia.

Dopiero teraz zauważyli, że czoło Stazziego pokryte jest drobnymi kropelkami potu.

– Jakaś supergrypa czy coś takiego. Szpitale w mieście są przepełnione i dowództwo podjęło decyzję, żeby do czasu opanowania sytuacji przerwano wszystkie badania w naszym ośrodku i przyjęto chorych.

– Nasze też?

– Wszystkie. I Werner musi to zrobić, jeśli nie chce stracić posady. – Stazzi zapalił papierosa. – Myślę, że lepiej nie denerwować go petycjami i odwołaniami. Wolę, żeby szefem był przychylny nam facet, niż Bóg wie kto, kto zajmie po dymisji jego miejsce.

Kelly skinął głową.

– O co w tym wszystkim chodzi? – szepnął.

– Nie wiesz? – powiedział Slayton. – Nasz przyjaciel Havoc kazał pozarażać się czymś swoim ludziom, słusznie przewidując, że armia włączy się do akcji ratowniczej i tym samym zablokuje naszą pracę.

Podszedł do leżącej kobiety i patrzył na nią przez chwilę.

– Żałuję, że nie zastosowaliśmy „Żelaznej Dziewicy”. Mielibyśmy trochę więcej informacji… – Slayton nagle odwrócił się w stronę Stazziego.

– To, co zrobił Havoc, świadczy jeszcze o czymś – powiedział powoli. – Jeżeli musiał uciekać się do czegoś takiego, to znaczy, że nie ma swoich ludzi ani w dowództwie, ani nigdzie wyżej.

– To jest myśl – podjął Kelly. – Może dobrze byłoby zawiadomić szychy na górze o wszystkim, co się tu dzieje?

– Nie, to nie ma sensu – powiedział zdecydowanie Stazzi. – Nikt nie uwierzy w takie bzdury. Zaszkodzilibyśmy tylko sami sobie.

– A może jednak…

– Nie. Nawet gdyby ktoś zainteresował się tym, zaczęłyby się przesłuchania, przewlekłe śledztwo, setki komisji… A Havoc w tym czasie mógłby już zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych.

Slayton zwinął taśmę elektroencefalografu i wrzucił ją do kieszeni.

– W takim razie chodźmy do Wernera.

Ledwie zdążyli wyjść z pokoju, zatrzymał ich jakiś żołnierz.

– Panie majorze, ktoś przeciął kable łączące główny budynek z wartownią.

– Zaczyna się – mruknął Kelly.

Stazzi rozejrzał się po korytarzu. Jacyś ludzie rozstawiali łóżka pod ścianami, a z głębi przepełnionych chorymi sal dobiegał gwar głośnych rozmów.

– Coś jeszcze?

– Tak, nie wiem, czy to ważne. Ktoś otworzył klapę do bunkra.

– Mamy tu bunkier? – spytał Slayton.

– Tak, ale opadowy. To rodzaj kolektora, który łączy się z kanalizacją.

Stazzi odwrócił się do żołnierza.

– Klapa otwiera się od dołu? – spytał.

– Nie. Tylko od góry, czyli z naszej strony.

Stazzi nie spiesząc się zgasił papierosa i wrzucił do kosza w załomie muru.

– Proszę przy każdej sali postawić uzbrojonego wartownika – powiedział. – Na skrzyżowaniach korytarzy ma stać po dwóch ludzi kontrolujących pozostałych. Dowódcy mają zdawać mi raport co dziesięć minut… No, powiedzmy co pół godziny – dodał widząc rozszerzone zdziwieniem oczy wartownika.

– Tak jest.

– Dyrektor Werner jest u siebie?

– Nie, panie majorze, właśnie tam idzie – żołnierz ręką wskazał kierunek.

Rzeczywiście dostrzegli jego korpulentną postać przeciskającą się wśród tłumu sanitariuszy podtrzymujących prowadzonych do sal pacjentów. Na ich widok przełożył trzymane papiery do drugiej ręki i uwolnioną dłonią kiwnął na powitanie.

– Wiecie już o wszystkim? – spytał.

Skinęli głowami.

– Muszę przerwać prace – powiedział zdecydowanie. – Ale nie tak łatwo mnie zastraszyć. Przydzielam was – zwrócił się do Kelly’ego i Slaytona – do grupy policyjnej. Oczywiście jeśli tego chcecie.

Uśmiechnął się – na widok aprobaty malującej się na ich twarzach.